Jakby ktoś nie pamiętał, to wybrałam się na tygodniową samotną wyprawę/wyjazd/wycieczkę na Kretę. Głównie po to żeby odpocząć, nabrać sił po chorobie, dystansu do siebie i do świata, naładować choć trochę baterie i wrócić opalona i wypoczęta. W planie miało być głównie plażowanie, właściwie nic tylko leżenie na słoneczku i wygrzewanie się. Nie chciało mi się zwiedzać, jeździć, oglądać, czyli ogólnie być turystą. Część moich planów rzeczywiście osiągnęłam. Część zweryfikowałam, część uległa korekcie, a reszta doszła sama metodą spontanicznych porywów i uniesień. Jak obiecałam, tak się teraz podzielę moim osobistym spostrzeżeniem Krety. Uwaga, będzie dużo zdjęć! I uwaga, ponieważ pojechałam "na lekko", czyli z bagażem podręcznym, miejsca na aparat fotograficzny nie wystarczyło, więc wszystkie fotki zrobione Ajfonem 5, bez obróbki graficznej.
Ale najpierw musicie niestety przebrnąć przez krótkie streszczenie mojego pobytu.
Kreta przywitała mnie ciepłym tchnieniem i całkowitym zachmurzeniem, czego się spodziewałam. Oczywiście w drodze do hotelu fotografowałam z okna autobusu wszystko co się dało, ale co to za fotki, przecież okna autokaru przyciemnione, a rzeczywistość w o wiele barwniejszych kolorach.
Hotel sprawił całkiem dobre wrażenie, jak na trzygwiazdkowy przybytek z nie najlepszymi opiniami. Zostałam zakwaterowana w bardzo przystojnym pokoiku z widokiem na basen i na morze! I pierwszy raz w historii nie pobiegłam go zamienić. Jedyną zmorą przebywania w nim były komary, cholery jedne czaiły się wszędzie i nie pomogło smarowanie się specyfikami, palenie antykomarowych świeczek i nie otwieranie okna, i tak mnie gryzły! Oto między innymi powód dla którego lubię Szkocję - nie ma tu komarów!
Dwa dni były zachmurzone całkowicie, z lekkim deszczykiem rano, kolejny bardzo burzowy, ale poza tym przyjemny, następne zaś całe skąpane w słońcu i wręcz upalne.Tak więc czas spędzałam na spacerach po plaży, na zwiedzaniu kreteńskich miast i oczywiście opalaniu się. Zdarzyły się nawet drobne zakupy pamiątek dla rodziny. Jako że czasu nie było za wiele, zwiedziłam jedynie Georgioupolis gdzie mieszkałam (mała wioska rybacka), miasteczko Rethymnon i dawną stolicę Krety, Chanię. Zawitałam również do Heraklionu z diabelskim pomysłem odwiedzenia Creataqarium czyli tamtejszego oceanarium, na co straciłam dużo pieniędzy i mnóstwo czasu jako że Heraklion oddalony od Georgioupolis o dwie i pół godziny jazdy, a stamtąd do Gournes gdzie to oceanarium się znajduje, też jakieś pół godziny. To był głupi pomysł jak się okazał, i wcale nie przemyślany, ale nie żałuję bo i głupie wyprawy też trzeba w życiu mieć. Tak że stolicę wyspy liznęłam tylko przez szybę autobusu. Miałam za to doskonałą frajdę poznania jak działa tamtejsza komunikacja i dworzec autobusowy. Cyrk na kółkach i komedia z tragedią.
Podsumowując mój pobyt na Krecie - umordowałam się fizycznie i zregenerowałam psychicznie, a o to przecież chodziło. No może nie o fizyczne mordowanie się ale co tam, raz się żyje, a jak się już jest na plaży to dlaczego po niej nie chodzić na przykład dwie godziny przed śniadaniem i dwie po kolacji? Szczególnie jak się ma kilometry w nogach po właśnie przebytej wycieczce? Kreta jest jednym słowem CUDOWNA, szczególnie o tej porze roku. Czuję ogromny niedosyt i potrzebę powrotu, na dłużej, na więcej, naprawdę. Tylko następnym razem już będę zorganizowana. I nauczę się kilku greckich zwrotów, żeby nie czuć się niezręcznie jak ktoś powie do mnie "Kalimera"!
A tymczasem zapraszam na highlight mojej wyprawy, czyli tego co mnie najbardziej zachwyciło.
Widok z bakonu hotelowego pokoju.
Maleńki port rybacki w Georgioupolis
Kamieniste molo graniczące z portem...
... i znajdująca się na jego końcu kapliczka
Moje nogi odpoczywające na balkonie w pochmurny dzień
i skwierczące w słońcu na plaży
Szeroka plaża, na której o tej porze roku niezbyt wielu plażowiczów
Droga do Cretaquarium - 3 kilometry na piechotę! Na szczęście nie w słońcu.
Oko w oko z rybą
Cudowna ekspozycja meduz, przy czymś takim można stać i medytować godzinami
Panorama Rethymnonu z odkrytego dachu wycieczkowego autobusu
Irlandzko-brytyjski pub w jednej z alejek Starego Miasta
Główny plac Rethymnonu - Old Town
Urocza alejka prowadząca do Fortecy
Nowoczesna zabudowa Chanii
Plac przed budynkiem Zarządu Miasta
Jedna z tysiąca przecudnych alejek weneckiej starówki
Jak wyżej - bardzo wąziutka wenecka zabudowa
Zapierający dech zabytkowy Port Wenecki
i latarnia portowa - oczywiście działająca bo port choć zabytkowy to czynny
Widok portu z drugiej strony
Można się było wybrać na przejażdżkę dorożką
Dojrzewające wszędzie cytryny - drzewka cytrynowe rosną tam przed każdym niemal domem
Kawiarnia Tropicana w Georgioupolis
Poranny spacer po wodzie
CDN...