czwartek, 26 listopada 2015

O czkawce naukowo conieco

Zapewne z powodu braku piątkowego humoru w zeszłym tygodniu, w tym zamęczam Was codziennymi wpisami na tematy różniste. Dzisiaj będzie o czymś czego u mnie jeszcze nie było. O czkawce.
W młodzieńczych czasach miałam bardzo częste czkawki. Niemal codziennie w szkole po przerwie, kiedy ustawialiśmy się w kolejce do klasy. Często po przestraszeniu się, zmarznięciu, zaksztuszeniu, no w różnych różnistych sytuacjach. Co ja się nawyprawiałam żeby zniknęła! Straszenie przez koleżanki czasami pomagało, czasami nie, picie wody, wstrzymywanie oddechu, skakanie. Nawet obietnica czekolady. Wiecie, w latach osiemdziesiątych to był rarytas i w dodatku na kartki. Więc jak się usłyszało: jak jeszcze raz czkniesz to dam ci całą czekoladę to zazwyczaj pomagało. Niekiedy pomagało też zwykłe wejście nauczyciela do klasy.
A czym tak naprawdę jest czkawka?
Czkawka to nic innego jak rytmicznie powtarzające się, mimowolne skurcze przepony i mięśni oddechowych klatki piersiowej, wywołujące charakterystyczny odgłos. Czkawka występuje powszechnie, zwykle po pewnym czasie samoistnie ustępuje i nie stanowi poważnej dolegliwości.
Przyczyną w większości przypadków jest szybkie lub nadmierne przepełnienie żołądka.
Sposoby na czkawkę są rozmaite. Głównym celem jest oczywiście rozluźnienie przepony, a generalnie chodzi o dwa zasadnicze sposoby. Pierwszym z nich jest stymulacja nerwu błędnego innym, silniejszym impulsem. „Powiadomi” on wówczas mózg, że pojawiły się nowe, ważniejsze okoliczności, więc czas przestać zajmować się czkawką (uciskanie różnych miejsc na ciele, ssanie kostki cukru, przełykanie śliny, wystawianie języka, picie wody małymi łyczkami, przestraszenie się). Inne sposoby związane są z odpowiednim oddechem, a raczej z jego brakiem (wstrzymywanie oddechu, oddychanie przez papierową torbę). Zwiększenie ilości dwutlenku węgla we krwi prawdopodobnie sprawia, że organizm za zasadniczy cel stawia sobie usunięcie dwutlenku węgla, niż kontynuowanie czkawki . 

Skąd ten temat? Otóż wracając w niedzielę z Glasgow usłyszałam w radiu nagranie tego co jest na poniższym filmiku:


Biedny chłopczyk, ale poradził sobie dzielnie!
A jako że w samochodzie jechałam z nikim innym a naukowcem chemikiem, z podwójnym doktoratem, zajmującym się farmacją, oczywiście wywiązała się dyskusja na temat, czego główną treść przytoczyłam powyżej. Ale... Najważniejsze jest zawsze na końcu :-)
Uwaga uwaga! To jest coś czego w książkach nie wyczytacie a wątpię że w całym internecie. Otóż ów kolega powiedział coś w co trudno mi było uwierzyć, ale działa, bo już zdążyłam sprawdzić. 
Więc co robicie z czkawką? Na pewno stosujecie jeden z przytoczonych sposobów, plus jakieś może jeszcze inne. A po co to wszystko? Oczywiście w celu rozluźnienia przepony. A co sprawia że ona się rozluźnia? Czym są te wszystkie sposoby? Oczywiście odwróceniem uwagi mózgu od tego co się dzieje i zajęcie się czymś innym. Już to napisałam. Jak się okazuje, wcale nie musimy się katować wstrzymywaniem oddechu i innymi akrobacjami. Dwa najlepsze sposoby to: 
1. Kazać osobie czkającej, lub samemu sobie, wymienić pięć łysych osób (no dobra, mogą być osoby w okularach, słynni aktorzy, zespoły rockowe, koty Za Gosi Drzwiami). Mózg zajmując się czym innym momentalnie zapomina o czkawce.
2. Zadać osobie czkającej (lub sobie samemu) pytanie jakiego koloru jest trawa. Otóż słowo "zielony" ma jakiś tajemniczy wpływ na komórki mózgowe odpowiedzialne za czkanie i samo pomyślenie sobie o kolorze zielonym powoduje że czkawka momentalnie ustaje. Oczywiście będąc osobą dociekliwą zadałam pytanie czy "green" działa też po polsku. Nie chodzi o słowo, chodzi o wyobrażenie koloru.

