Dzisiaj przy poniedziałku naprawdę, ale to naprawdę chciałam być bardziej optymistyczna, napisać coś fajnego, coś budującego, serce-rosnącego. A wyjdzie jak zwykle. Bo w ciągu ostatnich dni zauważyłam że jestem jakoś niesłychanie spokojna, wkurzam się oczywiście na różne drobiazgi bo kto się nie wkurza, ale wkurzam się tak... spokojnie, bez nerwów, trzaskania drzwiami i po pyskach.
Że właściwie uzyskałam długotrwały i stabilny stan Zen, a jedyne sytuacje w których czuję jakieś zdenerwowanie to te chwile kiedy przygotowuję się do jazdy motorem. Lub rowerem, ale to jest coś w rodzaju zdrowego podniecenia, pewnej radości że za chwilę stanie się to co lubię i znowu poczuję wolność i wiatr na policzkach. Bo przecież nie we włosach, włosy mam spięte w kitkę i łeb włożony do kasku. Bo na rowerze tez jeżdżę w kasku.
Tak że, skoro osiągnęłam tak długo oczekiwany stan Zen, skąd ten temat? No właśnie. Mnie wnerwia pełno rzeczy, ale skoro z nimi nic zrobić nie mogę to puszczam to obok siebie, niech się inni martwią. Na przykład wnerwia mnie że jak wlezę na jakieś forum internetowe, większość, zdecydowana większość, a raczej posunę się do stwierdzenia że 99 procent uważających się za wykształconych Polaków nie widzi różnicy między "także" a "tak że", stąd wynika że nie rozumieją znaczenia słów, bo "także" znaczy między innymi "również, też, jak też" a "tak że" - "więc, toteż, czyli". Ale nie, oni uparcie i konsekwentnie używają "także" w sytuacji gdy coś tłumaczą. Źle, źle, źle. Wnerw. Ale to nie moja sprawa, niech se piszo jak se chco, zen, zen, zen...
Co mnie jeszcze wkurza? Spodnie zwisające z tyłka, długie pazury u facetów, niechlujstwo, bałaganiarstwo i spóźnialstwo. Ignorancja mnie wkurza i arogancja. A już zupełnie mnie wnerwia jak ktoś zostawi u mnie w garażu jakieś deski mówiąc że to przecież dla wspólnego dobra i przecież ja mam dużo miejsca w garażu i że to tylko na chwilę, że przecież je ode mnie zabierze w weekend, a potem ten weekend mija i następny, a ja motoru wyprowadzić nie mogę bo deski zastawiają wyjazd. Ale nic, ze, zen, zen... Przecież zimno jest, i tak na motor się nie wybieram (jeszcze), te deski mi nic z nic nie przeszkadzają. No i ktoś dzwoni i mówi że już w następny weekend przyjedzie i zrobi z nimi porządek, a ja mówię że niech powie że nie przyjedzie, to ja się poświęcę i sobie te deski załaduję do samochodu i wywiozę na śmietnik. Ale on nie, że na pewno przyjedzie i na pewno je zabierze. Po czym nie przyjeżdża. Zen, zen, zen...
No i kolejny weekend mija po czym ja się dowiaduję że ten ktoś wyjeżdża z kraju na stałe i to już za tydzień, o czym ja się dowiaduję dopiero teraz ale mnie to już nic nie zdziwi, niech se tam robi co se chce, byle mi te deski z garażu zniknęły przed jego wyjazdem. Dzwonię z zapytaniem czy i kiedy, oczywiście on wie że czasu już nie ma za wiele, ale absolutnie mam tych desek nie wyrzucać, on na pewno, na sto, dwieście, milion procent przyjedzie w niedzielę i te deski zabierze.
Domyślacie się już... Jest poniedziałek. Deski nadal są w garażu, sprawdzałam. W weekend planuję pierwszy wyjazd motorem w tym roku. może mi się udać, może nie ale planować mogę, prawda?
Już mnie to nawet nie wnerwia. Ten ktoś mnie nie szanował jak był moim mężem to jak mogę oczekiwać od niego szacunku kiedy być nim przestał? Ja sobie te deski po nim posprzątam, cały garaż śmieci wywiozłam to mogę i parę desek. I to już będzie ostateczne sprzątanie.
A na razie... zen... no bo po co się wkurzać że ktoś Cię olewa, choć to w jego zasranym interesie jest żeby tego nie robić? Interakcja działa w dwie strony, a ja nic nie poradzę na to że ktoś jest po prostu niesłownym dupkiem. Nerwy?? A gdzie tam. Po prostu totalny zlew i róbmy swoje. To na niektórych najlepiej działa.
poniedziałek, 8 lutego 2016
piątek, 5 lutego 2016
Humor na piątek
We związku ze wczorajszym pobytem ałtorki w salonie fryzjerskim, dzisiaj tematyka oczywista. Ach, ten Kowalski...
Zapraszam :-)
*****
Chłopiec wchodzi do fryzjera, a ten szepcze do klienta:
- To jest najgłupsze dziecko na świecie. Proszę popatrzeć, pokażę panu.
