No wiec wyszedl na podworko. Pogoda wczoraj byla piekna, cieplutko, slonecznie, pelno muszek, trzmiele juz zaczely przylatywac, wszystko sie rusza, drga, atmosfera wymarzona dla kota. Ale on nie, postal pol minuty i z powrotem do domu. Stuk stuk w klapke i miauuu i chcac nie chcac, umyc rece, wytrzec rece i kotu drzwi otworzyc. "Ty leniuchu" - mowie - "kluczyk masz, umiesz sam wchodzic, a ci sie nie chce?" "Miauuu" - odpowiada on. "OK, OK, masz tu swieza wode, dosypie ci jedzonka, moze ty glodny jestes?" "Miauuu" - i znowu w strone drzwi. Otwieram, wypuszczam, a ten lobuz co? Pol minuty nie minelo, znow jest z powrotem. Stuk puk w klapke, umyc rece, wytrzec rece i drzwi otworzyc. "Miauuuu" - mowi on i zaprasza mnie w strone drzwi. Otwieram z powrotem, on wychodzi, a ja patrze. A on wraca, patrzy tymi swoimi cudasnymi oczami, odwraca sie w strone podworka i wyraznie mnie zaczepiajac, idzie powoli w strone trawnika. Ja stoje i patrze, on wraca i tez patrzy. I znowu w strone trawnika, idzie i oglada sie za siebie. W koncu siada i czeka. Postanowilam.
"Czy jestescie glodni czy poczekacie z obiadem dwie godziny?" " Poczekamy, poczekamy, dopiero bylo sniadanie" - rozlega sie z gory. No to hop po kocyk, i na podworko. Kocyk na trawke, ja na kocyk, kot kolo kocyka. Mmmm, blogo tak i leniwie, sloneczko grzeje, nogi sie opalaja, wiosna pelna geba. Tak tak, z moim kotem to gorzej niz z dzieckiem, pilnuje zebym przy nim byla nawet na wlasnym podworku. Chwili spokoju od niego nie mam. Ani chwili.
18 kwiecień 2011