piątek, 9 stycznia 2015

Trochę humoru na weekend

Pogoda taka do bani że się zupełnie nic nie chce, w nocy był huragan, ludziom płoty powyrywało, dobrze że u mnie nic ne zniszczyło, chociaż było jeszcze ciemno jak wyjeżdżałam to dokładnie nie widziałam. No to trzeba się jakoś rozerwać w ten piątkowy poranek. Specjalnie dla Was, parę specjalnie wyselekcjonowanych dowcipów, o zwierzątkach :-) Zapraszam!


--------------------
Spotyka doberman jamnika. Właściciel jamnika ostrzega właściciela dobermana:
- Weź Pan tego psa, bo to się źle skończy!
- Weź Pan lepiej tego swojego jamnika - odpowiada drugi - bo mój doberman zaraz go załatwi!
- Jak Pan chcesz - odpowiada właściciel jamnika.
Za chwilę oba psy wpadają na siebie i po krótkiej chwili doberman znokautowany, a jamnik jakby nigdy nic.
- Panie, sprzedaj Pan mi tego jamnika - prosi po chwili właściciel dobermana.
- Dobra, a za ile?
- Dam 3000 zł!
- Panie, 3000 zł kosztował krokodyl, a gdzie operacja plastyczna?


--------------------
Nad rzeczka był camping. Taki sobie zwyczajny - kilka domków, parę namiotów i kibelki nad woda. Poniżej rzeczka wpływała do lasu. W lesie, na pochylonym tuz nad woda pniu siedziały dwie wiewiórki i majtały nóżkami. Duża i mała. Duża - ojciec wiewiórka mówi do mniejszej:
- Synu, nauczony doświadczeniem wielu pokoleń, wieloma rozczarowaniami i upokorzeniami, chcąc oszczędzić ci ewentualnych przykrych chwil, oto przekazuję ci jedną z ważniejszych wskazówek. Popatrz tam - Pokazuje łapką coś płynącego woda. - Widzisz, to brązowe?
- Widzę.
- To NIE jest szyszka...


--------------------
Facet dostał na urodziny papugę. Szybko zorientował się, ze ma ona okropny nawyk przeklinania i rzuca mimochodem co drugie słowo. Cóż miał jednak zrobić - wyrzucić żal, zawsze to jakiś towarzysz, zresztą prezent. Wiele dni starał się walczyć ze słownictwem papugi. Mówił do niej miłe słowa, puszczał łagodną, klasyczną muzykę, robił wszystko, żeby dać papudze dobry przykład. Słowem - pełna poświęcenia terapia i wszystko na nic.
Pewnego dnia, kiedy papuga wstała lewą noga i była wyjątkowo wredna, facet nie wytrzymał. Zaczął krzyczeć, ale papuga darła się głośniej. Potrząsnął nią. Wtedy nie dość, ze go zbluzgała, to jeszcze dostał parę razy dziobem. Zdesperowany wrzucił ptaszysko do zamrażarki, zatrzasnął drzwi, oparł się o nie i zsunął w dół. Papuga rzuciła się kilka razy o ściany zamrażarki, coś zabełkotała i nagle wszystko ucichło.
Facet ochłonął trochę, zaczął mieć wyrzuty sumienia. Otworzył szybko drzwi zamrażarki. Papuga milcząc weszła na jego wyciągnięte ramie i powiedziała:
- Najmocniej przepraszam, ze uraziłam pana moim słownictwem i zachowaniem. Proszę o przebaczenie, dołożę wszelkich starań,aby się poprawić i nie dopuścić do podobnych scen w przyszłości.
Facet był w szoku, już otwierał usta, żeby zapytać, co spowodowało tak radykalna zmianę, kiedy odezwała się papuga:
- Czy mogę pana uprzejmie zapytać: co zrobił kurczak?


