Zdziwicie się zapewne, ale w Wielkiej Brytanii nikt nie zna Winnetou. Po prostu, ani Amerykanie ani Anglicy nie tłumaczyli Karola Maya, przecież to był Niemiec i po niemiecku pisał. Nie znać Winnetou - toż to profanacja! Niech żałują ci co nie znają.
A ja właśnie postanowiłam wrócić do lat późnego dzieciństwa, w których oprócz Bruce'a Lee i Gwiezdnych Wojen, wielkim bohaterem był właśnie Winnetou. Pamiętam że jako dziecko jakoś dziewięcioletnie, przeczytałam zachwycając się Indianami wszystkie dostępne książki Karola Maya, Winnetou, Old Surehand, Skarb w srebrnym jeziorze, W Kordylierach... Dlatego też gdy poszukując jakichś nowych (darmowych!) książek do mojego Kindle, natknęłam się na Winnetou tom I i II i to zupełnie za darmo, nie wahałam się ani chwili.
Czytając powieść po wielu wielu latach, patrzy się na nią z zupełnie innej perspektywy. Nie pamiętałam większości wątków, dlatego też ponowne czytanie było dla mnie niezwykłą przyjemnością. Język, może to wina tłumaczenia, a może po prostu tak się wtedy pisało, bardzo naiwny i wręcz śmieszny, ale jakże uroczo prowadzone dialogi! Teraz na pewno większą uwagę przywiązuję do historii, do geografii, do przyrody, do zwyczajów opisanych w książce, i wciąż zdumiewa mnie fakt że facet napisał te wszystkie wspaniałości nawet nie widząc świata który tak wiernie przedstawiał.
Tom pierwszy połknięty, teraz czytam drugi. I chyba zacznę szukać pozostałych powieści Maya, oczywiście po polsku bo po angielsku nie uświadczysz. Fajnie tak, cofnąć się do lat dzieciństwa, choćby w literaturze, w dodatku takiej którą dobrze się czyta. Ja nie jestem filozofem, nie zastanawiam się nad każdym wypowiedzianym słowem, nie analizuję. Może dlatego książka mi się podoba. Żadna tam wielka literatura, trochę naiwne i nagięte, ale przeurocze. Kto nie czytał, zachęcam.
Foto z internetu