Odpchlanie pomogło na krótki czas. Córka znalazła jedną u siebie na łóżku. I znowu panika, i znowu wszystko do prania. Tym razem powiedziałam, pierdzielę, pierz sobie sama. Tym razem jednak zadziałałam bardziej kompleksowo. Najpierw weterynarz i jeszcze raz porządne środki na odpchlenie dla kotów. Dodatkowo specjalny spray, który jak się nim popsika, ma zabijać wszystkie dorosłe, larwy, jajka i co tam jeszcze się z tego robactwa wylęga. I ma działać przez rok. Zobaczymy. Najpierw potraktowałam spot-onem koty. Oprócz małego ugryzienia żadnych większych ran bojowych. Tiguś nie mógł się powstrzymać przed chapnięciem, i tak z trudem go przytrzymałam. A jak warczał na mnie, jak prychał! Normalnie krzywdę ogromną mu wyrządziłam, gdyby nie to że przezornie zaaplikowałam mu to tuż przed żarciem to pewnie by się dąsał obrażony do dzisiaj, a tak to mu szybko przeszło :-) I tak chodził po kątach przez pół godziny i zwiewał przede mną gdzie pieprz rośnie. Z Miguśką poszło gładko tym razem, ale i ona się burmuszyła chwilkę. W końcu uciekli na podwórko no i dobrze bo mogłam dokonać reszty dzieła. Pościele i inne szmaty już były poprane/przygotowane do prania, więc tylko odkurzyłam porządnie, umyłam podłogi jeszcze raz mopem parowym, po czym popsikałam wszystkie podłogi wzdłuż ścian, zgodnie z instrukcją. Świństwo zaaplikowałam też na parapety, kocie posłania, zabawki i wszędzie tam gdzie kociska lubią przebywać, czyli łóżka, krzesła i niektóre półki w schowkach. Córka nawet sobie nogi popsikała, powiedziałam że teraz to nie może ich myć przez rok :-)
Sprawdziłam dokładnie futro Migusi, nic nie zauważyłam. Ona jest czarna, ale podszerstek ma srebrny tak że jakby coś czarnego siedziało to mogłabym ewentualnie wypatrzeć. Nic nie łaziło, nic nie skakało, może pozdychało i pospadało... Bleeee...
czwartek, 20 listopada 2014
środa, 19 listopada 2014
Co głupiemu po rozumie...
Od jakiegoś czasu borykam się z łokciem tenisisty. Wcale od tenisa go nie nabyłam bo nie gram, od badmintona tez nie, choć gram dużo. Zanabyłam go proszę Państwa od obcinania krzaczorów onegdaj, okazuje się bowiem że takie machanie sekatorem to jest najczęstsza przyczyna tej dolegliwości a leczenie jest długotrwałe i męczące. Bo właściwie jedynym leczeniem jest unikanie obciążenia łokcia. Co ja mówię łokcia, przecież łokieć tenisisty to wcale nie jest kontuzja łokcia! Tylko "zapalenie nadkłykcia bocznego kości ramiennej" spowodowane uszkodzeniem ścięgna prostownika palców. Po polsku, jak się wykonuje dużo takich samych ruchów dłonią, połączonych z naciskiem, jak na przykład używanie sekatora, czy wkręcanie śrubek przy dużym oporze, to można się nabawić właśnie łokcia tenisisty i to mi się przytrafiło kiedy odmładzałam tego mojego niefortunnego clematisa. Albo raczej fortunnego, bo już odbija jak głupi, mówiłam że mi za to podziękuje :-) No ale łokieć... Już doszło do tego że ciężko było mi grać w badmintona, powinnam odpuścić zupełnie ale nie mogę, zredukowałam tylko znacznie intensywność, używam lżejszej rakietki itepe. Uwierzcie mi na słowo, kilka gramów robi kolosalną różnicę! Zakupiłam sobie specjalną opaskę na łokieć tenisisty i w tym gram. I już się zaczęło robić lepiej, już dolegliwości zmniejszyły się na tyle że przewstały przeszkadzać w codziennym życiu, kiedy...
No właśnie, co głupiemu po rozumie... W ostatnią niedzielę sufit mi na łeb spadł i poszłam obcinać kolejne krzaczory. Nawet mi przez durną łepetynę nie przeszło żeby opaskę założyć czy choćby się oszczędzać... Poczułam w połowie obcinania. Twarda jestem, dokończyłam z trudem, ale łokieć mnie tak napierdzielał (przepraszam za wyrażenie, trochę inne mi się nasuwa ale nie będę używać wulgaryzmów) że nie mogłam spać całą noc. Ani wyprostować, ani zgiąć, a każdy skręt powodował ból. Od poniedziałku opaskę noszę już cały czas, poza nocą. Pomaga bo ból jest mniejszy niż bez, ale jest. A ja mam sezon w pełni i mecze co tydzień!
Kurcze, starość nie radość, powoli zaczynam się sypać... od łokcia...
No właśnie, co głupiemu po rozumie... W ostatnią niedzielę sufit mi na łeb spadł i poszłam obcinać kolejne krzaczory. Nawet mi przez durną łepetynę nie przeszło żeby opaskę założyć czy choćby się oszczędzać... Poczułam w połowie obcinania. Twarda jestem, dokończyłam z trudem, ale łokieć mnie tak napierdzielał (przepraszam za wyrażenie, trochę inne mi się nasuwa ale nie będę używać wulgaryzmów) że nie mogłam spać całą noc. Ani wyprostować, ani zgiąć, a każdy skręt powodował ból. Od poniedziałku opaskę noszę już cały czas, poza nocą. Pomaga bo ból jest mniejszy niż bez, ale jest. A ja mam sezon w pełni i mecze co tydzień!
