Pamiętacie swą pierwszą miłość? Tę niewinną, nastoletnią, z zaczerwienionymi od zażenowania policzkami i bijącym sercem? Moja miała na imię Darek i objawiła się na lodowisku. Wiecie jak to, popatrzy się człowiek na drugiego człowieka trochę dłużej, uśmiechnie się jedno do drugiego, najpierw nieśmiało, potem coraz odważniej, potem on zacznie za Tobą jeździć, potem podcinać Ci kolano żebyś się wywróciła. No bo kto się czubi ten się lubi, a jak najlepiej pokazać dziewczynie na lodowisku że się ją lubi, jak nie przez celowe wywalenie jej, szczególnie gdy ta jeździ całkiem dobrze i spowodować jej upadek wcale nie jest łatwo. Więc jeździł tak ten Darek za mną i jeździł, co przejechał obok to już rączka pod kolanko, ale nie ze mną te numery Bruner, ja tak łatwo z nóg nie lecę. No to się w końcu Darek wkurzył, bo jak to, wszystkie padają a ja nie. I zamiast mnie ładnie rączką pod kolanko to on ordynarnie i chamsko wysunął nogę i podciął mnie z boku, prosto w łyżwę. Świat wstrzymał bieg na sekundę kiedy tak żem do góry najpierw leciała, lód się zatrząsł kiedym gruchnęła na niego z całym impetem, a potem wszystkie włosy na łbie Darkowi stanęły i oczy zrobiły się wielkie jak spodki kiedy się okazało że ja za nic, ale to za nic oddechu złapać nie mogę, o wstaniu samodzielnym nawet nie wspomniawszy. Po jakichś kilku minutach udało się doprowadzić mnie do pionu, a Darek przepraszał i przepraszał i mało się z tego przepraszania nie popłakał. Na szczęście poza złamaną kością ogonową nic większego się nie stało. Chodzić, a co dopiero siedzieć, nie mogłam przez kilka tygodni, a na niego nawet patrzeć nie chciałam. No ale młodość to i człowiek szybko zapomina o takich niedogodnościach, szczególnie że Darek codziennie przychodził pod drzwi sprawdzić czy już się lepiej czuję. Raz z kwiatkami przyszedł, na przeprosiny (które to już były?) więc serce mi zmiękło i dałam się zaprosić na prawdziwą randkę. Pierwszą w życiu. Spacerowaliśmy sobie, rozmawialiśmy, śmialiśmy się, po kilku tygodniach udało mu się złapać mnie za rękę, byłam tak szczęśliwa i podekscytowana, bo w końcu miałam chłopaka! Wszystkie dziewczyny już miały pod koniec podstawówki a ja to co? Piętnaście lat, stara panna normalnie!
Nie za bardzo pamiętam tę pierwszą randkę, za to doskonale pamiętam ostatnią.
Wiosenny wieczór, ciemno już było, no to gdzie się chodzi na randki wieczorem? Do parku. A potem poszliśmy nad rzekę. Stanęliśmy sobie nad tą rzeką, ja przed nim on za mną i tak ni z tego ni z owego objął mnie od tyłu. Było mi tak dobrze... Już, już myślałam że mnie pocałuje i z drżeniem serca wyczekiwałam tego niesamowitego momentu, ale czort jak zwykle podszepnął mi pomysł w odpowiednim momencie, więc rzekłam romantycznym szeptem: "Widzisz to drzewo?" (było ciemno). Na co Darek odparł równie dramatycznie: "Któro?"
I to był koniec romansu.
No nie będę się przecież umawiała z chłopakiem który zaimków nie potrafi odmieniać!