piątek, 29 maja 2015

Piątek bez humoru

Przepraszam wszystkich ale dzisiaj humoru nie będzie.
Tiguś jest w szpitalu.
Jestem cała w nerwach.
Zobaczymy co po południu. Wieczorem napiszę co z nim.
Trzymajcie kciuki.

czwartek, 28 maja 2015

Koci płacz

Nie chce mi się nic pisać. Martwię się o Tigusia. Wczoraj wieczorem wyszedł na chwilę, jak wrócił to był cały mokry bo zaczął padać deszcz. Powycierałam go ręcznikiem papierowym jak zwykle, ale od razu zaczął płakać. Rozglądał się dziko po kuchni, wskoczył na stół, posiedział chwilę, potem ze stołu na krzesło i na podłogę i się położył. Cały czas płacząc.
Przecież koty nie płaczą.
Ale on płakał. Wiedziałam to. Dla ludzi z zewnątrz wyglądałoby jak pomieszanie miauczenia z warczeniem, ż zawodzeniem, z pojękiwaniem, skowytem i ćwierkaniem. Dla mnie to był okropny rozdzierający płacz. Próbowałam go głaskać ale widać było że nie chciał żeby go dotykać. Posykiwał co chwilę kiedy zbliżałam rękę, nawet mnie próbował atakować jak przechodziłam. Od lat tego nie robił.
Podnosił się co chwilę, przechodził kawałek i kładł się na podłodze, gdzie popadnie, ciężko dysząc. Cały czas popłakując. Rozpłakałam się i ja. Długo płakałam. Poczułam się niesamowicie bezradna, nie potrafiąc w żaden sposób pomóc ukochanemu pupilowi. Trochę to trwało zanim się trochę uspokoił, a kiedy ostatecznie wszedł mi na łóżko i zaczął się myć, uspokoiłam się i ja.
Dziś rano już nie płakał. Tiggy kuleje, ale staje na chorej łapie, opiera się na niej, wskakuje na parapet, na stół, nie ma z tym problemu. Nawet próbuje się bawić. Migusię przegania, nie chce jej towarzystwa, chociaż zdarzyło mu się ją polizać po łebku, jak zazwyczaj. Ale łapa jest jakby usztywniona w kolanie, siedzi z nią wyprostowaną i lekko uniesioną do góry. Jak się kładzie to zawsze na chory bok, podkurcza chorą łapę i zalega.
Jestem cała w rozterkach. Nie wiem czy mam słuchać wetki czy pojechać tam znowu i domagać się gruntownego przebadania, prześwietleń i czego tam jeszcze. Może jest tak jak ona mówi. A może się myli, a ja potem będę miała wyrzuty sumienia do końca świata, że nie zadbałam jak należy. Nie wiem, po prostu nie wiem... Ja nie chcę żeby on płakał...

wtorek, 26 maja 2015

Apdejt i takie kwiatki

Dla wielbicieli Tigusia spieszę oznajmić że wczorajsza wizyta u weta skończyła się spokojnie, pani która miała na plakietce oprócz różnych funkcji również PhD (czyli doktorat) obejrzała go dokładnie, wymacała, wydotykała chorą łapkę, poobserwowała jak sobie chodzi, pogadała sobie z nim, dostała ze dwa drapy jak już mu się znudziło obmacywanie i stwierdziła napięcie mięśniowe wskutek jakiegoś urazu, na pewno nie złamanie ani pęknięcie. I na pewno nie zrobiło mu się to samo. Powiedziała że wygląda to na niefortunne lądowanie z wysokości, prawdopodobnie lekko zahaczył o coś łapą, co zademonstrowała mi na własnych kończynach górnych :-) Opuchlizna z kolana zeszła już, ale łapa będzie go bolała jeszcze przez jakiś czas. Mamy mu dać czas do końca czerwca i jak nie będzie poprawy, przyjść ponownie. Przy okazji porozmawiałyśmy sobie o kociej behawiorytyce, bo chciałam się dowiedzieć CO mam obserwować jakby co. Bo koty to są miszcze w ukrywaniu bólu, znacznie lepsze niż piesy. Jak jest sam w pomieszczeniu, zrelaksowany, nie niepokojony przez nikogo to widać że cierpi, a jak tylko ktoś wejdzie albo kot znajdzie się w pobliżu nawet wyimaginowanego zagrożenia, od razu udaje że nic mu nie jest i potrafi nawet przestać utykać. Podobnie podczas polowania. Wtedy instynkt bierze górę, wydziela się adrenalina która tłumi ból i kot rzuca się na ofiarę nie zważając na obrażenia. Te i jeszcze inne obrazki naświetliła mi pani doktor, za co jestem bardzo wdzięczna bo teraz jeszcze bardziej rozumiem koty.
Po badaniu Tiguś uciekł do transporterka i siedział tam grzecznie aż dojechaliśmy do domu. Widać że w domu czuje się dobrze, pozwalam mu wychodzić bo zauważyłam że stres związany z zamknięciem jest u niego większy niż obrażenia, co może powodować opóźnienie rekonwalescencji. A on o dziwo wcale nie kwapi się do wyjścia. Dla jego psychiki wystarczy świadomość że może się swobodnie poruszać. Nie biega, mało chodzi, dużo leży. I dużo je. Będę musiała kota odchudzać... Kuwetę jeszcze zostawiłam gdyby zechciał skorzystać, ale pewnie nie zechce.
No to tyle apdejta o Tigusiu.

A na koniec kilka obrazków z niedzielnego biegania. Normalnie jak biegam to nie robię zdjęć, ale tym razem zrobiłam wyjątek. Niestety zdjęcia komórkowe.

Króliczek, bardzo duży jak na tutejsze króliki


Śmietniczek na psie kupki


Konik, które miał fajne kończyny ale na zdjęciu wyszło co wyszło


I dwa inne koniki, wsuwające sianko


I takie kwiatki (lepiej powiększyć) :-)




Pozdrawiam serdecznie!