piątek, 28 lutego 2014

Kawały piątkowe

Zmieniłam tytuł serii? Powiedzmy że dostosowałam... Dzisiaj będzie o kinie. Jeden, za to długi :-)


Facet postanowił wybrać się z żółwiem do kina.
Trzyma zwierzątko pod pachą, podchodzi do kasjerki i prosi o bilet:
- Poproszę jeden normalny i jeden ulgowy, dla żółwia.
- Przykro mi, ale to nie jest zoo, nie może pan wejść z żółwiem!
- Ależ to mały żółw, zachowuje się cichutko, przecież nikomu nie będzie przeszkadzał.
- To porządne kino, proszę nie blokować kolejki!
- Ależ proszę pani, kupię dwa normalne.
- Nie i już. Następny!
Facet odszedł jak niepyszny, za zakrętem wsadził sobie żółwia w spodnie i po chwili wrócił do kasy - pod pachą miał już tylko pudełko z popcornem, w ręce kolę.
Tym razem dostał normalny bilet bez większych problemów.
W środku seansu postanowił pozwolić biednemu zwierzęciu pooddychać trochę świeżym powietrzem.
Rozpiął więc rozporek aby żółw mógł w końcu wychylić szyję.
Kilka siedzeń dalej w tym rzędzie dwóch gości rozmawia:
- Stary - widziałeś?
- Co?
- Ten facet tam - ma fiuta na wierzchu!
- No i co z tego? To erotyczny film - ty też prawie masz.
- No... ale mój nie wpieprza popcornu!

A na deser:


Spokojnego weekendu!

czwartek, 27 lutego 2014

Rocznicowo

Albo już pierwsze objawy Alzheimera albo przesilenie wiosenne albo już nie wiem co. Szykowałam się do tej rocznicy od kilku tygodni, układałam w głowie posty, podziękowania, konkursy... I co? Wchodzę dzisiaj na bloga, patrzę, a tu... rocznica minęła dwa dni temu!
No i co ja teraz mam zrobić? Wszystkie plany wzięły w łeb, a trzeba mi było tak jak każdy normalny blogowicz, napisać coś już dawno temu i opublikować gdy nadejdzie dzień. Ale nie, ja jak zwykle, o kwiatkach, kotkach i maskarach.

Cóż, improwizować będę. I to krótko.

To już trzy lata (tak, TRZY!) jak piszę bloga. Wiele się w tym czasie wydarzyło w budyniowym świecie. Wiele się wydarzyło w moim osobistym życiu. Trzy lata to jednak taki szmat czasu!

Chciałabym podziękować Elce, Jasnej, Abigail, Erracie, Panterce, amyszce, Antoniemu, Ameryce, Teresie, Basi, GosianceWrocławiance, za wsparcie, za ciepłe komentarze, za wymianę poglądów, a tym ostatnim dodatkowo za piękne prezenty (nagrody czy nie nagrody - tak samo miłe sercu), Maćkowi za krytyczne oko na moje zdjęcia (poprawię się!), i wszystkim których nie wymieniłam - za bycie ze mną przez te trzy długie lata.

Nie będę więcej pisać bo się rozpłaczę. W zamian za to, z dedykacją dla wszystkich obecnych i przyszłych czytelników bloga - piosenka!





A sobie samej życzę kolejnych trzech lat. I weny na napisanie książki, bo zamierzam ;-)
Pozdrawiam!

środa, 26 lutego 2014

O czekaniu

Czekać - czasownik nieprzechodni niedokonany. Za Wikipedią czekać to:

(1.1) zatrzymywać się, pozostawać w jakimś miejscu, aż coś się wydarzy
(1.2) przerywać wykonywanie jakiejś czynności
(1.3) w grze w karty: nie podbijać stawki, ale nie zrezygnować z gry
(1.4) o rzeczach, które są gotowe do użycia

Czasownik niedokonany, czyli oznaczający czynność niedokończoną i nie wiadomo czy się ona skończy.
Czyli czekać można całą wieczność. To tak jak z nadzieją, nadzieja bowiem to oczekiwanie na spełnienie się pragnienia, to wiara że TO się wydarzy. I tak, człowiek mając nadzieję, czeka.

Na co czekamy? Można prozaicznie, na wizytę u lekarza, na towar który jest właśnie wypakowywany przez sprzedawcę, czekamy na listonosza, na pierwszą kupke noworodka, czekamy na odpalenie się windowsa...
Całe życie na coś czekamy.  Czekanie wpisane jest w naszą egzystencję. Tak jak nadzieja. W większości przypadków czekając na coś mamy nadzieję że to się wydarzy, czasami mamy prawie pewność, oczywiście zupełnej pewności nie można mieć dopóki TO się nie wydarzy. Na przykład woda w czajniku - możemy być przekonani że woda w czajniku się zagotuje, mieć prawie pewność że się zagotuje, mieć nadzieję że zagotuje się szybko, ale zupełną pewność będziemy mieć dopiero jak zobaczymy że woda się zagotowała a czajnik się wyłączył. Oczywiście mowa tu o czajniku elektrycznym bo taki zwykły, na kuchence gazowej na przykład, to możemy o nim zapomnieć, woda się faktycznie zagotuje i wygotuje a czajnik się zdąży spalić zanim z rozwianym włosem wpadniemy do kuchni czując swąd dymu. I nici z herbaty
:-)

Ale są pewne rzeczy które oczekujemy że się wydarzą a jednak mamy nadzieję że się nie wydarzą. Na przykład student piszący egzamin. Wie że się nie uczył, wie że nic nie napisał, spodziewa się że dostanie pałę czy co to tam teraz jest, czeka na nią, a jednocześnie ma nadzieję że... profesorowi nie będzie się chciało sprawdzać, że arkusze  gdzieś zaginą, że pies je zeżre... 

Ja na przykład w tej chwili czekam aż choróbsko mnie wreszcie położy bo na razie to mnie tylko muska i głaska, a ja z nadzieją że jednak ja będę górą utrzymuję się w stanie gotowości bojowej, zażywam witaminkę C, popijam herbatki ziołowe i zakładam ciepłe (no dobra, zwykłe) skarpety. Sezon grypowy, psia mać...

A na pocieszenie - przepiękna nostalgiczna piosenka :-)



Miłego dnia!