piątek, 16 marca 2012

Marcowa noc

O Matko Bosko, co to się u nas działo wczoraj!
Napisałam w poprzednim poście że nasz Tiguś tak jakby się zaprzyjaźnił z Mniejszym Czarnym Kotem z sąsiedztwa, w zastępstwie Rudego. Ganiały sobie wczoraj oba po obu podwórkach, to znaczy jeden zwiewał a drugi gonił, potem jeden przysiadał, drugi się czaił, potem w długą i tak w kółko.
Musiałam wyjechać na chwilę wieczorem i kiedy wróciłam, nasz kot siedział w otwartej bramie i ani rusz. Widział mnie oczywiście ale przez myśl mu nie przesało żeby ruszyć dupsko z drogi. Poryczałam silnikiem, a on nic. Zatrąbiłam lekko, no to się ruszył. I tak kroczył, nooooga za noooogą parę kroków i stanął. No to ja znowu po klaksonie i znowu... W końcu tak pooowoooooli doszedł do miejsca w którym zaczynają się krzaki, więc wskoczył między nie i udawał że go nie widać. Obraził się czy co?
Po jakimś czasie znowu zaczęły się harce z Mniejszym Czarnym, to samo co przedtem, ale tym razem z odgłosami, harczenie i warczenie, kwilenie i pomiałkiwanie. Ale to nic, koty przecież czasami tak mają, co nie?
W pewnym momencie córka wpadła do pokoju, mamo, mamo, chodź natychmiast, z naszym kotem coś się dzieje! Jak się dzieje to wypadłam w kapciach na podwórko, mamo mamo, on siedzi pod samochodem i tak strasznie miałczy! No to ja do samochodu, a tam spod niego wyskakuje Mniejszy Czarny Kot. Wyskoczył i siedzi. Czy się mnie przestraszył? Chyba raczej nie, bo zaczął miałczeć w stronę naszego który wciąż siedział pod samochodem, i tak sobie wołały na dwa głosy. Ale co to były za głosy! To nie miałki, to jakieś jęki, rozdzierające płacze, kwilenie i zawodzenie. Nasz wyszedł spod auta, razem przeszły (a raczej przeczołgały się) powoli na środek ogródka, posiedziały, pomiałczały i dalej w długą!
Była już późna noc, kiedy znowu rozległy się na podwórku dzikie wrzaski. Mąż się wściekł, wypadł w piżamie na podwórko i rzucił w stronę kotów starym kapciem. Odskoczyły, odskoczyły, ale nie za bardzo, by po chwili zacząć od nowa. Powiedziałam: daj spokój, no przecież marzec jest, to normalne że koty się marcują. Ale żeby kastrowane? Powiedziałam to stojąc w otwartym oknie na piętrze bo oglądałam całe widowisko już od dłuższego czasu. Wyobraźcie sobie cztery głowy, każda w innym oknie, bo przecież każdy z domowników też chciał zobaczyć.  Po północy już było gdy koty pobiegły jeden za drugim i zaczęły się drzeć na płocie u sąsiada jakieś pięc domów dalej, za daleko więc wróciliśmy do łóżek. Ale nie dane mi było się wyspać tej nocy, bo przyłaził z 10 razy i to nie tylko sprawdzał czy żyjemy ale też jak pachną nasze oddechy i czy da się pogłaskać kota nieruchomą ręką leżącą na poduszce. Jak rano wychodziłam do pracy, spał jak zabity, nawet oczu nie otworzył.
Słyszałam już wiele razy wrzeszczące koty, ale swojego jeszcze nie widziałam, a przecież jest z nami już drugą wiosnę. W internecie niewiele znalazłam. Myślałam że sterylizowane koty tracą swoje instynkty, ale widać nie do końca. A ten Mniejszy Czarny Kot to chyba jednak kotka.

środa, 14 marca 2012

To dwudziesty czwarty był lutego...

To dwudziesty czwarty był lutego,
poranna zrzedła mgła,
wyszło z niej siedem uzbrojonych bryk,
królewski niosły znak...

...no i znów bijatyka
no i znów bijatyka
no i bijatyka cały dzień
i porąbany dzień
i porąbany łeb,
dalej bracia, aż po zmierzch!

