Pierwszy falochron. Nie wiem co to za kółko na patyku, pewnie przystanek dla mew.
Widok na wschodnią część plaży
Selfie :-)
Kolejny falochron
Kolorowe żaglóweczki w tle
Widok na wschodnią stronę plaży
Ten pan właśnie powrócił z podróży po wodzie, a tamte panie dopiero się wybierają
Przelazłam przez to górą, bo mi się nie chciało obchodzić całej plaży
Pieskowe ślady, duże i małe
Jeszcze jedno selfie :-)
A tu synuś zakrzyknął: Mamo, zrób o tak! No to zrobiłam.
Samotna mewa na wodzie... Patrzcie patrzcie, może się dopatrzycie...
Widok na promenadę
Z piesem w tle ;-)
Te dwa namioty to obozowisko pewnego pana który mieszka tu od wiosny, odkąd żona wyrzuciła go z domu. Niestety, nakazem sądu ma się stamtąd wyprowadzić. Dzisiaj. Szkoda, mieszkańcy trochę żałują, bo umilał im czas graniem na pianinie. Pianino ciężko zobaczyć, ale zapewniam Was że jest.
Ktoś tędy przechodził :-)
Mój dom jest gdzieś tam pod tym grzybem atomowym.
Oto jak powinien wyglądać prawdziwy photobombing hue hue hue
Spacerując po plaży można znależć różne rzeczy. Na przykład piórka i zielone strzępki roślinek i... meduzy
Jeszcze raz, wschodnia strona plaży
Falochron z bliska
O, tak to wygląda...
A tak wygląda w pełnej okazałości
Na falochronie mieszkają różne żyjątka. Uwierzcie mi, to ŻYJE. Wystarczyło puknąć paznokciem w środek, widzicie? Tam w dziurkach się ukrywają. Te trzy puste dziurki niestety są puste. Reszta jest zajęta przez coś co się RUSZA jak się w to puknie. Bleeeeeee....
Te wodorosty czekają na wodę. Właśnie zaczyna się przypływ, ale one muszą poczekać jakieś cztery godziny zanim woda je przykryje.
Samotna muszelka...
I paluszki krabowe :-)
I jeszcze jedna muszelka
Ostatni rzut oka na plażę. Już schodzimy. A raczej wchodzimy, bo plaża jest umiejscowiona w dole.
O, po tych schodach wchodzimy.
A to jest ukryte miejsce pomiędzy schodami a tamtym domkiem. Widać ślady które zostawia woda.
I wracamy do samochodu. To jeszcze nie koniec wycieczki Proszę Państwa.
Malownicza dzielnica Joppa.
Żeby już całkowicie pozostać przy wodzie, udajemy się do pobliskiego Musselburgh, połazić troszkę przy rzece Esk. Wchodzimy sobie więc do całkiem przyjemnego parku wiodącego wzdłuż rzeki. Nigdy tu wcześniej nie byłam.
Jak widać, słońce już powoli skłania się ku zachodowi, ale to dopiero dwudziesta, jeszcze trochę będzie jasno.
I widoczek na rzekę.
Takie u nas som ślimaki. Bez skorupek.
Po jednej stronie rzeczka....
...po drugiej pole z dojrzałym zbożem. Ja się tam nie znam, dla mnie to pszenica.
Próby artystyczne synusia.
No i nie obyłoby się bez kfiatkufff. Pełno takich "lwich paszczy" tu rośnie. Teraz chyba sezon na nie.
Dopiero po dłuższej chwili zorientowałam się że są to, podobne do polskich, SZCZELAFFKI (!!!!). No, że strzelają jak się je naciśnie. Tylko takie jakieś bardzo wyrośnięte, wręcz olbrzymie. Poszczelaliśmy sobie więc i zawrócili do domu.
I tak się zakończyła wczorajsz wycieczka. Nie było nas trzy godziny. Tak lubię :-)
Buziaki!