Fryzjer bierze w jedną rękę dolara, a w drugą dwie dwudziestopięciocentówki. Woła chłopca i pyta:
- Które wybierasz?
Chłopiec bierze dwudziestopięciocentówki i wychodzi.
- I co, nie mówiłem? - triumfuje fryzjer - Ten dzieciak nigdy się nie nauczy!
Jakiś czas później klient wychodzi i widzi chłopca wracającego z lodziarni.
- Hej, mały! Mogę zadać ci pytanie? Czemu wziąłeś dwudziestopięciocentówki zamiast dolara?
Chłopiec polizał loda i odpowiedział:
- Ponieważ w dniu, kiedy wezmę dolara, gra się skończy!
*****
Facet zagląda do fryzjera i pyta:
- Ile będę musiał czekać na strzyżenie?
Fryzjer rozgląda się po klientach i mówi:
- Jakieś dwie godziny.
Facet wychodzi. Po kilku dniach ten sam facet zagląda i pyta:
- Ile będę musiał czekać na strzyżenie?
Fryzjer patrzy na długą kolejkę i mówi:
- Jakieś dwie godziny.
Facet wychodzi.
Po tygodniu znowu wraca i pyta:
- Ile będę musiał czekać na strzyżenie?
Fryzjer rozgląda się i mówi:
- Jakieś półtorej godziny.
Facet wychodzi. Fryzjer zagaduje kumpla:
- Hej, Wiesiek, idź za tym facetem i zobacz, gdzie on pójdzie.
Po chwili Wiesiek wraca z histerycznym śmiechem. Fryzjer pyta:
- No, gdzie poszedł?
Wiesiek spojrzał i mówi:
- Do twojego domu.
*****
Mężczyzna z chłopcem wchodzą razem do fryzjera. Po tym, gdy facet został już ogolony, ostrzyżony i jeszcze kazał zrobić sobie manicure, posadził na fotelu chłopca i mówi do niego:
- Poczekaj tutaj, ja pójdę tylko kupić sobie krawat i za 10 minut po ciebie przyjdę. Gdy fryzjer ostrzygł już małego, a facet wciąż się nie pokazywał, fryzjer mówi do chłopca:
- No i co... wygląda na to, że tatuś o tobie zapomniał.
- Ale to nie był mój tatuś - mówi chłopiec. - On tylko zaczepił mnie przed chwilą na ulicy i spytał, czy mam ochotę na darmowe strzyżenie...
*****
Wynalazca prezentuje w Urzędzie Patentowym swój wynalazek - niewielkie pudełeczko z dziurką i mówi:
- W ten otwór wkładamy twarz. W środku są dwie brzytwy, które błyskawicznie golą.
- Ale przecież każdy ma inne rysy twarzy!
- Tylko przy pierwszym goleniu!
*****
Kowalski postanowił zrobić żonie niespodziankę. Poszedł do fryzjera, zgolił wąsy, brodę, przystrzygł krótko włosy. Kiedy wrócił, żona rzuciła mu się na szyję i zaczęła namiętnie całować.
- Wiedziałem kochanie, zę zrobię ci niespodziankę!
- Och, to ty?! - krzyknęła speszona żona.
*****
Żona wróciła od fryzjera, ubrała się w najlepszą sukienkę i tak pokazała się mężowi:
- I co o mnie sądzisz?
- Szczerze?
- Szczerze.
- Jesteś plotkara i źle gotujesz.
*****
Kowalski pyta kolegę:
- Czy twoja żona jest brunetką, czy blondynką?
- Trudno powiedzieć. Dwie godziny temu poszła do fryzjera i jeszcze nie wróciła.
*****
Kowalski wchodzi do zakładu fryzjerskiego, ale stwierdziwszy, że fryzjer jest podpity, zawraca do drzwi.
- Chciałem się ogolić - mówi - ale, ponieważ mistrz nie jest dziś w formie, przyjdę jutro.
- Drobiazg! Siądź pan tylko na fotelu i pokaż mi pan, gdzie masz pan głowę!
*****
Chłopiec wchodzi do fryzjera, a ten szepcze do klienta:
- To jest najgłupsze dziecko na świecie. Proszę popatrzeć, pokażę panu.
Fryzjer bierze w jedną rękę dolara, a w drugą dwie dwudziestopięciocentówki. Woła chłopca i pyta:
- Które wybierasz?
Chłopiec bierze dwudziestopięciocentówki i wychodzi.
- I co, nie mówiłem? - triumfuje fryzjer - Ten dzieciak nigdy się nie nauczy!
Jakiś czas później klient wychodzi i widzi chłopca wracającego z lodziarni.
- Hej, mały! Mogę zadać ci pytanie? Czemu wziąłeś dwudziestopięciocentówki zamiast dolara?
Chłopiec polizał loda i odpowiedział:
- Ponieważ w dniu, kiedy wezmę dolara, gra się skończy!
