piątek, 14 sierpnia 2015

Humor piątkowy

Jako że mieliśmy właśnie wysyp gwiazd (na niebie bo na Ziemi to cały czas się wysypują), dzisiaj w tej właśnie tematyce. Zapraszam :-)



*****
Rakietą lecą dwaj kosmonauci. W pewnej chwili jeden z nich mówi:
- Dzwoni z Ziemi twoja żona. Jest zdenerwowana.
- Spytaj ją, co chce.
- Mówi, że przed wylotem w kosmos nie umyłeś naczyń, nie zrobileś zakupów i nie odprowadziłeś dzieci do szkoły.


*****
Fąfarowa chwali się sąsiadce:
- Mój synek powiedział, że jak dorośnie, to będzie kosmonautą i poleci na Marsa.
- Ten łobuz? Biedni Marsjanie, trzeba ich jakoś ostrzec!


*****
Astronom opowiada blondynce o swojej pracy. Po kilku minutach pyta:
- Czy wszystko pani zrozumiała?
- Prawie. Nie wiem tylko, jakie zaćmienie łatwiej panu wykonywać: Słońca czy Księżyca?


*****
Stary wódz Apaczów stojąc na szczycie góry pokazuje synowi cudowny krajobraz i mówi:
- Pewnego dnia te ziemie powrócą do Indian.
- Kiedy, ojcze?
- Gdy tylko NASA wyśle na Księżyc wszystkie Blade Twarze.


*****
Kosmonauta leci rakietą. Nagle uderzył w nią meteor, który uszkodził silniki oraz urządzenia sterujące. Przerażony kosmonauta woła:
- O Boże!
Z ciemności słychać głos:
- O co chodzi chłopcze?


*****
Do centrum lotów kosmicznych zaproszno matkę kosmonauty Jurija Gagarina. Ich rozmowa transmitowana będzie na cały świat. Sekretarz partii zachęca matkę Gagarina:
- Mówcie!
- Jurij! - matka zaczyna nieśmiało - Co ty teraz robisz?
- Ja? Latam ku chwale Związku Radzieckiego!
- Jurij, a co ty widzisz?
- Wszystko widzę! Lądy, oceany, cały Związek Radziecki widzę!
- Jurij!
- Tak, mamo?
- Jak ty synku wszystko widzisz, to może mi powiesz gdzie ja znajdę knot od mojej lampy naftowej!


Wesołego weekendu!

czwartek, 13 sierpnia 2015

Na plaży trochę inaczej

Piękną pogodę mamy ostatnio, w końcu lato do nas przyszło. Nie takie jak w Europie, bo około 20 stopni ale jest pięknie od jakiegoś czasu, szkoda w domu siedzieć po prostu, więc wieczorami wędruję. Wczoraj na przykład, pomimo tego że byłam straszliwie śpiąca i bolała mnie lekko głowa, udałam się na swoją ulubioną (ach którąż już to!) plażę Aberlady. Największą atrakcją tej plaży jest to że trzeba do niej po prostu dojść ze dwa kilometry, a może i więcej, ale idzie się w przepięknej scenerii, po lewej zalewisko, po prawej pole golfowe, przed nami majaczą wydmy. Cicho, do wszystkiego daleko, zajączki skaczą po trawce, gdzieś dalej biegają sarny. Prawie raj.
Tym razem również był odpływ, jakoś teraz odpływy są wieczorami, ale to fajnie bo można zobaczyć cos innego. Uważam to za wielką atrakcję, bo plaża nigdy nie jest taka sama.

*Dla przypomnienia, ta sama plaża opisana została tu, tu i tu.

Po dojściu na nadbrzeże cyknęłam fotkę. 

Odwróciłam się w lewo i cyknęłam drugą. 

I jeszcze jedną. Widać jak delikatnie podpływają fale... 

 Oczywiście nie obyło się bez selfie :-)


A to po zejściu na plażę. 

Woda ułożyła przepiękny deseń na piasku.  

Idąc wzdłuż linii brzegowej obserwowałam muszelki. Co ciekawe, można było zauważyć jak zmienia się populacja w morzu, bo zaczynało się od małych delikatnych muszelek, potem coraz większych, mocniejszych, w końcu w miejscu w którym zeszłam z plaży były już wielkie jak stopa, twarde jak beton muszlyska. Niestety, nie sfociłam bo komórkę miałam na wykończeniu. Ale udało mi się zabezpieczyć dla Was małą kolonię meduz, które woda wyrzuciła na brzeg. Pewnie już nie żyły, bo musiały leżeć tu conajmniej dwie godziny. Były duże, dla zobrazowania porównałam z moim bucikiem, rozmiar 37. Szkoda mi ich było, ale cóż, woda była za daleko żeby je z powrotem wrzucić.


I tak mi zeszło na spacerze prawie trzy godziny. Dzisiaj zapewne też gdzieś pójdę połazić...

Pozdrawiam słonecznie :-)

środa, 12 sierpnia 2015

Biedactwo

Dzisiaj rano przed domem:


Duża byla, prawie jak dłoń, złapałam za skrzydełko żeby ją przenieść w bezpieczniejsze miejsce, trzymała się łapkami jakby miała pazurki...


Syn powiedział: Czemu jej nie zabiłaś? Nie widzisz że umiera? Nie mogłabym, nie potrafiłabym... On też nie. Może ptaki się pożywią. Smutne to, na początek dnia...