piątek, 20 maja 2016

Humor piątkowy

Dzisiaj troszkę więcej niż zwykle, ale za tydzień mnie nie będzie, za dwa prawdopodobnie też nie więc daję na zapas :-))

Zapraszam.


*****
Ksiądz na lekcji religii pyta dzieci, jak wygląda Matka Boska. Do odpowiedzi wyrywa się Jasiu:
- Ma długie blond włosy, czerwone usta i krótką sukienkę.
- Gdzieś ty widział taką Matkę Boską? - śmieje się ksiądz.
- No, wczoraj jak wychodziła przez okno od księdza. Sam ksiądz mówił "O Matko Boska, żeby cię nikt nie zobaczył".


*****
Jasiu grał na dworze w piłkę i zdarzył się mały wypadek. Chłopiec wrócił do domu i mówi:
- Mamo, wybiłem okno sąsiadowi.
- I co powiedział? - pyta rodzicielka.
- A mam ominąć wszystkie przekleństwa?
- Tak.
- To w sumie nic nie powiedział.


*****
Dwóch przyjaciół wraca późnym wieczorem z pokera. Jeden skarży się drugiemu.
- Wiesz, nigdy nie mogę oszukać żony. Gaszę silnik samochodu i wtaczam go do garażu, zdejmuję buty, skradam się na piętro, przebieram się w łazience. Ale ona zawsze się budzi wydziera na mnie, że tak późno wracam.
- Masz złą technikę. Ja wjeżdżam na pełnym gazie do garażu, trzaskam drzwiami, tupię nogami, wpadam do pokoju, klepię ją w tyłek i mówię: "Co powiesz na numerek?". Zawsze udaje że śpi...


*****
Wnuczka paraduje nago po mieszkaniu, a babcia przygląda jej się badawczo.
- Wnusiu, czemu ty chodzisz goła po mieszkaniu? - pyta.
- Babciu to jest ekologiczna piżama - odpowiada wnuczka.
Babcia wieczorem wchodzi do kuchni nago, dziadek spogląda na nią zdziwiony i pyta:
- A co ty taka goła po domu chodzisz?
- Wcale nie jestem goła. To jest moja nowa, ekologiczna piżama - tłumaczy babcia.
- Taka jakaś nie wyprasowana...


*****
Idzie pijany gościu po chodniku: jedną nogą po krawężniku, a drugą po asfalcie. Nagle zatrzymuje się i mówi:
- Cholera, 32 lata żyje i nie wiedziałem, że jestem kulawy...


*****
W basenie, przy szpitalu dla wariatów, topi się jeden z pacjentów.
Na ratunek skoczył mu drugi i go uratował. Po tym całym wydarzeniu bohaterski pacjent jest wezwany do lekarza.
- Pana postawa świadczy o tym, ze jest pan już całkowicie zdrowy i może pan wracać do domu. Mam jednak smutna wiadomość: ten człowiek, któremu uratował pan życie, powiesił się w łazience.
Na to pacjent dumnie:
- To ja go tam powiesiłem, żeby wysechł.


*****
Nowy manager zatrudnił się w dużej międzynarodowej firmie.
Pierwszego dnia wykręcił wewnętrzny do swojej sekretarki i drze się:
- Przynieś mi ku**a tej kawy szybko!
Z drugiej strony odezwał się gniewny męski głos:
- Wybrałeś zły numer! Wiesz z kim rozmawiasz?!
- Nie!
- Z Dyrektorem Naczelnym, ty idioto!!
- A wiesz, z kim ty ku**a rozmawiasz?!
- Nie!
- No i dobrze!


*****
- Jak pan może puszczać psa bez kagańca?!
- Ale wie pan, mnie go żal. Chory jest biedaczek, niedługo umrze, niech się chociaż nacieszy.
- A na co choruje?
- Na wściekliznę.


*****
Pani kazała na lekcję przygotować dzieciom historyjki z morałem.
Historyjki mieli dzieciom rodzice opowiedzieć. Następnego dnia dzieci po kolei opowiadają, pierwsza jest Małgosia.
- Moja mamusia i tatuś hodują kury na mięso. Kiedyś kupiliśmy dużo piskląt, rodzice już liczyli ile zarobią, ale większość umarła. "Nie licz pieniędzy z kurczaków zanim nie dorosną" - tak powiedzieli rodzice
- Bardzo ładnie.
Następny Mareczek:
- Moi rodzice mają wylęgarnie kurcząt. Kiedyś kury zniosły dużo jaj, rodzice już liczyli ile zarobią, ale z większości wykluły się koguty.
- Dobrze Mareczku a jaki z tego morał?
- "Nie z każdego jajka wylęga się kura" - tak powiedzieli rodzice.
- Bardzo ładnie.
No i wreszcie grande finale czyli prymus Jasio (pani łyka valium):
- Ojciec do mnie tak powiedział: "Kiedyś dziadek Staszek w czasie wojny był cicho ciemnym. No i zrzucali go na spadochronie nad Polską. Miał przy sobie tylko mundur, giwere, sto naboi, nóż i butelkę szkockiej whisky. 50 metrów nad ziemią zauważył, że leci w środek niemieckiego garnizonu. Niemcy już go wypatrzyli, więc dziadek Staszek wychlał całą whisky naraz, żeby się nie stłukła, odpiął spadochron i spadł z 20 metrów w sam środek niemieckiego garnizonu. I tu dawajta! Pandemonium! Dziadek Staszek pruje z giwerki! Niemcy walą się na ziemię jak afgańskie domki! Juchy więcej niż na filmach z gubernatorem Arnoldem. Z 80 ubił i jak skończyły mu się pestki wyjął nóż i kosi Niemców jak Boryna zborze. Na 30 klinga poszłaaaa, pozostałych dziadek za***ał z buta i uciekł...
W klasie konsternacja. Pani, mimo valium - w spazmach, pyta się:
- Śliczna historyjka dziecko, ale jaki morał?
- Też się taty pytałem a on na to: "Nie wk*rwiaj dziadka Staszka jak se popije"


