piątek, 21 listopada 2014

Humor na piątek

Zgodnie z nastrojami z ostatniego tygodnia, dzisiaj będzie trochę... politycznie. Może nawet i makabrycznie ;-) Zapraszam na chwilę relaksu.


Po II wojnie światowej Stalin ogłosił rozpoczęcie budowy komunizmu w ZSRR. W jednym z kołchozów Uzbekistanu zwołano zebranie partyjne poświęcone komunizmowi jednak nikt nie wiedział co znaczy słowo komunizm. Wybrano więc delegata który po długiej podróży dotarł przed oblicze Stalina i pyta co znaczy to słowo. Stalin chwilę myśli w końcu przywołuje delegata do okna.- Widzicie towarzyszu tę ciężarówkę?
- Widzę.
- Jak będzie komunizm to będą tu stały tysiące takich ciężarówek!
Delegat wraca do kołchozu. Wszyscy pytają go co to jest ten komunizm. Delegat podchodzi do okna i mówi:
- Widzicie tego żebraka?
- Widzimy.
- Jak będzie komunizm to tu będą tysiące takich żebraków...


Premier przechadza się po Warszawie wraz ze swoją żoną. Oglądając wystawy sklepowe mówi do żony:
- Popatrz! Spodnie 50zł, koszulka 40zł, futro 150zł. Nie wiem o co ludziom chodzi, że jest tak źle, jest dość tanio. Wszyscy mówią, że nikogo na nic nie stać.
Żona popatrzyła na męża z ogromną czułością, jak tylko kobieta potrafi i mówi:
- Kochanie. To jest pralnia.


Kaczyński i Tusk mieli wypadek samochodowy. Oczywiście pokłócili się czyja wina. Kaczyński nie wytrzymał i mówi:
- Donku nie kłóćmy się, moja wina
Tusk zmieszany:
- Nie no moja w końcu raczej...
Kaczyński na to sprawiedliwie:
- Wina leży po obu stronach. Nic się nie stało. Rozejm? I wyciąga piersiówkę podając Tuskowi. Tusk pije, oddaje Kaczyńskiemu, a ten chowa ją do kieszeni.
Tusk pyta:
- A Ty nie pijesz?
- Nie, ja czekam na policję.


Polski minister udał się w oficjalną podróż do Francji. Jednym z punktów wizyty była kolacja u francuskiego odpowiednika. Widząc jego wspaniałą willę, z obrazami wielkich mistrzów na ścianach, pyta się, jak on zapewnia sobie taki poziom życia ze skromnej pensji urzędnika republiki.
Francuz zaprasza go do okna:
- Widzi pan tę autostradę?
- Tak.
- Ona kosztowała 20 miliardów franków, firma wypisała fakturę na 25, a różnicę przekazała mi. Dwa lata później minister francuski udaje się do Polski i odwiedza swojego polskiego odpowiednika. Kiedy podjeżdża pod domostwo ministra, jego oczom ukazuje się najpiękniejszy pałac jaki widział w życiu. Pyta od razu:
- Nie rozumiem, dwa lata temu stwierdził pan, że prowadzę książęce życie, ale w porównaniu do pana... Polski minister podchodzi do okna:
- Widzi pan tam autostradę?
- Nie.
- No właśnie.


Po wygranych wyborach, Donald zebrał swych popleczników i mówi:
- No kryzys mamy, a więc musimy podwyżki zrobić.
- Ale gdzie?
- No to jest problem, zróbmy tak - ja będę podawać litery alfabetu, a wy podacie po jednym słowie na tę literę, i tam podwyższymy. To lecimy: A!
- Alkohol! - zawołał pan Rostowski
- B!
- Benzyna! - pan Arłukowicz
- C!
- Cukier! - Sikorski
- D!
- Drewno! - powiedział pan Pawlak
- E!
- Elektryczność! - pan Schetyna
- F!
- Fszystko! - rzekł pan Komorowski.


Wybory w latach 50-tych. Na ścianie wisi portret Stalina. Przyciąga uwagę starszej, niedowidzącej babci.
- O! Piłsudski.
- Nie Piłsudski towarzyszko tylko Josef Wisarionowicz Stalin.
- A co on takiego zrobił ten Stalin?
- On wygnał Niemców z Polski.
- Dałby Bóg, pogoniłby i Ruskich.


I jeszcze ten jeden, sorry, nie mogłam się powstrzymać :-))


W czasie pomarańczowej rewolucji Putin dzwoni do sztabu Juszczenki i mówi, umożliwimy wam przejęcie władzy, ale musicie nam dać Lwów i Kijów.
W sztabie lekka konsternacja, po chwili odpowiadają:
- Ok, damy wam kijów, ale lwów musicie sobie sami nałapać.


Miłego weekendu!

czwartek, 20 listopada 2014

Odwszawiania ciąg dalszy.

