środa, 17 czerwca 2015

Tym razem troszkę inaczej

Cieszę się że pojechałam wczoraj do North Berwick. Cały dzień chodziłam jak struta, nerwy mnie zżerały, w pracy zapieprz aż się kurzy, w domu pusto, mimo że dziecko, ale co z niego za pożytek, cały dzień tylko na kompie siedzi i gra. No niech gra, cały rok nie gra to niech se poszaleje na wakacjach, a matka sama. I tak sobie siedziałam i nic nie było w telewizorze, durny łeb powtarzał cały czas - idź biegać, idź biegać, no chociaż nad morze sie przejdź, kalorie zgub.
A serce podskoczyło, nałożyło lekkie butki, złapało za kluczyk od samochodu i powiedziało: jadę :-)
Bo tak sobie pomyślałam, wsiądę i wyjadę i będę tak jechać jak mnie droga poniesie i się zobaczy. Wybrałam fajną drogę, małą, pokręconą, wśród pól i łąk. Późno już było, po dwudziestej, a ja sobie jechałam i jechałam i zaczęłam się zbliżać do North Berwick od tej strony co jeszcze nigdy nie podjeżdżałam i nawet nie wiedziałam że się da. No to pomyślałam, wstąpię. No i wstąpiłam na plażę. Bo ja Wam powiem coś, plaże mamy bardzo fajne i można tak sobie spacerować i się delektować, ale ta jedna jedyna działa na mnie tak uspokajająco. Wiele razy w przypływie depresji tam mnie ciągnęło i wystarczyło sobie posiedzieć na kamieniu czy piasku, popatrzeć w wodę, posłuchać... Tym razem było tak samo, a jednak zupełnie inaczej. Złożyło się na to kilka czynników. Po pierwsze odpływ, po drugie pora dnia, po trzecie warunki pogodowe. Nie padało ale było zachmurzone cały dzień, wiecie, taka pogoda barowa, tylko że bez deszczu. W dodatku temperatura idealna, nie za ciepło, nie za zimno, a o najważniejsze bezwietrznie. Jednym słowem
Było smaszno, a jaszmije smukwijne
Świdrokrętnie na zegwniku wężały, 
Peliczaple stały smutcholijne 
I zbłąkinie rykoświstąkały.
Zawsze sobie to powtarzam jak jest tak cicho. Od razu nastrój mi sie polepsza, bo jakże nie? 
Posiedziałam sobie chwilę na plaży, pochodziłam, a potem poszłam na skały. I w końcu zrobiłam parę zdjęć. Niesamowicie jak wszystko inaczej wygląda przy głębokim odpływie! Zdjęcia szaro-bure, jak pogoda. Bez podpisów, bo i po co? To jest naprawdę groźne Morze Północne :-)



















Dla porówniania możecie sobie te zdjęcia porównać z tymi z ubiegłego roku, kiedy wiało tak że mi łeb prawie urwało. 
W każdym razie, do domu wróciłam w świetnym nastroju, spałam od jedenastej wieczorem do siódmej rano bez pobudki a dzisiaj jest pięknie. Chociaż nie za oknem ;-)

Pozdrawiam!

wtorek, 16 czerwca 2015

Tak się zastanawiam...

Zastanawiam się czy to świat jest taki pokręcony czy sami go sobie tak kręcimy...

Powinnam się cieszyć a płaczę. Nie dosłownie, wirtualnie. W dodatku wciąż nie wiem czy jestem egoistką. Wydaje mi się że nie. Dałam na chwilę głowie porządzić, teraz przynajmniej jednego jestem pewna. Serce nie sługa, ale też nigdy Cię nie zawiedzie.

Pozdrawiam.

