Moja mama ma halluksy. Ma je dużo kobiet i nie ukrywajmy, raczej robią się z niedobrych, niewygodnych butów. Dlatego zawsze powtarzałam sobie że co jak co ale stopy to to chcę mieć ładne, a starość pzrechodzić wygodnie. Więc o dobór odpowiedniego obuwia dbam, wolę zapłacić dużo za buty niż mało. Moja mama na te swoje halluksy stosowała swojego czasu takie specjalne nakładki korekcyjne, zakładane na noc, więc kiedy kładła się do łóżka, wystawiała stopy spod kołdry i wołała: Teatrzyk, kukiełki! A my dzieci, zaśmiewałyśmy się z tego po pachy.
Ale o czym chciałam, bo wcale nie o stopach. Dziś rano zdarzył mi się drobny wypadek samochodowy. A raczej w samochodzie, nie bójcie się, nic strasznego. Po prostu nagle popatrzyłam na córkę czy w jej stronę, one się przestarszyła, zatrzepotała łapskami, jedna z nich mnie lekko trafiła w ramię więc będąc sprawiedliwą matką chciałam jej natychmiast oddać. No i oddałam, ale że prowadziłam samochód na autostradzie, nie trafiłam, a raczej trafiłam w coś, w co - nie wiem. W każdym razie poczułam dziwny skurcz i lekki ból i ze zdziwieniem spostrzegłam że mój serdeczny palec lewej na szczęście ręki jakoś dziwnie się wygina. Mam czasami skurcze w palcach stóp, to wyglądało podobnie, po prostu końcówka palca opadła w dół i za nic nie dało się jej wyprostować własnymi siłami. Pomyślałam - przejdzie zaraz, ale nie przeszło. W pracy nakazali mi natychmiast jechać do szpitala bo może złamane, może jeszcze coś, a klawiaturę obsługiwać z takim palcem ciężko. Pojechałam.
Okazało się że złamania nie ma na szczęście, za to jest zerwane wiązadło prostownika palca i się sam niestety nie wyprostuje. To znaczy raczej się wyprostuje ale dopiero po 6-8 tygodniach ciągłego noszenia specjalnej nakładki, rodzaj szyny, której nie mogę ściągnąc nawet na chwilę, bo zgięcie palca nawet przez sekundę powoduje całe 6-tygodniowe leczenie od początku.
Oj tam oj tam, co w tym złego, tak czy tak palec nie za ładny. Najgorsze że jutro jadę do Polski, ale to i tak nie najgorsze. Tak zupełnie najgorsze jest to że za dwa tygodnie jadę na wczasy na Gran Canarię. Ale mam to gdzieś. Tyle rzeczy wciąż do zrobienia, tyle spraw do zalatwienia, że taki palec to pikuś. Najwyżej, będzie biały za karę! Za to mam piękną, swoją własną kukiełkę. Pokażę ją jutro mamusi...
środa, 13 czerwca 2012
poniedziałek, 11 czerwca 2012
No i po wszystkim
No i tylko 1:1 :-(
Nadenerwowałam się i tyle. Jak bramkarz obronił karnego to się tak wydarłam że mąż prawie awanturę mi zrobił, że niby ogłuchł.
A jednak atmosfera Euro mnie wciąga, bo każdego dnia oglądam co najmniej 1 mecz. Strata czasu, cholera...
Nadenerwowałam się i tyle. Jak bramkarz obronił karnego to się tak wydarłam że mąż prawie awanturę mi zrobił, że niby ogłuchł.
A jednak atmosfera Euro mnie wciąga, bo każdego dnia oglądam co najmniej 1 mecz. Strata czasu, cholera...
piątek, 8 czerwca 2012
Polska Gola!