Odpchlanie pomogło na krótki czas. Córka znalazła jedną u siebie na łóżku. I znowu panika, i znowu wszystko do prania. Tym razem powiedziałam, pierdzielę, pierz sobie sama. Tym razem jednak zadziałałam bardziej kompleksowo. Najpierw weterynarz i jeszcze raz porządne środki na odpchlenie dla kotów. Dodatkowo specjalny spray, który jak się nim popsika, ma zabijać wszystkie dorosłe, larwy, jajka i co tam jeszcze się z tego robactwa wylęga. I ma działać przez rok. Zobaczymy. Najpierw potraktowałam spot-onem koty. Oprócz małego ugryzienia żadnych większych ran bojowych. Tiguś nie mógł się powstrzymać przed chapnięciem, i tak z trudem go przytrzymałam. A jak warczał na mnie, jak prychał! Normalnie krzywdę ogromną mu wyrządziłam, gdyby nie to że przezornie zaaplikowałam mu to tuż przed żarciem to pewnie by się dąsał obrażony do dzisiaj, a tak to mu szybko przeszło :-) I tak chodził po kątach przez pół godziny i zwiewał przede mną gdzie pieprz rośnie. Z Miguśką poszło gładko tym razem, ale i ona się burmuszyła chwilkę. W końcu uciekli na podwórko no i dobrze bo mogłam dokonać reszty dzieła. Pościele i inne szmaty już były poprane/przygotowane do prania, więc tylko odkurzyłam porządnie, umyłam podłogi jeszcze raz mopem parowym, po czym popsikałam wszystkie podłogi wzdłuż ścian, zgodnie z instrukcją. Świństwo zaaplikowałam też na parapety, kocie posłania, zabawki i wszędzie tam gdzie kociska lubią przebywać, czyli łóżka, krzesła i niektóre półki w schowkach. Córka nawet sobie nogi popsikała, powiedziałam że teraz to nie może ich myć przez rok :-)
Sprawdziłam dokładnie futro Migusi, nic nie zauważyłam. Ona jest czarna, ale podszerstek ma srebrny tak że jakby coś czarnego siedziało to mogłabym ewentualnie wypatrzeć. Nic nie łaziło, nic nie skakało, może pozdychało i pospadało... Bleeee...

środa, 19 listopada 2014

Co głupiemu po rozumie...

Od jakiegoś czasu borykam się z łokciem tenisisty. Wcale od tenisa go nie nabyłam bo nie gram, od badmintona tez nie, choć gram dużo. Zanabyłam go proszę Państwa od obcinania krzaczorów onegdaj, okazuje się bowiem że takie machanie sekatorem to jest najczęstsza przyczyna tej dolegliwości a leczenie jest długotrwałe i męczące. Bo właściwie jedynym leczeniem jest unikanie obciążenia łokcia. Co ja mówię łokcia, przecież łokieć tenisisty to wcale nie jest kontuzja łokcia! Tylko "zapalenie nadkłykcia bocznego kości ramiennej" spowodowane uszkodzeniem ścięgna prostownika palców. Po polsku, jak się wykonuje dużo takich samych ruchów dłonią, połączonych z naciskiem, jak na przykład używanie sekatora, czy wkręcanie śrubek przy dużym oporze, to można się nabawić właśnie łokcia tenisisty i to mi się przytrafiło kiedy odmładzałam tego mojego niefortunnego clematisa. Albo raczej fortunnego, bo już odbija jak głupi, mówiłam że mi za to podziękuje :-) No ale łokieć... Już doszło do tego że ciężko było mi grać w badmintona, powinnam odpuścić zupełnie ale nie mogę, zredukowałam tylko znacznie intensywność, używam lżejszej rakietki itepe. Uwierzcie mi na słowo, kilka gramów robi kolosalną różnicę! Zakupiłam sobie specjalną opaskę na łokieć tenisisty i w tym gram. I już się zaczęło robić lepiej, już dolegliwości zmniejszyły się na tyle że przewstały przeszkadzać w codziennym życiu, kiedy...
No właśnie, co głupiemu po rozumie... W ostatnią niedzielę sufit mi na łeb spadł i poszłam obcinać kolejne krzaczory. Nawet mi przez durną łepetynę nie przeszło żeby opaskę założyć czy choćby się oszczędzać... Poczułam w połowie obcinania. Twarda jestem, dokończyłam z trudem, ale łokieć mnie tak napierdzielał (przepraszam za wyrażenie, trochę inne mi się nasuwa ale nie będę używać wulgaryzmów) że nie mogłam spać całą noc. Ani wyprostować, ani zgiąć, a każdy skręt powodował ból. Od poniedziałku opaskę noszę już cały czas, poza nocą. Pomaga bo ból jest mniejszy niż bez, ale jest. A ja mam sezon w pełni i mecze co tydzień!
Kurcze, starość nie radość, powoli zaczynam się sypać... od łokcia...
Pozdrawiam lewą dłonią!