niedziela, 30 marca 2014

Dzień Matki

Ha! Myśleliście że wszędzie jest tak samo, a wcale nie jest!
W Wielkiej Brytanii Dzień Matki przypada w czwartą niedzielę Wielkiego Postu, czyli jest świętem ruchomym. Specjalnie zaznaczyłam "świętem" bo to całe wydarzenie - w sklepach nic innego nie widać od kilku dni tylko kwiatki, czekoladki, przecenione wina i koktajle, wszystko w czerwono-różowej oprawie, prawie Walentynki. No ale wiadomo nie od dzis że mamusie lubiom rurzowy :-)

Teoretycznie, powinnam mieć dwa Dni Matki, ten brytyjski i ten polski. Praktycznie, od lat nie miałam żadnego...
W czasie gdy wszystkie mamusie obchodziły ten dzień po brytyjsku, czyli kwiatki obiadki czekoladki, moje dzieci twierdziły że one są Polakami i obchodzą to Święto w maju (szczerze mówiąc chyba nawet nie wiedzą którego). ONE obchodzą - słyszycie to? A kiedy nadchodzi 26 maja to one - zapomniały...

Patrzę wczoraj na telefon - nieodebrane połączenie od syna. Piszę smsa - "A co się stało?". Odpowiedź: "A nic, pomyliłem się, jutro zadzwonię". Dzisiaj jest jutro. No to o dwunastej, żeby dać się dziecku wyspać, dzwonię, bo niecierpliwa mamusia jestem. Odbiera.
- Halooo...
- Witaj synku, chyba Cię nie obudziłam?
- Eeee... nie.... (dochodzi chyba spod kołdry)
- No to co się stało że wczoraj dzwoniłeś? Bo już się denerwuję.
- Eeee... nic... tylko chciałem Ci życzenia na Dzień Matki złożyć... No to...
- OK, to czekam na telefon! Pa!
Rozłączam się.
No to se chyba poczekam...

W każdym razie, Wszystkiego Najlepszego w Dniu Matki dla Mnie Samej! 
I dla wszystkich mamuś którym zdarzyło się mieszkać w tym pięknym kraju - 
Happy Mother's Day!


sobota, 29 marca 2014

Żyję

Do Wszystkich którzy czekają na ostatni odcinek mojej relacji z Holandii oraz do tych którzy opprostu lubią tu wpadać od czasu do czasu - serdecznie Was przepraszam ale byłam chora. Właściwie wciąż trochę jestem i raczej spędzam czas w łóżku niż przed komputerem. Wybaczcie. Wrócę na bloga jak tylko bardziej dojdę do siebie.

Tymczasem pozdrawiam z zachmurzonej Szkocji :-)

środa, 26 marca 2014

Chamskie rozrywki część 2. Keukenhof.

Jako że tylko wieczory spędzałam w samym Amsterdamie, jakoś trzeba było zagospodarować sobie dzień. Miałyśmy jechać zwiedzać Hagę, ale z powodu szczytu nuklearnego zostało to uznane za niewskazane. Pojechałyśmy zatem do Ogrodów Keukenhof, które właśnie w miniony weekend zostały otwarte na sezon wiosenno-letni.
I ponieważ jest Proszę Państwa wiosna, to teraz będzie dużo zdjęć i baaaardzo kwiatowo. Wybaczcie mi, ale nie mogłam się powstrzymać, ale jak Holandia to też kwiaty, to chyba naturalne ;-)


Przy wejściu wita wszystkich zwiedzających pani w narodowym ubranku, rozdająca mapy i ulotki.


Wchodzimy. Bardzo ładnie, czysto i sporo osób.


Wszędzie kompozycje kwiatowe


Wchodzimy do jednego z wielu tematycznych ogródków. Ten był poświęcony kwiatom wiosennym, nie wszystkie jeszcze kwitły niestety.


Bardzo wiele drzew, nie tylko w tym ogrodzie ale też na osiedlach, wyprowadzonych jest w ten sposób:


Poletko krokusów


Na trawnikach klomby  z tulipanami i krokusami. Niestety, trawniki różnią się od szkockich tym że nie wolno po nich chodzić...


Trafiła się też biało-czerwona kompozycja. Oczywiście należało uwiecznić.


Osobiście uwielbiam takie dwukolorowe tulipany.


Docieramy do niewielkiej fontanny. Widzicie tęczę?


Nie widzicie? To popatrzcie uważnie...


Na tyłach ogrodów widać pola uprawne. W dali czerwone tulipany. Szkoda że tylko one kwitną, za miesiąc pola te będą bajecznie kolorowe. Bliżej żonkile. 


Miniaturowe tulipanki, niewiele większe od krokusów.


W jednym z pawilonów pani opowiada o kwiatach i pokazuje jak zrobić z nich niebanalną kompozycję.


Wkoło bukiety przepięknych, rozmaitego koloru i wykończenia tulipanów. 



Oczywiście jak Holandia to i rowery :-)


Rowery są wszędzie... 



I wiatraki... też ich mnóstwo, wiele służy za domy mieszkalne, ale nie ten bo ten jest do zwiedzania.


Podobnie jak drewniane buciki :-) Musicie mi uwierzyć na słowo że to moje własne nogi w tych bucikach :-)


I więcej bucików


W takich szpileczkach chodzenie musi być hmmm... nieciekawe...


W następnym pawilonie wystawa srtorczyków i orchidei. Nie będę opisywać. Zachwycajcie się razem ze mną.







I krowy. Wiadomo, Holandia krowami stoi...


A na tej można się podpisać.


Co oczywiście uczyniłam z radością. Na kopytku :-)


Jeszcze jeden pawilon z tulipanami i kwiatami wiosennymi. Niesamowite...


Uwielbiam takie tulipany, zwykłe, proste, czerwone. W takim mieszkała Calineczka.




Potężne amarylisy...


Przepiękne pachnące hiacynty


A tu rekonstrukcja typowej holenderskiej wioskowej kuchni.


Ostatni pawilon, w hołdzie cebulkom tulipanów. Są równie cenne jak złoto :-)


I sklepik z różnymi różnościami... Można stać i oglądać.



I na końcu - symboliczna "aleja gwiazd". Nie mogłam nie zrobić zdjęcia, no nie mogłam...


W planach była jeszcze wycieczka do "Korpusu" czyli muzeum ciała ludzkiego, ale już niestety był zamknięty. Cały dzień spędziłyśmy relaksując sięw przecudnych ogrodach.