*****
Facet zagląda do fryzjera i pyta:
- Ile będę musiał czekać na strzyżenie?
Fryzjer rozgląda się po klientach i mówi:
- Jakieś dwie godziny.
Facet wychodzi. Po kilku dniach ten sam facet zagląda i pyta:
- Ile będę musiał czekać na strzyżenie?
Fryzjer patrzy na długą kolejkę i mówi:
- Jakieś dwie godziny.
Facet wychodzi.
Po tygodniu znowu wraca i pyta:
- Ile będę musiał czekać na strzyżenie?
Fryzjer rozgląda się i mówi:
- Jakieś półtorej godziny.
Facet wychodzi. Fryzjer zagaduje kumpla:
- Hej, Wiesiek, idź za tym facetem i zobacz, gdzie on pójdzie.
Po chwili Wiesiek wraca z histerycznym śmiechem. Fryzjer pyta:
- No, gdzie poszedł?
Wiesiek spojrzał i mówi:
- Do twojego domu.
*****
Mężczyzna z chłopcem wchodzą razem do fryzjera. Po tym, gdy facet został już ogolony, ostrzyżony i jeszcze kazał zrobić sobie manicure, posadził na fotelu chłopca i mówi do niego:
- Poczekaj tutaj, ja pójdę tylko kupić sobie krawat i za 10 minut po ciebie przyjdę. Gdy fryzjer ostrzygł już małego, a facet wciąż się nie pokazywał, fryzjer mówi do chłopca:
- No i co... wygląda na to, że tatuś o tobie zapomniał.
- Ale to nie był mój tatuś - mówi chłopiec. - On tylko zaczepił mnie przed chwilą na ulicy i spytał, czy mam ochotę na darmowe strzyżenie...
*****
Wynalazca prezentuje w Urzędzie Patentowym swój wynalazek - niewielkie pudełeczko z dziurką i mówi:
- W ten otwór wkładamy twarz. W środku są dwie brzytwy, które błyskawicznie golą.
- Ale przecież każdy ma inne rysy twarzy!
- Tylko przy pierwszym goleniu!
*****
Kowalski postanowił zrobić żonie niespodziankę. Poszedł do fryzjera, zgolił wąsy, brodę, przystrzygł krótko włosy. Kiedy wrócił, żona rzuciła mu się na szyję i zaczęła namiętnie całować.
- Wiedziałem kochanie, zę zrobię ci niespodziankę!
- Och, to ty?! - krzyknęła speszona żona.
*****
Żona wróciła od fryzjera, ubrała się w najlepszą sukienkę i tak pokazała się mężowi:
- I co o mnie sądzisz?
- Szczerze?
- Szczerze.
- Jesteś plotkara i źle gotujesz.
*****
Kowalski pyta kolegę:
- Czy twoja żona jest brunetką, czy blondynką?
- Trudno powiedzieć. Dwie godziny temu poszła do fryzjera i jeszcze nie wróciła.
*****
Kowalski wchodzi do zakładu fryzjerskiego, ale stwierdziwszy, że fryzjer jest podpity, zawraca do drzwi.
- Chciałem się ogolić - mówi - ale, ponieważ mistrz nie jest dziś w formie, przyjdę jutro.
- Drobiazg! Siądź pan tylko na fotelu i pokaż mi pan, gdzie masz pan głowę!
Miłego weekendu!
czwartek, 4 lutego 2016
Post wcale nie koci
Wpadłam wczoraj do znajomej z innego biura na ploty. I co mnie przywitało?
Alfie :-)
Alfie ma już cały roczek i w te dni kiedy koleżanka nie zabiera go do siebie do biura, chodzi do psiego przedszkola. Jest bardzo przyjacielski i baaaardzo odważny. Kiedy koleżanka wyszła zrobić herbatę, Alfie najpierw odsunął się ode mnie na bezpieczną odległość, zaszczekał śmiesznie kilka razy a potem zajął strategiczną pozycję wartowniczą - pod biurkiem :-)
I tak sobie czekał na swoją panią...
... i czekał...
A jak pani przyszła to pokręcił się trochę po biurku i poszedł spać.
Judith jest już wiele lat po rozwodzie, kiedy córka wyprowadziła się z domu, postanowiła kupić sobie pieska. Oczywiście namówiła ją do tego córka. Judith nie za dobrze się z tym czuła, bo nigdy nie miała psa, zawsze tylko koty (jednego rezydenta i tymczasy). Od lat jako wolontariusz ratuje bezdomne psy i koty, ale po prostu na psa nie miała czasu. No ale kiedy została sama, uznała że takie psie dziecko zapełni jej pustkę w życiu i ja myślę że to było świetne posunięcie. Szczęśliwie Judith może sobie zabierać pieska do pracy i wychodzić z nim na spacerek w czasie lunchu.
Alfie jest prześliczny, wielkości mojego Tigusia, z cudowną mięciutką sierścią jak owieczka. Też bym takiego chciała...
Subskrybuj:
Posty (Atom)