*****
Niedaleko małej parafii, zbudowanej przy drodze, stoją rabin i ksiądz.
Piszą na tablicy wielkimi literami:
"KONIEC JEST BLISKI, ZAWRÓĆ NIM BĘDZIE ZA PÓŹNO!"
W chwili, gdy piszą ostatnią literę, zatrzymuje się samochód. Wychodzi kierowca i krzyczy:
- Zostawcie nas w spokoju. Wy religijni fanatycy!
Wsiada z powrotem do samochodu. Odjeżdża. Po chwili słychać wielki huk i trzask...
Duchowni patrzą na siebie i ksiądz mówi:
- Eeee... może po prostu napisać "Most jest zniszczony!". Co?



Miłego weekendu!



środa, 18 maja 2016

Nocna zmiana w kinie

Wiecie że jestem fanką kina i oglądam dużo filmów. Najczęściej w domu, przed telewizorem, w czasie świątecznym zdarzyło mi się obejrzeć trzy-cztery filmy w ciągu dnia. Do kina chodzę dość często, bo na ogół raz na tydzień.
A wczoraj wybrałam się na przedpremierowy pokaz nowego filmu pod marką Marvel - X-Men Apocalypse. W kinach od dzisiaj, w Polsce od piątku. Ale nie obawiajcie się Ci, którzy się wybieracie, spojlera nie będzie.
Pisałam już niejednokrotnie że bardzo lubię kino tego typu, a szczególnie z serii X-Men, po prostu jest rodzaj filmów które nigdy mi się nie nudzą i mogę oglądać wielokrotnie. Do spółki z Władcą Pierścieni i Batmanem. Wczoraj jednak przeszłam samą siebie, bo prawie od razu po pracy wyruszyłam na nocną zmianę... do kina. Pokaz specjalny dwóch ostatnich filmów serii plus przedpremiera najnowszego w 3D.
Zapakowaliśmy do torby prowiant typu pizza, batoniki, orzeszki, woda, soczki, kanapki i wyruszyliśmy z kopyta żeby zdążyć na 18.30. Spóźniliśmy się oczywiście, ale wiadomo że w kinie najpierw grają reklamy, potem zwiastuny, tak że zdążyliśmy jeszcze przed filmem zjeść sobie rzeczoną pizzę, bo w domu nie było czasu. Przeniesiono nas do innej, większej sali, widocznie zapotrzebowanie było większe niż się spodziewano. Najpierw obawiałam się że będę jedyną kobietą, potem że będziemy jedynymi osobami po czterdziestce, a okazało się że żadne z obaw się nie potwierdziły. Co mądrzejsze kobitki przyniosły sobie nawet po dwie podusie - jedną pod pupę a jedną do podpierania plecków. Och, jakże im potem zazdrościłam... No a potem się zaczęło.

Film pierwszy: 


Zleciało jak z płatka. Pomimo że oglądałam go już z pięć razy, nadal byłam zachwycona, obraz nic nie stracił na wartości, a emocje były takie same jak za każdym razem. Po dwóch godzinach i dwunastu minutach wszyscy rzucili się do komórek, do toalet, do sklepiku po jedzenie i picie, albo po prostu wstać, pochodzić, nabrać sił przed następną nasiadówką. Po półgodzinnej przerwie, już bez reklam i trailerów, rozpoczęło się kolejne widowisko. 

Film Drugi:


Nie powiem, również zleciało jak z płatka, ale przyznam że oczy zaczęły mi się powoli sklejać w połowie, więc przydrzemałam kilka minut z tymi posklejanymi oczami. Nie myślcie sobie, że spałam, wszystko słyszałam i otwierałam oczy co pół minuty, albo jak coś ucichło, albo jak wybuchło...  
Po kolejnych dwóch godzinach i dwunastu minutach, jak poprzednio, wszyscy się zerwali na pogadanie, pochodzenie, wysiusianie i uzupełnienie zapasów, ja sobie poszłam zakupić kawę z cynamonem bo ciężko mi się już zaczęło robić na ciele. Po około półgodzinnej przerwie, tuż po północy, zaczęło się główne widowisko wieczoru, w 3D.