Trudno uwierzyć ale ta piosenka "uratowała nam życie". Kiedyś wybrałam się z dziećmi, małymi jeszcze, na długą pieszą wycieczkę po górkach i lesie w Jarnołtówku. 6 i 4 latka był ich wiek, ale wędrownicy już z nich byli całą gębą, bo młodszy synuś był już na wyprawie na Kopie Biskupiej, a córusia również zaprawiona w bojach od małego. Nie wybrałam się z nimi na drabinkę wysokogórska, trochę to jednak niebezpieczne z dwójką dzieci pod opieką. Ale spacer był długi, intensywny i dość wyczerpujący, a i ja chyba przeliczyłam ich siły. Dość że po kilku godzinach wyszliśmy z lasu w Pokrzywnej i jakoś do Jarnołtówka trzeba było wrócić. A że dzieci były cholernie zmęczone i już zaczęły marudzić, zaintonowałam piosenkę którą wszyscy znaliśmy z imprez żeglarskich. I tak, śpiewając, pokonaliśmy 4 kilometry.

wtorek, 13 marca 2012

Kuzyn mojego kota

Tigusiu, masz kuzyna! Cieszysz się? Pamiętasz Magdę, twoją ciocię z którą przyszliśmy cię wybierać do schroniska? Magda ma synka Wojtka, tego samego który cię tak zawsze lubi delikatnie głaskać po grzbiecie, ale ty nie za bardzo to lubisz, albo po prostu nie lubisz dzieci. Może ci kiedyś zrobiły krzywdę, tam w wielkim świecie, kiedy błąkałeś się sam po ulicach? No więc ten Wojtek okazało się że bardzo chciał mieć zwierzątko, ale nie takie jak chomik, chomika już ma, ale z chomikiem to nie za bardzo jest co robić. Owszem, wsadzi się takiego chomika do specjalnej plastikowej kuli w której on zasuwa po całym pokoju jak oszalały, ale ile można się śmiać z tego? Chomik cały dzień śpi, a potem je, a potem się trochę bawi w swojej klatce, ale na rękach to nie za bardzo chce. No wiem że kot też śpi cały dzień, ale kot lubi się głaskać zazwyczaj, ty też niekiedy lubisz, prawda? I do łóżka wejdziesz, i gotujesz ze mną i asystujesz przy kąpieli... No więc Wojtek też bardzo chciał mieć kota.
Ale oni mieszkają w bloku i Magda powiedziała że będę mogli mieć tylko takiego kota, który nie będzie wychodził.  Długo szukali, objeździli wszystkie schroniska, przejrzeli mnóstwo ogłoszeń. Wreszcie znaleźli - ragdolla. Ragdoll Tigusiu to taka rasa która na podwórko nie musi wychodzić, słabo się kudłaczy i w ogóle jest bardzo uległa i spokojna. Właściciele musieli go oddać do domu gdzie nie było innych zwierząt, bo ten drań zastraszył całkowicie i swojego brata kota i psa. Terroryzował ich strasznie i nawet nie pozwalał zbliżyć się do miski. Nie było rady, coś musieli z nim zrobić. Zawsze mówiłam, że gdzie dwa koty tam zazwyczaj o jednego za dużo. Szczególnie gdy siedzą w domu i nie wychodzą. No i  Magda z mężem i Wojtkiem przywieźli go w niedzielę do domu, tak więc - masz kuzyna!
Jak się nazywa jeszcze nie wiem, bo zapomniałam, ale jak tylko sobie przypomnę to ci powiem. Jeszcze go nie widziałam, tylko na zdjęciach, ale fajny jest! Kudłaty taki, wygląda zupełnie jak twoi sjamscy koledzy z drugiego domu na prawo, tylko puchaty cały, sierść ma długą, lśniącą. No z urody to nie jest tak cudny jak ty, ale może być. Ja tam chyba jednak wolę coś mniej włochatego, dlatego mam ciebie, ale przecież to ty sam nas wybrałeś, więc jakbyś był trochę bardziej kudłaty to trudno. I tak cię kocham.
A o swojego kuzyna się nie martw, nigdy się nie spotkacie.