W Szkocji ciągle gorąco. No, oczywiście że tu nie taki upał jak w Egipcie czy Hiszpanii, ale wierzcie mi, przy 29 stopniach człowiek ledwo żyje. Tu jednak temperaturę odczuwa się... inaczej. Na przykład można, wierzcie, można spokojnie wyjść z krótkim rękawkiem przy 15 stopniach. Szczególnie jak słońce świeci. W nocy śpi się ciężko, bo pomimo że dom izolowany, to te 22 stopnie w nocy daje popalić. Po prostu, człowiek przyzwyczajony jest do 18 góra 19 stopni w nocy, a tu takie temperatury. No żyć się nie da. I ma być tak przez cały następny tydzień :-)
Koty ledwo zipią, ożywają wieczorem i nie wiem czy spędzają choć chwilę w nocy w domu, Migusia co prawda co chwilę przybiega posiedzieć sobie na parapecie, ale zaraz wybiega. W ciągu dnia albo zalegają w domu na hamakach, albo na zewnątrz pod krzakiem gdzie jest cień. Tiguś jeszcze lubi zalegać pod kocykiem na kórym się opalam, że on się tam nie udusi!
W sobotę musieliśmy podjechać bliżej morza, bo syn miał briefing (wprowadzenie) do pracy, to czemu nie połączyć przyjemnego z pożytecznym. Na czas jego obowiązku poszliśmy sobie na plażę. Godzina już była osiemnasta, ale wiadomo że w Szkocji o tej porze to jeszcze środek dnia. Oczywiście ludzi pełno, dymiące grille, wrzeszczące dzieciaki, ganiające psy... Plaża w Gullane jest dość ładna. Ktoś nieprzyzwyczajony może pomyśleć że zaniedbana i brudna, ale tak to już jest nad morzem gdzie przypływy i odpływy są dwa razy dziennie i dochodzą do 6 metrów wysokości. Przy odpływie plaża robi się ogromna, pusta, błotnista, i brudna bo morze odchodząc zostawia pełno gałęzi i wodorostów, muszle i resztki stworzeń, przy przypływie za to jest mała, czysta i bardzo miła.
I taka właśnie była w sobotę około osiemnastej, chociaż woda już zaczynała odpływać.
Trzeba było nogi zamoczyć, no jak to, być nad morzem i nóg nie wsadzić do wody, toż to grzech :-)
Na tym zdjęciu widać odchodzącą wodę i niektóe z jej "podarunków"
Zrobiłam sobie z piasku na wydmie "krzesełko". Fajnie tak sobie posiedzieć...
... i z wskazywać z lenistwa stopą przelatujące obiekty. To nasze morze to Morze Północne, a tu gdzie jesteśmy jest zatoka Firth of Forth. Dlatego widać drugi brzeg :-)
Tuż koło mnie, na skarpie, znalazłam muszelkę. Troszkę inna niż te które normalnie leżą przy wodzie.
Była maleńka...
Bo nasze morze, oprócz muszelek i krabów, wyrzuca na brzeg również takie coś.
Meduza, o tu ma to coś czym parzy! Przepiękna jest, prawda?
Z pozdrowieniami ze słonecznej (?!) Szkocji!
P.S. Nie miałam w planie ale nie mogę się powstrzymać. Muszę się pochwalić że dostałam od
Anki Wrocławianki Certyfikat z Kocim Paskiem za udział w jej klasówce z Irlandii! Cieszę się niezmiernie. Dziękuję ci, Anko!