piątek, 19 lipca 2013

Humor z zeszytów szkolnych

Dzisiaj - z kryminałem w tle ;-)


Żeby poznać lepiej wszechświat, należy powystrzelać więcej kosmonautów.

Sztyletem trafił w samo sedno mechanizmu miłości.

Huk strzelił i wszyscy ponieśli śmierć.

Wielu z nich poległo, ale się tym nie zrażali.

W czasie akcji trafiają go dwie kule, które po kilku godzinach nie dają znaku życia.

Miało miejsce 6 morderstw, których ofiary tylko cudem przeżyły.

Na placu boju słychać było jęki rannych i zabitych.

Kain zamordował Nobla.

Kara śmierci ma charakter nieodwracalny.




Zaczerpnięte z internetu.

Udanego weekendu!

środa, 17 lipca 2013

Nigdy nie stój kiedy możesz usiąść...

Synuś zaczął swoją pierwszą pracę. Właściwie nie pierwszą, bo już raz pracował jako test purchaser, czyli próbował kontrolowanego zakupu papierosów jako szesnastolatek. I nawet ktoś mu sprzedał. Za co dostał dość dobre pieniądze od organizacji rządowej (syn, nie sprzedawca, bo sprzedawca dostał mandat!). Ale to pierwsza wakacyjna praca. Nic szczególnego, traffic controller, czyli po polsku kontroler ruchu. 8 dni, akurat w terminie przed wyjazdem wakacyjnym i przed egzaminem na prawo jazdy. Praca - nic szczególnego, ale wydarzenie szczególne bo the Open Championships - czyli golfowy odpowiednik turnieju Wielkiego Szlema. I właśnie mój syn został wybrany do obsługi parkingu VIP i Players. Ma więc okazję na niemałe wrażenia. Po pierwsze - samochody. TAKIEJ ilości TAKICH samochodów i to w dodatku na jednym parkingu to on nie widział w całym swoim życiu. I sportowe, i limuzyny, i przede wszystkim ogromne cruisery, bo przecież golfiarze muszą w czymś wozić ten swój cały sprzęt. Choć syn mój na golfie się nie zna i nie za bardzo go to obchodzi, codziennie po pracy sprawdza w internecie kogo sławnego już widział. Więc zamienił już parę słów z każdym z pierwszej piętnastki najlepszym golfistów świata, no prawie każdym bo Tiger Woods się gdzieś ukrywa. Albo przylatuje helikopterem. Widział też Novaka Djokovica z dziewczyną i kilku pomniejszych aktorów. Na sugestię męża żeby wziął notes i zbierał autografy, syn tylko wstrząsnął ramionami...
Ale praca takiego kontrolera ruchu na takich mistrzostwach ma też i drugie oblicze. Stoi się te 8 czy 12 godzin w słońcu, które akurat teraz się wściekło i grzeje jak durne, tak że bez dobrych filtrów ani rusz. W czapce na głowie, w koszulce polo i czarnych spodniach, syn już nabrał, jak to się mówi, golfiarskiej opalenizny, czyli twarz, szyja i ręce. Do domu przychodzi po prostu wykończony, nie tyle przez upał (picia ma pod dostatkiem, jedzenie też) co przez nogi. Bo niestety trzeba stać, chodzić raczej nie ma gdzie, a siedzieć nie wolno. Tylko na przerwie. Tak więc wieczorami po pracy synuś nogi do góry, okłady z lodu i maści na obrzęki, a i tak ledwo zipie. Ale dobrze mu tak. Niech zazna trudu zarabiania pieniążków i wie że praca jednak popłaca.
Właśnie dzisiaj, kiedy go podwoziłam rano, powiedział że już wie co znaczy żołnierskie powiedzenie:

Never stand when you can sit, never sit when you can lie down, never stay awake when you can sleep.

"Nigdy nie stój kiedy możesz usiąść, nigdzy nie siedź kiedy możesz się położyć, nigdy nie czuwaj, kiedy możesz spać."

Stwierdzam, że to jest stara, ale najprawdziwsza prawda...


Foto z internetu

poniedziałek, 15 lipca 2013

Znalezione na plaży.

W Szkocji ciągle gorąco. No, oczywiście że tu nie taki upał jak w Egipcie czy Hiszpanii, ale wierzcie mi, przy 29 stopniach człowiek ledwo żyje. Tu jednak temperaturę odczuwa się... inaczej. Na przykład można, wierzcie, można spokojnie wyjść z krótkim rękawkiem przy 15 stopniach. Szczególnie jak słońce świeci. W nocy śpi się ciężko, bo pomimo że dom izolowany, to te 22 stopnie w nocy daje popalić. Po prostu, człowiek przyzwyczajony jest do 18 góra 19 stopni w nocy, a tu takie temperatury. No żyć się nie da. I ma być tak przez cały następny tydzień :-)
Koty ledwo zipią, ożywają wieczorem i nie wiem czy spędzają choć chwilę w nocy w domu, Migusia co prawda co chwilę przybiega posiedzieć sobie na parapecie, ale zaraz wybiega. W ciągu dnia albo zalegają w domu na hamakach, albo na zewnątrz pod krzakiem gdzie jest cień. Tiguś jeszcze lubi zalegać pod kocykiem na kórym się opalam, że on się tam nie udusi!
W sobotę musieliśmy podjechać bliżej morza, bo syn miał briefing (wprowadzenie) do pracy, to czemu nie połączyć przyjemnego z pożytecznym. Na czas jego obowiązku poszliśmy sobie na plażę. Godzina już była osiemnasta, ale wiadomo że w Szkocji o tej porze to jeszcze środek dnia. Oczywiście ludzi pełno, dymiące grille, wrzeszczące dzieciaki, ganiające psy... Plaża w Gullane jest dość ładna. Ktoś nieprzyzwyczajony może pomyśleć że zaniedbana i brudna, ale tak to już jest nad morzem gdzie przypływy i odpływy są dwa razy dziennie i dochodzą do 6 metrów wysokości. Przy odpływie plaża robi się ogromna, pusta, błotnista, i brudna bo morze odchodząc zostawia pełno gałęzi i wodorostów, muszle i resztki stworzeń, przy przypływie za to jest mała, czysta i bardzo miła.
I taka właśnie była w sobotę około osiemnastej, chociaż woda już zaczynała odpływać.

Trzeba było nogi zamoczyć, no jak to, być nad morzem i nóg nie wsadzić do wody, toż to grzech :-)

Na tym zdjęciu widać odchodzącą wodę i niektóe z jej "podarunków"

Zrobiłam sobie z piasku na wydmie "krzesełko". Fajnie tak sobie posiedzieć...

... i z wskazywać z lenistwa stopą przelatujące obiekty. To nasze morze to Morze Północne, a tu gdzie jesteśmy jest zatoka Firth of Forth. Dlatego widać drugi brzeg :-)

Tuż koło mnie, na skarpie, znalazłam muszelkę. Troszkę inna niż te które normalnie leżą przy wodzie.
Była maleńka...

Bo nasze morze, oprócz muszelek i krabów, wyrzuca na brzeg również takie coś. 

Meduza, o tu ma to coś czym parzy! Przepiękna jest, prawda?


Z pozdrowieniami ze słonecznej (?!) Szkocji!

P.S. Nie miałam w planie ale nie mogę się powstrzymać. Muszę się pochwalić że dostałam od Anki Wrocławianki Certyfikat z Kocim Paskiem za udział w jej klasówce z Irlandii! Cieszę się niezmiernie. Dziękuję ci, Anko!