czwartek, 17 lipca 2014

Morderczo i krwisto

Syn ostatnio przyszedł i patrząc na Migusię mówi:
- Wiesz mamo, szedłem sobie wczoraj z autobusu, widziałem pełno kotów na naszej ulicy ale wszystkie takie jakieś duże, nie takie jak ona. Ty jej nie karmisz, czy co?
- No mała jest, ja wiem, ale to chyba takie geny, chociaż ona faktycznie trochę mało je...
- Ha ha, ale sobie knypka wzięłaś...
Zaniepokoiłam się bo ona rzeczywiście nie jest taka nienażarta jak Tiguś, chociaż po nocy obie miski z suchą karmą są wyczyszczone a nie podejrzewam żeby Tiggy jadł z jej miseczki bo on ma swoją karmę a migusiowej nie rusza.
No to wczoraj się przekonałam dlaczego ona mokrej karmy żreć nie chce. Proszę bardzo, dowód rzeczowy:


Tak że, proszę się martwić moi Drodzy Czytelnicy, Migusia ma po prostu wysoko-białkową dietę. Mówiłam - ona tylko motylki i muszki gania, ups *zżera.

P.S. A dzisiaj rano nastąpiłam na mysz którą Tiguś upolował był w nocy. Przyszedł się pochwalić, poprowadził mnie nawet do kuchni ale nie widziałam bo nie zauważyłam, na śpiąco to mało rzeczy się widzi. Głasnęłam, dałam dwa cukiereczki i poszłam spać. A dzisiaj rano nadepnęłam na coś aż kości strzeliły bleeeeeeee...... wrzask był taki że sąsiadów zza płota pewnie pobudziłam. Tylko czekać aż Miguśka zacznie polować na myszy, to już w ogóle w domu jeść nie będzie jak tak dalej pójdzie. To ja już wolę jej muszki i motylki...
P.S.2. Tiggy zdobyczy nie pożera, nawet motylków. On ich już nawet nie łapie, za słaby przeciwnik.

środa, 16 lipca 2014

Post prawie odbity

Lala lalalala lalalala lalala lala lalala lala lalala lalala...
A tak sobie śpiewam cały dzionek i morda mi się cieszy...
Tylko nie pomyślcie że mi odbiło! No może trochę ale nie tak do końca.

LALALA LALALALA LALALA LALALA LAAAAALAAALAAAAAAA!!!!!!

wtorek, 15 lipca 2014

Chwalimy się i wcinamy.

Wiecie, ja na wsi nie mieszkam, w mieście też nie bo raczej pod, ogrodu wielkiego nie posiadam ale jak na szkocko-podmiejskie warunki to jest on dosyć spory. Ogrodnikiem nie jestem ale owoce sezonowe jeść lubię, więc jak tylko miałam okazję posadziłam kilka krzaków i teraz, po kilku latach cieszę się już sporą obfitością. Co ja tam mam...

1 krzak białej porzeczki. Dość spory, a porzeczki pyszne. Bardzo lubię. To jest mój codzienny przed-i poobiedni deser prosto z krzaka.


Kilka krzaków malin. Zrobił mi się z tego cały chruśniak a krzaczory opanowują powierzchnię przyległą, tak że muszę wyrywać. Ale póki co, malin całkiem sporo a one z tego gatunku że owocują do później jesieni. Mniam, będzie w końcu malinówka, jak mi tylko syn spirytusu z Polszy dowiezie. Na razie wcinamy z krzaka :-)


Malinojeżyna. 1 krzak. Uraczył mnie tym ojciec, wsadziłam do ziemi i rośnie. Nie daję mu się rozprzestrzeniać bo zarośnie cały ogród. Ale owoce przepyszne, dwa-trzy razy większe od malin i bardzo słodkie. Nie wiem na co się nadają, może dorzucę parę do malinówki żeby zwiększyć objętość, ale to jak dotrwają. Bo na razie idą na deser. Oczywiście - prosto z krzaka. 


1 krzak czarnej porzeczki. Której nie lubię ale była szwagierka sobie zażyczyła na liście do ogórków, to sobie rośnie, wyrzucać nie będę. Będzie porzeczkówka :-)


2 krzaki jagody amerykańskiej czy kanadyjskiej, jak zwał tak zwał, w każdym razie z roku na rok jest owoców coraz więcej. Te owoce jednak przeznaczone są do osobistej natychmiastowej konsumpcji w kolejności dojrzewania. 


Mam jeszcze 1 krzak agrestu którym się nie pochwaliłam bo agrestu już nie ma - zeżarłam, a następnie wszystkie liście zeżarły jakieś gąsienice. Ale nic to, na wiosnę odrośnie :-)
I tak to pokazałam Wam mój cały wielki sad.