--------------------
Pewna pani wybrała się do Afryki na safari i zabrała ze sobą swojego pupila - pudelka. W trakcie wyprawy piesek wypadł z jeepa, czego nikt nie zauważył. Biegł za samochodem, biegł, biegł... ale nie dogonił. Nagle słyszy gdzieś za sobą szelest i kątem oka dostrzega zbliżającego się lamparta. Zadrżał ze strachu, przed oczami przeleciało mu całe życie. Wtem jednak patrzy, a kawałek dalej w trawie leżą jakieś poobgryzane szczątki.
"Może nie wszystko stracone" - myśli pudelek i dopada do padliny. Lampart wyłazi z krzaków, patrzy - a tam jakiś dziwaczny mały stwór coś zajada, ciamka, mlaska. Lampart już - już ma na niego skoczyć, ale słyszy jak stwór mruczy do siebie: "Mmmm... jaki smaczny ten lampart... rarytas... mięsko palce lizać... a kosteczki - co za rozkosz...".
Lampart przeraził się i dał nura w krzaki. "Całe szczęście, że mnie nie widział ten mały diabeł, bo zeżarłby mnie jak dwa razy dwa" - myśli uciekając. Pudelek odetchnął, ale zauważył, że na drzewie siedzi małpa, która najwyraźniej obserwowała całą sytuację, bo minę ma zdziwioną. Nagle małpa puszcza się biegiem za lampartem i wrzeszczy. "Oj, niedobrze" - myśli pudelek. "Ta cholerna małpa wszystko mu wygada. Co robić?"
Małpa faktycznie dopada lamparta i opowiada mu, jak to został wystrychnięty na dudka. Lampart wnerwił się strasznie. Kazał małpie wsiąść mu na grzbiet i wrócić ze sobą na polankę, żeby była świadkiem tego, jak rozprawi się z tym stworem. Wracają, patrzą, a tam pudelek rozwalony na grzbiecie, dłubie w zębach pazurem i gada do siebie: "Gdzie do cholery ta małpa? Wysłałem ją po kolejnego lamparta, a ta cholera, nie wraca i nie wraca..."


--------------------
Facet przychodzi do baru z małą małpką na ramieniu i zamawia drinka. Po chwili małpka zaczyna skakać po całym barze, podkrada oliwki z baru i je zjada, potem bierze pokrojone cytryny i je również pałaszuje. Zaraz potem
wskakuje na stół bilardowy, bierze jedną bilę i ku zdumieniu wszystkich - połyka ją. Barman krzyczy do faceta:
- Widział pan, co zrobiła pańska małpa?!
- Nie, co?
- Właśnie zjadła jedną bilę z mojego stołu bilardowego!
- To mnie nie dziwi. Ona je wszystko w zasięgu jej wzroku. Przepraszam za moją małpkę, zapłacę za wszystko.
Facet kończy drinka, płaci i wychodzi z małpką. Dwa tygodnie później znów przychodzi do baru z małpką na ramieniu, zamawia drinka a małpa zaczyna znowu hasać po barze. Kiedy facet kończy drinka, małpka znajduje wisienkę na
talerzyku. Bierze ją, wsadza sobie w tyłek, wyjmuje, a następnie zjada. Barman jest wyraźnie zdegustowany:
- Widział pan, co zrobiła tym razem?!
- Nie, co?
- Wzięła wisienkę, wsadziła sobie w tyłek i zjadła!
- To mnie nie dziwi, ona je wszystko w zasięgu wzroku. Ale odkąd połknęła bilę, najpierw wszystko mierzy.
Pogodnego weekendu!