Nie jestem jakimś wielkim fanem futbolu, choć oglądam międzynarodowe mecze. Albo finały rozgrywek o puchar Europy czy inne puchary, albo w ogóle jak jakiś fajny mecz się zapowiada. Półfinały i finał ostatnich Mistrzostw Świata oglądaliśmy wspólnie z rodziną w Egipcie, na wczasach, otoczeni szklankami piwa z all-inclusive, dzieci też były otoczone choć piwa nie piły. Teraz prawdopodobnie będziemy oglądać finał Mistrzostw Europy w hotelu na Gran Canarii, że też zawsze nam się to trafia na wczasach!
Ale nie o tym chciałam. Chociaż nie jestem wielkim fanem futbolu, odkąd zamieszkałam za granicą, zawsze oglądam polskie mecze. Oczywiście, nie transmitują tu jakichś rozgrywek ligowych czy innych pomniejszych meczów, ale polskie drużyny też grają w pucharach europejskich i czasami uda mi się jakiś mecz obejrzeć. Zazwyczaj żenada. Nazwisk polskich piłkarzy zupełnie nie kojarzę z osobami, ale cóż, przecież fanką nie jestem. Jednakże teraz, przed mistrzostwami które organizuje kraj w którym się urodziłam i wychowałam, zaczęłam się zapoznawać, żeby nie było że jestem kompletną ignorantką, chociażby w rozmowach ze Szkotami którzy piłkę nożną kochają do tego stopnia że potrafią specjalnie wziąć urlop na czas rozgrywek, wywieźć żonę z dziećmi do teściowej, żeby mieć święty spokój i czas na obejrzenie wszystkich meczy po kolei.
Tak więc wiem już że w drużynie narodowej występują tzw. farbowane lisy, że piłkarze i trenerzy są dobrej myśli, może kibice trochę gorszej, ale zawsze trzeba mieć nadzieję. Wiem że niczego dobrego wcześniej nie pokazali, a wygrana 1:0 z Łotwą czy inną Albanią to nie są satysfakcjonujące wyniki. Najważniejsze że nie muszę się tej całej piłki uczyć od nowa, tak jak musiałam np. rugby. To znaczy nie musiałam ale chciałam bo czasami mecze też w telewizji pokazują, a widowiskowe są bardzo, więc chciałam wiedzieć przynajmniej o co chodzi. No ale piłkę nożną znam od dziecka, wiem jakie są formacje, ilu zawodników, ilu sędziów, zasady gry, taktykę, no niemal wszystko. Wiem też kto i kiedy był mistrzem świata, znam najlepszych piłkarzy w historii, wielu z nich pamiętam. A nie znać drużyny swojego kraju to już wstyd. Więc się zapoznaję. I mam zamiar zapoznać się bliżej wieczorem, bo to przecież dzisiaj WIELKI MECZ OTWARCIA! A ja jestem Polką i będę naszej drużynie kibicować, żeby nie wiem co. Oby jak najdłużej.
A Anglii to nie będę kibicować w ogóle, bo przecież mieszkam w Szkocji, a każdy Szkot nienawidzi Anglików, choć wielu z nich razem pracuje i mają wspólne rodziny. No chyba że będą grać z Irlandią, bo Irlandii to znowu ja nie cierpię.
U bukmacherów można wygrać 25 funtów jak się postawi funta na zwycięstwo Grecji 2:1. Ja jednak wolę nie stawiać. POLSKA GOLA!!!!
P.S.Może ktoś zauważył że raz piszę "meczów" a raz "meczy". No to żeby wyjaśnić, nie jestem analfabetką, polskiej mowy też jeszcze nie zatraciłam, po prostu obie formy są poprawne. Podaję za PWN:
Forma meczy nie jest niezgodna z systemem gramatycznym polszczyzny – ma bliski analogon w postaci formy mieczy, której nikt przecież nie kwestionuje. Jest jednak – jak pokazuje Korpus Języka Polskiego PWN – czterokrotnie rzadziej używana od formy meczów. Poza tym występuje głównie w prasie, drukach ulotnych i w języku mówionym, prawie zaś nieobecna jest w książkach, czyli wydawnictwach, które są redagowane staranniej. Można by ją uważać za wariant gorszy, ale słownikarze w ogóle ją dyskredytują. Czynią to zgodnie z oczekiwaniem społecznym, gdyż osób, którym forma meczy się nie podoba, jest wiele.
