1. Przesilenie wiosenne - cały weekend była ładna pogoda, a tu w poniedziałek się ochłodziło i pośnieżyło, no to człowiek od razu załamany;
2. Zmęczenie poweekendowe - miałam intensywny weekend pełen wrażeń, późno chodziłam spać, a jednocześnie umysł pracował na najwyższych obrotach;
3. Coś mnie znowu jednak bierze bo wczoraj pod wieczór zaczęłam smarkać, ale pomyślałam, nie poddam się cholerze i zamiast do łóżka poszłam na badminton. Jak się człowiek tak porusza, zagrzeje od środka, to choćby nie wiem co, lepiej się na ciele i duszy od razu robi i mnie się lepiej zrobiło również.
Jedno jest pewne. Organizm mam czymś osłabiony i gdybym nie była taka zdrowa i silna jak koń to pewnie bym się rozłożyła i ogrzewała łóżko od środka. Badania jednak trza zrobić bo to nigdy nic nie wiadomo. Z moją tarczycą radzimy sobie świetnie, ale czasami jakichś pierwiatsków może po prostu brakować i stąd samopoczucie do dupy. Jeszcze tak nie miałam żeby tak długo się za mną coś ciągnęło, zawsze musi przyjsć ten pierwszy raz, co nie?
W każdym razie, w nocy wyspałam się za wszystkie czasy, wyśniłam sobie całą historyjkę od początku do końca, nic mnie nie budziło aż do pięć minut przed budzikiem, kiedy Miguśce się znudziło grzebanie w szafie i skoczyła sobie mi na plecy. Mnie to co prawda nie przeszkadza, niech sobie mi na tych plecach siedzi, tylko niech się nie wierci bo się niewygodnie drzemie.
A dzisiaj dzień cudny, słoneczko pięknie świeci, kfiatki kfitnom, będę musiała w sobotę obfocić żeby nie było że się chwalę. Żonkile już w pełnej krasie, krokusy, przebiśniegi, prymulki, wszystko pozostałe pączkuje i po prostu serce rośnie. Jedyną moja obawą jest że łokcia sobie nigdy nie wyleczę bo zaraz zacznie się golenie, strzyżenie i przycinanie, a przecież od tego sie zaczęło. Będę musiała podejść do tego bardzoi powoli i ostrożnie. Ale wiecie co? Jak w zeszłym roku miałam cały ogród w
Pozdrawiam wiosennie!