środa, 7 stycznia 2015

Exodus

Po totalnej porażce tego badziewia zwanego "Noah" czyli po polsku "Noe", z wielką obawą szłam do kina na film o Mojżeszu spodziewając się kolejnego filmu pseudo-religijnego. Nic bardziej mylnego. Pomijam fakt że uwielbiam Christiana Bale grającego główną rolę, dla niego samego obejrzałabym ten film, pomijam też fakt że bardzo lubię filmy Ridleya Scotta, a może właśnie te dwa fakty zadecydowały o tym że "Exodus" oceniam bardzo wysoko i że znalazł się on na mojej liście filmów które z chęcią obejrzałabym (i obejrzę) jeszcze raz. Dla mnie, powtarzam jeszcze raz, dla mnie, bo ktoś oczywiście może mieć inne zdanie, jest to film z gatunku jak ja to nazywam "top notch" czyli wszystko na swoim miejscu i niczego nie za wiele.
Gadanie oczywiście jest, ale nie za dużo, akcja też, ale nie do znudzenia, drastyczne momenty są, ale nie na tyle żeby się za przeproszeniem porzygać, miłość między kobietą i mężczyzną nie cukierkowo-różowa i hura (!) bez seksu! To znaczy jest seks oczywiście bo dzieci jakieś się pojawiają, ale wszystko gdzieś w dalekich podtekstach i scen łóżkowych nie ma. In wielki plus dla mnie bo mam dość tego "romantyzmu" w każdym filmie. Zarówno bogowie jak i królowie bardzo zwyczajni, realni, rzeczywiści a przez co sympatyczni, przy czym sympatia przenosi się z bohatera na bohatera i ten kto w założeniach ma być zły wcale tak naprawdę zły nie jest... I ten jeden Bóg pokazujący jakże ludzkie oblicze...
Kto spodziewa się gościa z brodą machającego laską w kierunku wody żeby sie rozstąpiła, kto spodziewa się ślepego podążania za tekstem biblijnym niech się z oglądaniem powstrzyma. W przeciwnym wypadku bardzo polecam.

wtorek, 6 stycznia 2015

Zabierz mnie do kościoła

Wiem. Wiem. Nie taka nowa ta piosenka. Słyszałam ją wiele razy, ale tak jak zazwyczaj się słucha radia, bezekspresyjnie, automatycznie, nie zważając na tekst. Wczoraj, nie mogąc w nocy zasnąć, puściłam ją sobie na youtube, najpierw posłuchałam, potem słuchając obejrzałam teledysk, potem przeczytałam tekst, jeszcze raz posłuchałam, nie miałam serca oglądać nagrania drugi raz. Pod spodem podaję tłumaczenie, dla nieangielskojęzycznych.


Moja kochanka ma poczucie humoru
Chichocze na pogrzebie
Widzi dezaprobatę wszystkich
Powinienem czcić ją wcześniej
Jeśli niebiosa kiedykolwiek przemówiły
Ona jest ostatnim prawdziwym słowem
Każda niedziela jest coraz bardziej posępna
Świeża trucizna co tydzień
"Urodziliśmy się chorzy" - słyszysz jak to mówią
W mooim kościele nie ma absolutów
Ona mówi mi "będziemy wielbić w sypialni"
Jedyne niebo do którego będę wysłany
To takie gdzie jestem sam z Tobą
Urodziłem się chory, ale uwielbiam to
Każ mi być zdrowym
Amen. Amen. Amen.

Zabierz mnie do kościoła
Będę czcił jak pies w świątyni Twoich kłamstw
Wyznam ci moje grzechy, a Ty naostrzysz swój nóż
Ofiaruj mi tę nie-śmiertelną śmierć
Dobry Boże, pozwól mi oddać Ci me życie

Jeśli jestem poganinem dobrych czasów
Moją miłością jest słoneczny blask
Aby utrzymać Boginię przy sobie
Ona wymaga poświęcenia
Mam wysuszyć całe morza
I znaleźć coś błyszczącego
Coś mięsnego na główne danie
To świetny wysoki koń*
Którego Ty masz w stajni?
Mamy wielu głodujących wiernych
To wygląda smacznie
To wygląda obficie
To wzbudza apetyt

Weź mnie do kościoła
Będę  czcił jak pies w świątyni Twoich kłamstw
Wyznam ci moje grzechy, a Ty naostrzysz swój nóż
Daj mi tę nie-śmiertelną śmierć
Dobry Boże, pozwól mi oddać Ci me życie

Żadnych panów, ani królów kiedy rytuał się zaczyna
Nie ma słodszej niewinności niż nasze delikatne grzechy
W szaleństwie i glebie tej smutnej ziemskiej sceny
Tylko wtedy jestem człowiekiem
Tylko wtedy jestem czysty
Amen. Amen. Amen.

