poniedziałek, 8 stycznia 2024

Podsumowanie roku

Muszę przyznać, że zabierałam się za napisanie tego posta jak do jeża i nawet teraz, jak już piszę, czuję niepokój. Dziwne, ale boję się tego, co zaraz sama napiszę.

W styczniu 2022 roku moje podsumowanie było krótkie. Napisałam wtedy, że "Rok 2021 był jeszcze chujowszy niż 2020". W styczniu zeszłego roku podsumowania nie było, ale w wielkim skrócie opisałam rok 2022 w tym poście. Jak być może pamiętacie, a jak nie pamiętacie to sobie doczytajcie, zamiast pogrzebów były dwa wesela, czyli czyli w sumie bilans dwóch lat wyrównany. Poza tym było w miarę spokojnie i nic nie zapowiadało żadnych większych zmian na horyzoncie. Właściwie do powrotu ze Sri Lanki w połowie maja nic nie zapowiadało żadnych wstrząsów z żadnej ze stron. Ale... poczytajcie sami. 

Styczeń 2023
Coroczna wizyta kotów u weta, Migusia OK, Tiggy z powodu nwracającego artretyzmu  ponownie rozpoczyna leczenie Solensią. Postanawiam, że muszę wymienić aparat fotograficzny na mniejszy, bo planując wakacje (a już wtedy planowałam) nie mogłam nie pomyśleć o robieniu zdjęć, a mój stary co prawda świetny, ale ciężki i niewygodny. Zakupuje Canon przez internet, a potem ucząc się jak go używać, robię kotom i domowi ze sto tysięcy fotografii, z których do dzisiaj nie potrafię wybrać tych do usunięcia. Po konsultacjach z Chłopem dzwonię do biura podróży i wykupuję podróż na Sri Lankę.

Luty 2023
Tiggy u weta na comiesięcznym zastrzyku, nie lubi ani zastrzyków ani weta. Syn z dziewczyną jadą sobie na narty do Francji, po raz ostatni przed Wielką Podróżą Na Koniec Świata. W Walentynki jak zwykle, robię kolacjęz Tesco i upijamy się szampanem. Dziadek kończy 102 lata, a nam udaje się przybyć do niego dokładnie w dzień urodzin. Dziadek wzruszony ale i zmęczony. 

Marzec 2023
Tiggy u weta, boi się, bardzo mi go szkoda ale lepiej się czuje po tych zastrzykach. Kupuje córce samochód, żeby mogła się w końcu uczyć jeździć. Esme z braku kółka tanecznego zaczyna chodzić na Tae-Kwon-Do. Razem z Chłopem szykujemy się do wyjazdu na Sri Lankę, chociaż ja chyba bardziej. Dostaję 3% niezaplanowanej podwyżki w pracy, co bardzo cieszy, nie wyrównuje jednak inflacji. Nie mówiąc o wydatkach na Solensję. 

Kwiecień 2023
Wielkanoc moja szybko i niepostrzeżenie, choć coś tam staram się upiec i ugotować. W znaczeniu sernik i żurek. No i jajka kolorowe, bo bez nich ani rusz. Nawet już bym i tych jajek nie szykowała, ale Chłop się uparł bo jako chemik lubi się bawić chemikaliami. Zakupuje okulary zmiennoogniskowe i uczę się w nich chodzić. Najważniejsze są jednak odwiedziny syna z dziewczyną, pożegnalne przez Wielką Podróżą Na Koniec Świata. Jest mi smutno. Tiggy dostaje Solensję, a my z Chłopem pakujemy się do wyjazdu. Dwa dni przed wyjazdem, w ostatni dzień kwietnia, wandale niszczą nam płot, ale zdanżamy naprawić (ha ha, nie poprawiać!)