Kurcze, starość nie radość, powoli zaczynam się sypać... od łokcia...
Pozdrawiam lewą dłonią!
poniedziałek, 17 listopada 2014
Chcesz zobaczyć...
... zawartość mojej torebki? Do napisania tego posta skłonił mnie wpis Pantery. Podjęłam wyzwanie. Pantero, wybacz... Wiedziałam że moja torebka jest pojemna, ale że aż tak???
Żebyście mogli bardziej sobie wyobrazić to co chcę Wam pokazać, pokażę Wam najpierw moją torebkę. Bo ja mam tylko jedną torebkę, nie chce mi się przepakowywac wszystkiego co w niej noszę, a mam tam same niezbędne do przetrwania rzeczy. Aktualna torebka ma już ponad rok i powoli zaczyna nadawać się do wymiany, ale wciąż nie mogę spotykać niczego odpowiedniego. Moja torebka wygląda tak:
Żebyście mogli bardziej sobie wyobrazić to co chcę Wam pokazać, pokażę Wam najpierw moją torebkę. Bo ja mam tylko jedną torebkę, nie chce mi się przepakowywac wszystkiego co w niej noszę, a mam tam same niezbędne do przetrwania rzeczy. Aktualna torebka ma już ponad rok i powoli zaczyna nadawać się do wymiany, ale wciąż nie mogę spotykać niczego odpowiedniego. Moja torebka wygląda tak:
Nie jest to duża torebka, jest najmniejsza z wszystkich które do tej pory miałam, ale że kosztowała mnie dużo to muszę ją donosi. Trudno. Moje poprzednie torebki były wielkości że słowami mojego syna "kałasznikow by się zmieścił", do tej z trudem upcham zeszyt szkolny formatu A5, kartkę A4 muszę skłądać wpół. Sami więc widzicie.
Moje torebki muszą mieć przegrody i kieszenie, bo ja jestem poukładana :-))) I żeby pokazać Wam wszystko co noszę w torebce, opróżniam torebkę po kolei. I oto kieszeń pierwsza, z przodu:
I jej zawartość:
- Moneta dziesięciopensowa "na szczęście"
- Długopis czarny
- Długopis niebieski
- Klucze do wszystkiego w domu i wokół niego
- Klucze do domu
A teraz kieszeń druga:
A w niej:
6. Portfel z kartami, paragonami, dokumentami. Ma już osiem lat. Do wymiany.
7. Ładowarka na kabel usb, czasami się przydaje.
Kieszeń środkowa:
A co w niej?
8. Chusteczki higieniczne
9. Chusteczki do zmywania twarzy
10. Husteczki intymne
11. Próbka perfum
12. Druga próbka perfum (przecież nie można pachnieć cąły czas tak samo)
13. Klikacz na ukąszenia owadów
14. Paracetamol
15. Pilnik do paznokci
16. Krem pod oczy (czasami skóra bardzo się wysusza, wklepuję więc kropelkę po południu)
17. Pędzelek do szminki (używany od wielkiego dzwonu)
18. Atomizer z perfumami
19. Szminka
20. Puder do zamaskowania pryszczy
21. Balsam do ust
22. Nitka do zębów (niezbędna, nigdzie bez niej nie chodzę)
Kolejna kieszeń torebki:
A tu:
23. Opaska bawełniana na kolano (czasami mnie boli)
24. Kalendarz z 2010 roku w którym mam wszystkie adresy i ważne numery. Nie chce mi się przepisywać.
25. Portmonetka na monety
26. Plastry na pęcherze
27. Identyfikator i klucze do pracy na smyczy
28. Jeszcze jeden długopis, tego nigdy nie za wiele
29. Kolejna paczka chusteczek, zawsze ich brakuje
30. Gumka do włosów
31. Pojemniczek na sól, pieprz, kurkumę i paprykę zakupiuony w Amsterdamie
32. Otwieracz do butelek
33. Memory stick na usb.
I kieszeń ostatnia, z tyłu torebki:
Tutaj po kolei:
34. Zapasowa karta do pracy
35. Parę wizytówek (w portfelu też mam, ale tak się szybciej wyjmuje)
36. Cukiereczki każdy innego koloru
37. Ostatni długpis, z laserkiem :-)
38. Zapasowe klucze do pracy
39. Słuchawki
40. Zapasowe gumki do słuchawek
Tak wygląda torebka i cały ten śmietnik który noszę:
Aha. Zapomniałam o jednym, najważniejszym. W torebce jest mała kieszonka na telefon. Nigdy ne wychodzę bez telefonu. Pozycja 41.
Dodatkową rzeczą którą zawsze mam w torebce są gumy do żucia Orbit, ale akurat wyszły. I paragony, które sprzątam wyrzucam raz na tydzień. I krem do rąk, który zostawiłam w pracy.
I to wszystko mieści się w mojej małej torebce! I ja to wszystko naprawdę ze sobą wszędzie taszczę.
A najgorsze jest to że teraz to wszystko muszę z powrotem do tej torebki włożyć... Ech Aniu, też mi zadałaś roboty...
A Wy, co Wy macie w swoich torebkach? Pochwalicie się?
Subskrybuj:
Posty (Atom)