Film Trzeci:


Jak już wspomniałam, nie będę wszystkim (albo niektórym) psuć niespodzianki więc o filmie nic nie napiszę. Powiem tylko że bardzo mi się podobał i że przetrwałam, z trudnościami bo z trudnościami ale dałam radę wytrzymać do końca kolejne dwie godziny i dwadzieścia cztery minuty. 
Z kina wyszliśmy około drugiej trzydzieści, około trzeciej nad ranem byłam w domu, o trzeciej jedenaście byłam już w łóżku a o trzeciej piętnaście prawdopodobnie już spałam bo nic nie pamiętam. Do pracy obudziałm się tylko troszkę później niż zwykle, spóźniłam się tak jak zwykle a na dzień dobry zostałam poczęstowana znakomitą herbatką ożywiającą yerba mate z jakiejś specjalnej kolekcji. I jakoś mam zamiar się przeturlać do wieczora.

No i co powiecie? Czy robiliście kiedykolwiek podobną nocną zmianę w kinie? Osobiście nie wiem czy by mi się chciało powtórzyć coś takiego, ale byłam, widziałam, przeżyłam i wiem że radę dam jeśli kiedykolwiek się na podobne wariactwo zdecyduję.

Pozdrawiam wszystkich wariatów filmowych...

poniedziałek, 16 maja 2016

Sesja zwierzęca w ogrodzie botanicznym

Weekend był przepiękny, to chyba pierwszy taki weekend w tym roku. Sobotę spędziłam na dwóch kółkach, najpierw zawożąc Heńka na przegląd, który trwał najkrócej ile to było możliwe. Po prostu pan przyszedł po piętnastu minutach i powiedział że wszystko ok, nie ma się do czego przyczepić, na to ja że ja przecież dbam o swój motor, na to on że widać, nowy łańcuch, nowe opony itakdalej, na to ja że tak, nowy łańcuch, nowe zębatki, nowe opony, nowa stopka do biegów, i tak se pogadalim. I że do następnego roku.
Moja trasa z domu do warsztatu wygląda tak:


Do warsztatu jechałam natomiast tak:


a wracałam tak:


Tak to właśnie jest jak się na motor wsiądzie...
A potem byłamna grillu połączonym z oglądaniem Eurowizji więc jeździłam rowerem tam i z powrotem bo koty trzeba było nakarmić i położyć spać :-)
A w niedzielę wybraliśmy się do Ogrodu Botanicznego. Fotografowania roślinek nie było, bo ja już tam wszystko obfotografowałam to co Was znowu będę zamęczać. Kto chce niech zajrzy na przykład tu  i tu a także tu
No ale bez fotografowania tak zupełnie to się nie obeszło. Ale wczorajsza sesja z ogrodu botanicznego odbyła się pod znakiem... fauny :-) Zamiast więc roślinek będą zwierzaczki. O taki na przykład kotek. Ogromnie ciekawe umaszczenie, jeszcze takiego w naturze nie widziałam. Zobaczcie sami:



Pochodziliśmy, pooglądaliśmy, udało mi się zwędzić parę gałązek melisy na nalewkę która już się produkuje (mam nadzieje że nie zapuka do mnie pan policjant w celu zaaresztowania za kradzież zielska!), a potem doszliśmy na miejsce gdzie zgodnie z przewidywaniami miały być wiewiórki. Chwilę ich nie było, ale bardzo szybko jedna chętna się znalazła. Wiedziała od razu do czego służą ludzie bo przybiegła sprawdzić czy czegoś nie ukrywamy. Ukrywaliśmy... oczywiście że ukrywaliśmy orzeszki i migdały :-)




Proszszsz... na dowód że jadła z ręki.






Potem jeszcze zjawiły się ze dwie plus kilka gołębi, ale oprócz tej jednej żaden inny zwierz nie podszedł bliżej. "Nasza" wiewióra była nienasycona. Zeżarła chyba ze dwadzieścia orzeszków i migdałów. A my jak te dwa durnie karmiliśmy ją aż Chłop powiedział że teraz to ona z tym grubym brzucholem na drzewo nie da rady wskoczyć.




Jakoś szczególnie wiewiór upodobał sobie mnie, od Chłopa zeżarł może ze trzy orzeszki, widziała że był trochę zazdrosny zawiedziony ale wiewiór tańcował koło mnie, podskakiwał, odskakiwał, gadaliśmy sobie tak przez pół godziny, on językiem ciała a ja językiem który przypominał ludzki :-)
Pierwszy raz w życiu wiewiórka jadła mi z ręki i to przez tak długi czas. Jak już zeżarł ostatniego migdała, odskoczył z nim pod drzewo, nadgryzł po czym oddalił się w tempie wcale nie zwolnionym w sobie tylko znane spokojne miejsce, zaglądając śmiesznie z drugiego końca pnia. Pewnie nam dziękował...