Weź mnie do kościoła
Będę się czcił jak pies w świątyni Twoich kłamstw
Wyznam ci moje grzechy, a Ty naostrzysz swój nóż
Daj mi tę nie-śmiertelną śmierć
Dobry Boże, pozwól mi oddać Ci me życie

* (ktoś na "wysokim koniu" - także zwrot opisujący osobę która się wywyższa, uważa za lepszą kosztem innych)

Tyle tytułem wstępu.
Tolerancja. Słowo niestety obce wielu ludziom. Nie będę się rozpisywać wiele bo to temat jest gorący, a ostatnio Pantera o tym dużo pisała. Jednak chyba mnie to obchodzi skoro spać przez to nie mogłam. Tolerancja. Podaję za Wikipedią:

    Tolerancja (łac. tolerantia – „cierpliwa wytrwałość”; od łac. czasownika tolerare – „wytrzymywać”, „znosić”, „przecierpieć”) – w mowie potocznej i naukach społecznych postawa społeczna i osobista odznaczająca się poszanowaniem poglądów, zachowań i cech innych ludzi, a także ich samych.
    W ogólnym znaczeniu tolerancja to otwarte, obiektywne i szanujące podejście wobec odmiennych od własnych postaw, zachowań i cech drugiego człowieka. W społecznym, kulturowym i religijnym znaczeniu tolerancja i tolerowanie są słowami używanymi do opisu postaw, które są „tolerancyjne” (czy też szanujące) wobec praktyk czy przynależności grupowych, które mogą być dezaprobowane przez tych, którzy są w większości.
    W praktyce „tolerancja” wskazuje na poparcie dla postaw, które są przeciwne dyskryminacji etnicznej, rasowej czy religijnej. Natomiast słowo „nietolerancja” może być używane w celu opisu zachowań czy praktyk dyskryminacyjnych. Mimo że słowo tolerancja powstało jako słowo odnoszące się do tolerancji religijnej dla mniejszości religijnych powstałych w wyniku reformacji, to słowo do dziś jest powszechnie używane dla opisu znacznie większej ilości zjawisk dotyczących otwartości czy szacunku dla istnienia innych postaw, grup czy poglądów mogących nie być zgodnymi z poglądami większości.
    Tolerancja nie oznacza akceptacji (por. łac. acceptatio – przyjmować, sprzyjać) czyjegoś zachowania czy poglądów. Wręcz przeciwnie, tolerancja to poszanowanie czyichś zachowań lub poglądów, mimo że nam się one nie podobają.
    Tolerancja jest postawą, która umożliwia otwartą dyskusję. Bez tej postawy dyskusja zamienia się albo w zwykłą sprzeczkę, albo prowadzi do aktów agresji.
    Tolerancja uznawana jest za podstawę społeczeństwa otwartego i demokracji.
    Tolerancja ma też granice: dotyczy to postaw, które sprzeciwiają się tolerancji

Jak to jest że niektórzy domagają się tolerancji i równouprawnienia kiedy chodzi o ich własny światopogląd, szczególnie religijny, kiedy od społeczeństwa wymaga się określonych postaw żeby zapobiec urażeniu cudzych uczuć, zwłaszcza religijnych, a tymczasem te osoby w imię bardzo wąsko pojętej miłości Boga i bliźniego nawołują do nienawiści i nietolerancji wszystkiego co wedłuch nich odmienne, nieprawidłowe, chore?? Czy nie dość mamy wojen, religijnych czy na tle rasowym, aktów agresji, przemocy, czy historia niczego nas nie nauczyła? Dlaczego to właśnie ludzie uważający się za wierzących przejawiają najbardziej okrutne instynkty? Czy Bóg każe nam zabijać, krzywdzić, ranić, opluwać wszystko i wszystkich którzy są "inni", "nie-normalni"? Gdzie jest norma w takim razie? Wydaje mi się że niektórym poprzestawiały się priorytety i że życie w zgodzie z własnym sumieniem (jeśli takowe ten ktoś posiada) zostało zamieniona na życie w zgodzie z sumieniem tłumu, bo co ludzie powiedzą... Ja uważam że ludzi powinno się oceniać nie po tym kto kim jest, skąd pochodzi, jak wygląda, ale po ich czynach. Nie ten jest człowiekiem kto potrafi gadać, ale ten kto zachowuje się jak człowiek. Ament.
Zapraszam do dyskusji.