Wypada teraz Wam wszystkim życzyć owocnej czkawki. Polecam wypróbować dwa powyższe sposoby i nie zapomnijcie podzielić się ze mną komentarzem czy działają. 



środa, 25 listopada 2015

O rocznicach

Im człowiek robi się starszy tym przybywa różnych rocznic, niestety najczęściej tych smutnych.
Na początku są fajne rocznice, skończenia szkoły, studiów, pierwszego pocałunku, rocznica bycia razem, potem ślubu. Kolejne urodziny, dzieci, rocznice ślubu rodziców, kupna domu, przeprowadzki... I tak to wszystko ładnie przebiega aż do momentu kiedy zaczną przybywać te złe momenty. Śmierć. Rozstanie. Rozwód. Choroba.
Myślę że faceci mają łatwiej, bo oni to potrafią zapomnieć o dacie urodzin własnych dzieci. My kobiety mamy większą pamięć do szczegółów i jakoś tak, nie wiem dlaczego, wszystkie kluczowe daty trzymają się mojej pamięci i nie chcą odejść. A potem robią się z tego rocznice. Nie żebym je jakoś obchodziła brońbuk ale zawsze gdzies tam w odpowiedniej szufladce siedzą i w odpowiednim momencie wyłażą. A potem nic tylko smutek, żal, stres, będę sprawiedliwa i uśmiech czasami też się pojawia. Na przykład teraz, kiedy przypomniałam sobie że tydzień temu była trzecia rocznica zamieszkania Migusi z nami. Jaka ona była śmieszna, jaka mała! I taka pozostała do dzisiaj, i śmieszna i mała.
Tak sobie myślę, chyba nie będę już nigdy świętować żadnych rocznic, poza nielicznymi urodzinami. No bo jakie wydarzenia mam świętować? Dzień w którym zrozumiałam że moje małżeństwo jest już skończone? Rocznicy ślubu już nie będzie, no chyba że rocznicę rozwodu :-) Mogę jeszcze rocznicę zakupu motoru, pierwszej jazdy na motorze, albo kupna pierwszych spodni skórzanych na motor (o, to było wczoraj!). A w ogóle to w cholerę z rocznicami! Pamięć tylko zagracają i tyle.


wtorek, 24 listopada 2015

Post o ortografii

Wjecie rze jako dźecko a nawet puziniej, co ja gadam, pszes całom szkołe i nawet na stódjah tesz ńigdy ńe zrobiuam rzadnego buendu ortograwjicznego? To znaczy zrobiuam jeden, byuo to f czfartei klaśe szkouy potstawowei a wyras to był huligan. No tag go napisauam i okazauo śe rze to zile. Bo powino byci pszes ceha. A z kont ja mogułam to wjedźeci jag ńigydy tego wyrazó f kśonszce ńe widźauam fczesińei? Ńigdy potę ńe poftóżyuam tego fstydó, jakjego śe ftedy naiaduam. Pańi ot polskjego byua bardzo zawjedźona rze móśaua postawici mi czfurke s dygdanta.
Ofszem, f czaśe licełóm i puziniei na stódjah mjelisimy rozmajte cificzenja ortograwjiczne, z ogulnopolskim dyktantę wuoncznje i natenczas śe jakjesi buendy robiuo, bo to nje dla normalnyh ludźi pszeciesz iest, kto widźau hodź ras na oczy ten wje rze te wyrazy nawet nje istnjejom. No zobaczće tutai.
A po co ten tegzt? Bo fczorai na fejzbókó zobaczyuam jakiź test na znaiomoźdź ortograwji i s powodu pszypatkowego klikńeńća na ekran kompóter powjedźau mi rze njestety ńe jestę doskonaua! No prorze panistfa, ale to jezt nendzyna prowokacia no bo ile buenduf morzna zrobici f iednym zdańu? No ile?
Te kilka lińiiek pisauam pszes iakjesi puł godźny alybo i durzej. Njestety obawjam śe rze tyle samo beńdźeće to czytaci ze zromumnjenjem. Ortograwja polzka jezt straszyna.

P.S. Jakosici njekturyh wyrazuf szczegulnje f ostatńm zdanjó pozozdawja wjele do rzyczeńa ale tródno iezt zrobici buont f suowje "polska" ;-)