No wlazł za mną do domu, jak nie miał wleźć jak musiał zobaczyć co w torbach siedzi. Wsadził nos w każdą z nich, parchnął oburzony i znowu mnie po łydce. No i wtedy mnie oświecili. Mąż z synem oczywiście, że żarcie dla kota się skończyło i nie ma, więc dostał tylko maleńką puszeczkę, która leżała gdzieś na dnie zapomniana, z czasów kiedy próbowaliśmy wszystkie karmy i żadna mu nie smakowała, zwłaszcza w puszce. Co miał biedny Tiggy zrobić, zeżarł, i pierwszy raz wylizał miskę do czysta. I miał nadzieję że żarcie w torbach przyniosę a ja nie przyniosłam, niedobra. A przecież ma w miseczce obok suchą karmę cały czas, jak głodny to niech sobie doje. Ale gdzie tam, pan hrabia Tigiński zawsze dostaje mokrą karmę o tej porze to ma być mokra, suchej żreć nie będzie! I co ta niedobra miała zrobić, wzięła zajrzała do spiżarki, wyjęła puszkę tuńczyka w oleju, tę dla ludzi którą koty lubią najbardziej i dała biednemu maleństwu. Nie całą, połowa została dla synka. Taki chudy, niech też coś ma z życia.
A Tigusiowa szafka zapełniona została ponownie różnymi rodzajami karmy, puszki, tacki i saszetki - niech żre, niech ma, a więcej i tak nie dostanie bo kot ma mieć figurę kota a nie foki.