niedziela, 14 czerwca 2015

Nie obawiajcie się fejzbuka

Odkąd się na niego zapisałam w 2009 roku, Facebook stał się powoli częścią mojego życia. Swoje grono znajomych budowałam powoli i nie każdego do niego dopuszczam. W tej chwili liczy ono dokładnie 100 osób, z tego zaledwie kilkoro znajomych to osoby z którymi sie (jeszcze) osobiście nie spotkałam. Są to osoby z blogosfery, które darzę szczególną sympatią i z którymi wymieniamy prywatną korespondencję od czasu do czasu. Cała reszta to faktycznie, bliżsi i dalsi znajomi plus rodzina. Z wyjątkiem moich dzieci które nie chcą być moimi fejzbukowymi friendami więc trudno, trzeba się z tym pogodzić.
O zaletach fejzbukowania nie będę się za bardzo rozwodzić, jest mi to potrzebne w tej chwili do życia niemal jak powietrze. Czasami jest to jedyna forma kontaktu z ludźmi których potrzebuję. Nie  w znaczeniu "Hej Zdzisiek, przyszedłbyś mi kran naprawić bo cieknie", ale tak po prostu, po ludzku pogadać, a przynajmniej dowiedzieć się co u nich słychać. Cieszę się gdy moi znajomi są szczęśliwi, smucę sie gdy mają problemy. Pragnę dzielić sie z nimi moim życiem na tyle na ile jest to możliwe, oczywiście w tym celu nauczyłam się umięjętnie korzystać z możliwości platformy bo nie dla wszystkich wszystko co umieszczam jest przeznaczone.
I właśnie, w tej chwili napisze co mnie szczególnie denerwuje. Denerwuje mnie gdy ludzie graja w jakieś gry i zapraszają mnie do nich. OK, nauczyłam się z tym radzić, po prostu ustawiam opcje że nie chcę tego widzieć i już. Nie ze wszystkim tak się da, trudno. Już się powoli przyzwyczaiłam że tablicę zalewa mi fala śmieciowych informacji, jak na przykład podczas ostatnich wyborów prezydenckich. Po prostu przewijam i się nie przejmuję. Ale denerwujące to jest.
Teraz kwestia która za mną chodzi już od dawna. Szpiegowanie. Już kilka razy zdarzyło mi się widzieć na mojej tablicy apel rozwiedzionego znajomego aby zastanowić się i wybrać którą z dwóch eks małżeńskich znajomości pragnę utrzymać, bo osoba eks używa mojego profilu do szpiegowania rzeczonego znajomego. No cóż, wiadomo że jak się poznało kogoś z dobrodziejstwem inwentarza to się utrzymywało kontakt z każdym z małżonków czy to razem czy oddzielnie. A teraz trzeba wybrać. Przyznaję się, wybrałam mniejsze zło, czyli tę osobę z eksmałżeństwa którą lepiej lubiłam lub z którą miałam lepszy kontakt. Bo nie chcę stracić znajomości z powodu ludzkich przepychanek.
Jest kilka osób, z którymi przestałam chcieć utrzymywać kontakt z różnych względów. Uznałam że usunięcie ich z listy znajomych nie wystarcza, bo zawsze mnie na przykład może skorcić chęć zajrzenia, co tam u nich. Cóż, zwykła ludzka przypadłość. Bo to że oni nic sie o mne nie dowiedzą to jest jasne, mój profil publiczny pokazuje bardzo limitowane informacje. Właściwie nic. Ale jak w przypadku powyżej, mogą mieć do mnie dojście przez wspólnych znajomych i wykorzystać informacje przeciwko mnie. W zasadzie to powinno mi to zwisać cienkim bolkiem ale od jakiegoś czasu promuję radykalne cięcie zamiast długiej agonii. No to takie osoby po prostu blokuję. Zablokowana osoba nie może widzieć mojego profilu, ani ja jej. Po prostu znika. Znikają wszystkie informacje, posty i komentarze które dodałam na tablicach wspólnych znajomych. Jestem niewidzialna. I o to chodzi.
Albo taka sytuacja. Ostatnio dostałam zaproszenie do dodania do listy znajomych od faceta z którym byłam kiedyś na randce, zupełnie beznadziejnej zresztą. A idź się paść na łąkę. Ani to mój przyjaciel ani znajomy nawet i nigdy nasze ścieżki się nie skrzyżują. To co to za znajomy? Takich znajomości po prostu nie akceptuję. I to co mi się ostatnio przydarzyło a co skłoniło mnie do napisania tego posta. Ni z gruszki ni z pietruszki, dostałam zaproszenie od byłej małżonki mojego znajomego, z którym jestem w bardzo dobrych kontaktach i sobie co nieco komentujemy. Zablokowałam małpę.
Tak że moi kochani, nie obawiajcie się fejzbuka, to jest bardzo fajne narzędzie tylko trzeba się nauczyć z niego korzystać.

A na koniec dodam że ten blog też ma swój profil na fejzbuku, jak jeszcze kto nie był wystarczy kliknąć tu. Idzie mi to jak krew z nosa, ale jakbyście chcieli mi pomóc rozkręcić tę stronę to zapraszam do polubień.

No i tyle wrażeń na dziś. Pozdrawiam słonecznie :-)