Ale nie o tym chciałam. Chociaż nie jestem wielkim fanem futbolu, odkąd zamieszkałam za granicą, zawsze oglądam polskie mecze. Oczywiście, nie transmitują tu jakichś rozgrywek ligowych czy innych pomniejszych meczów, ale polskie drużyny też grają w pucharach europejskich i czasami uda mi się jakiś mecz obejrzeć. Zazwyczaj żenada. Nazwisk polskich piłkarzy zupełnie nie kojarzę z osobami, ale cóż, przecież fanką nie jestem. Jednakże teraz, przed mistrzostwami które organizuje kraj w którym się urodziłam i wychowałam, zaczęłam się zapoznawać, żeby nie było że jestem kompletną ignorantką, chociażby w rozmowach ze Szkotami którzy piłkę nożną kochają do tego stopnia że potrafią specjalnie wziąć urlop na czas rozgrywek, wywieźć żonę z dziećmi do teściowej, żeby mieć święty spokój i czas na obejrzenie wszystkich meczy po kolei.
Tak więc wiem już że w drużynie narodowej występują tzw. farbowane lisy, że piłkarze i trenerzy są dobrej myśli, może kibice trochę gorszej, ale zawsze trzeba mieć nadzieję. Wiem że niczego dobrego wcześniej nie pokazali, a wygrana 1:0 z Łotwą czy inną Albanią to nie są satysfakcjonujące wyniki. Najważniejsze że nie muszę się tej całej piłki uczyć od nowa, tak jak musiałam np. rugby. To znaczy nie musiałam ale chciałam bo czasami mecze też w telewizji pokazują, a widowiskowe są bardzo, więc chciałam wiedzieć przynajmniej o co chodzi. No ale piłkę nożną znam od dziecka, wiem jakie są formacje, ilu zawodników, ilu sędziów, zasady gry, taktykę, no niemal wszystko. Wiem też kto i kiedy był mistrzem świata, znam najlepszych piłkarzy w historii, wielu z nich pamiętam. A nie znać drużyny swojego kraju to już wstyd. Więc się zapoznaję. I mam zamiar zapoznać się bliżej wieczorem, bo to przecież dzisiaj WIELKI MECZ OTWARCIA! A ja jestem Polką i będę naszej drużynie kibicować, żeby nie wiem co. Oby jak najdłużej.
A Anglii to nie będę kibicować w ogóle, bo przecież mieszkam w Szkocji, a każdy Szkot nienawidzi Anglików, choć wielu z nich razem pracuje i mają wspólne rodziny. No chyba że będą grać z Irlandią, bo Irlandii to znowu ja nie cierpię.
U bukmacherów można wygrać 25 funtów jak się postawi funta na zwycięstwo Grecji 2:1. Ja jednak wolę nie stawiać. POLSKA GOLA!!!!
P.S.Może ktoś zauważył że raz piszę "meczów" a raz "meczy". No to żeby wyjaśnić, nie jestem analfabetką, polskiej mowy też jeszcze nie zatraciłam, po prostu obie formy są poprawne. Podaję za PWN:
Forma meczy nie jest niezgodna z systemem gramatycznym polszczyzny – ma bliski analogon w postaci formy mieczy, której nikt przecież nie kwestionuje. Jest jednak – jak pokazuje Korpus Języka Polskiego PWN – czterokrotnie rzadziej używana od formy meczów. Poza tym występuje głównie w prasie, drukach ulotnych i w języku mówionym, prawie zaś nieobecna jest w książkach, czyli wydawnictwach, które są redagowane staranniej. Można by ją uważać za wariant gorszy, ale słownikarze w ogóle ją dyskredytują. Czynią to zgodnie z oczekiwaniem społecznym, gdyż osób, którym forma meczy się nie podoba, jest wiele.
Subskrybuj:
Posty (Atom)