Pamiętacie jak opowiadałam Wam o nocnym spacerze mojej córki z kotami?
Poszła sobie ona z nimi i wczoraj. I wszystko było okej do czasu gdy z niektórych podwórek zaczęły wyłazić inne koty bo przecież musiały bronić swego terenu. Oczywiście że koty na siebie syczały i warczały, to normalne przeceiż jest, ale w niesłychanym stopniu zakłóciło to całą sielankową koncepcję spaceru córki. Udało im się jednak jakoś poruszać w spowolnionym tempie. W czasie konfrontacji Tigusia z innymi kotami Migusia tchórz nad tchórze chowała się pod samochodami, trzeba było ją stamtąd wyciągać prawie siłą. W końcu Tiguś gdzieś się zawieruszył, a Migusia zostając sama ze swoją ludzką siostrą, zaczęła się zachowywać jak prawdziwie niegrzeczna młodsza siostra. Uciekała na murki, na płoty, wskoczyła nawet na płot zakończony zasiekowym drutem kolczastym, z którego córka musiała ją ściągać, przełaziła przez każdą napotkaną bramę, włamywała się ludziom na podwórka, no koszmar pani, koszmar... Biedna dziewczyna w końcu, bojąc się że kota po prostu zgubi (no ale jak można zgubić kota na pustej ulicy dwieście metrów od domu?) zabrała Migusię pod pachę i tyle było ze spaceru.
Zła Migusia, zła, niegrzeczna....
Udało mi się zrobić trzy zdjęcia z okna... Szukajcie kotów...
Lubię czytać co ludzie mają ponalepiane na samochodach. Dzisiaj van przede mną miał na sobie taką tabliczkę. Bardzo mi się spodobała. Też bym dzisiaj chciała zadzwonić do pracy że jestem martwa ...
Jeszcze tylko jedno nudne spotkanie. Oby do wieczora!
Pozdrawiam wszystkich którzy są dziś tak leniwi jak ja.
Kiedy miałam może 12 lat, wybrałyśmy się z dwiema koleżankami do kina na film "Śnieżyczka i Różyczka", taki tam bajkowo-księżniczkowy film dla młodszych nastolatek. Nie wiem, co się wtedy stało, czy my pomyliłyśmy seanse czy poprzestawiano coś w repertuarze, w każdym razie skończyłyśmy na obejrzeniu straszliwego wtedy dla mnie filmu "Godzilla".
Mało z niego pamiętam, ale wyniosłam z niego coś co prześladowało mnie przez długie lata.
Jako dziecko mieszkałam w wieżowcu, na dziewiątym piętrze. Miasto moje, położone w dolinie, miało cudowny mikroklimat, zdarzały się przepiękne burze które uwielbiam do dzisiaj, zdarzały się także urywające łeb wiatry. Wiatry nie były mi więc obce. Ale pewnej nocy w czasie takiego piekielnego wichru, usłyszałam go. Nadchodził. Godzilla. Kroki było słychać bardzo wyraźnie, dudniące, metaliczne "Bum... bum... bum..." Strach ma wielkie oczy, jak to mówią, a mój miał jeszcze w dodatku widzące przez kołdrę i poduszkę, spod której nawet nos bałam się wychylić. Mój strach zerkał w okno na dziewiątym piętrze wieżowca i widział wielki łeb Godzilli wpatrujący się we mnie tymi przenikliwymi oczami. I tak potrafiłam nie spać pół nocy trzęsąc się pod kołdrą ze strachu przed Godzillą.
Z czasem przyzwyczaiłam się trochę się obecności tego potwora w moim świecie, prawdopodobnie mnie nie widział, a przynajmniej nie miał zamiaru mnie skrzywdzić, za każdym razem jednak kiedy przychodziła wichura, ON tam był...
Minęło kilka lat. Przy którejś kolacji tato oznajmił ni z tego ni z owego, że w końcu przyszli i naprawili ten dach, bo tyle lat się ludzie prosili i nic. No ale teraz już naprawili tę blachę to już więcej nie będzie stukać bo budziła ludzi podczas wiatru... Omal się nie udławiłam tym co właśnie miałam w ustach (!)
Tyle lat strachu, tyle lat lęku i chołania głowy pod kołdrę, a tu okazuje sie że mój Godzilla to zwykła poluzowana blacha na dachu! Och, jaka byłam szczęśliwa! Nigdy więcej już go w oknie nie widziałam.
Dlaczego opowiedziałam Wam tę historię?
W piątek od rana Mark, kolega z pracy, chodził niezwykle podekscytowany mechaniczno-potworowatym krokiem, dla mnie to wyglądało to bardziej na zombie ale niech mu będzie. Muszę w tym momencie dodać że w pracy tworzymy małą nieformalną grupkę kinomaniaków, która zbiera się raz w miesiącu po pracy i idzie do kameralnego kina Cameo oglądać ambitne filmy. Następne wyjście miało być za tydzień, ale Mark tak prosił, tak błagał, tak się wykręcał udając potwora że w końcu namówił nas na wcześniejsze wyjście do kina, w celu obejrzenia najnowszego obrazu "Godzilla". Bo jeżeli chodzi o wszystkie super-potwory, mechaniczne czy po prostu gigantyczne, jednym słowem każdy Monster Movie to dla Marka jest po prostu natychmiastowy mus do kina.
Film był w 3d. Na sali oprócz nas tylko 3 osoby :-) Przypominam że kino kameralne, nie komercyjne, wyświetlające ambitne filmy których nigdzie indziej się nie zobaczy. No ale jedną promocję komercji na miesiąc też muszą zrobić, doskonale to rozumiem.
Na początku nie bardzo wiedziałam o co chodzi, bo nic nie pamiętałam z dzieciństwa. Przypomniałam sobie natomiast gdy usłyszałam "Bum... bum... bum..." Godzilla jak ta lala, nie da się ukryć.
Nie wiem czy polecam ten film. Chyba nie. Już wolę Transformersy. Ale nie żałuję że go obejrzałam, przecież żeby zrozumieć kicz trzeba go najpierw poznać, prawda? ;-)