Moja trasa z domu do warsztatu wygląda tak:
Do warsztatu jechałam natomiast tak:
a wracałam tak:
Tak to właśnie jest jak się na motor wsiądzie...
A potem byłamna grillu połączonym z oglądaniem Eurowizji więc jeździłam rowerem tam i z powrotem bo koty trzeba było nakarmić i położyć spać :-)
A w niedzielę wybraliśmy się do Ogrodu Botanicznego. Fotografowania roślinek nie było, bo ja już tam wszystko obfotografowałam to co Was znowu będę zamęczać. Kto chce niech zajrzy na przykład tu i tu a także tu
No ale bez fotografowania tak zupełnie to się nie obeszło. Ale wczorajsza sesja z ogrodu botanicznego odbyła się pod znakiem... fauny :-) Zamiast więc roślinek będą zwierzaczki. O taki na przykład kotek. Ogromnie ciekawe umaszczenie, jeszcze takiego w naturze nie widziałam. Zobaczcie sami:
Pochodziliśmy, pooglądaliśmy, udało mi się zwędzić parę gałązek melisy na nalewkę która już się produkuje (mam nadzieje że nie zapuka do mnie pan policjant w celu zaaresztowania za kradzież zielska!), a potem doszliśmy na miejsce gdzie zgodnie z przewidywaniami miały być wiewiórki. Chwilę ich nie było, ale bardzo szybko jedna chętna się znalazła. Wiedziała od razu do czego służą ludzie bo przybiegła sprawdzić czy czegoś nie ukrywamy. Ukrywaliśmy... oczywiście że ukrywaliśmy orzeszki i migdały :-)
Proszszsz... na dowód że jadła z ręki.
Potem jeszcze zjawiły się ze dwie plus kilka gołębi, ale oprócz tej jednej żaden inny zwierz nie podszedł bliżej. "Nasza" wiewióra była nienasycona. Zeżarła chyba ze dwadzieścia orzeszków i migdałów. A my jak te dwa durnie karmiliśmy ją aż Chłop powiedział że teraz to ona z tym grubym brzucholem na drzewo nie da rady wskoczyć.
Jakoś szczególnie wiewiór upodobał sobie mnie, od Chłopa zeżarł może ze trzy orzeszki, widziała że był trochę zazdrosny zawiedziony ale wiewiór tańcował koło mnie, podskakiwał, odskakiwał, gadaliśmy sobie tak przez pół godziny, on językiem ciała a ja językiem który przypominał ludzki :-)
Pierwszy raz w życiu wiewiórka jadła mi z ręki i to przez tak długi czas. Jak już zeżarł ostatniego migdała, odskoczył z nim pod drzewo, nadgryzł po czym oddalił się w tempie wcale nie zwolnionym w sobie tylko znane spokojne miejsce, zaglądając śmiesznie z drugiego końca pnia. Pewnie nam dziękował...