Maj 2023
Wyjeżdżamy w końcu na upragnioną Sri Lankę. Jest zachwycająco. Pomocne jest "posiadanie" własnego szofera i przewodnika w jednym, który wozi nas wszędzie gdzie wcześniej uzgodniliśmy i nawet tak, gdzie dopiero uzgadniamy na miejscu. A przy tym opowiada, opowiada, opowiada. Cudowny wyjazd, zadziwiające miejsce. Mam dużo do opowiadania na ten temat. W czasie, gdy my wracamy do domu, syn wyjeżdża w Wielką Wyprawę Na Koniec Świata, pewnie gdzieś się tam minęliśmy na niebie. Po powrocie zastajemy upały i chorego Tigusia. Trzecia powieka my wyskoczyła w obu oczach i nie chce wrócić. Wet. Solensja. Antybiotyk. Liczymy, że się poprawi.

Czerwiec 2023
Esme ma czwarte urodziny, a Tiggy dostaje zastrzyk sterydowy bo oko wciąż spuchnięte i w dodatku się ślini. Dziadek trafia do szpitala z zapaleniem pluc, w tym czasie umiera jego jedyna,  młodsza siostra. Jedziemy na pogrzeb, niestety Dziadek nie jest w stanie bo w przeddzień pogrzebu wychodzi ze szpitala. Poznajemy rodzinę Chłopa z Dziadka strony i mamy okazję przejechać się Maserati MC20, pierwszym modelem w UK, bo ciotka Chłopa jest milionerką i ma męża milionera więc ich stać.
28 czerwca Tiggy przechodzi operację bo tylko ona jest w stanie pokazać co mu naprawdę jest. Usuwają zgniłego zęba i pobierają próbke do biopsji. Nie jest dobrze.

Lipiec 2023
***
Cały weekend spędzam z Tiggym, starając się mu ulżyć, podaję leki przeciwbólowe i sterydy. Jest źle, rana się nie goi, buzia podchodzi mu cały czas krwią, nie może jeść. Mam wyrzuty sumienia, ale nie wypuszczam go z pokoju. 3 lipca jadę do weterynarza na konsultację po operacji, ale właściwie po pomoc, bo widzę, że mu się nie poprawia. Dostaję bardzo silny lek przeciwbólowy, taką kocią "morfinę" i zalecenie, że jak nie zacznie się poprawiać do jutra to trzeba będzie pomyśleć co dalej. No i czekać na wyniki biopsji, które mają nadejść do środy. Tiggy po lekach jest przytłumiony, ale wyciszony i daje sobie robić różne rzeczy, więc wycieram mu pyszczek co pięć minut, myję mu buzię po jedzeniu, a właściwie po próbach bo nadal nie może jeść, choć chce, widać że jest głodny. Bardziej mu wchodzi suche jedzenie, choć nie powinnam mu dawać to daję z ręki, bo coś tam przełyka bez gryzienia. Cały pokój obryzgany drobinkami krwi. Robię mu zdjęcia bo niby dlaczego nie? W środę 5 lipca dzwoni wetka, która go operowała i mówi, że przyszły wyniki biopsji i że ma bardzo złe wieści. Squamous cell carcinoma czyli rak kolczystokomórkowy w terminalnym stadium i że najlepiej żeby to szybko zakończyć. Choć spodziewałam się złej wiadomości, w jednej chwili rozerwało mi serce. Nie wahałam się ani chwili. Umówiłam termin na rano dnia następnego, powiem, że bardzo rzeczowo przedstawiono mi cały proces i wszystko co z tym związane, łącznie z "po". Od tej chwili właściwie nie przestałam płakać, nie opuszczałam też Tigusia ani na chwilę, dopiero na noc. Znalazłam prywatne krematorium zwierzęce, umówiłam się wstępnie na popołudnie, ale potwierdzić miałam już "po". Znowu, bardzo rzetelna, fachowa i pełna współczucia rozmowa. Tiguniek dostał leki w lekkim nadmiarze, bo dlaczego nie? Dostał też jedzenia tyle ile chciał, a że mógł tylko wylizywac z ręki to lizał ile mógł. Bo niby dlaczego nie? A jak mu nawet zaszkodzi to co to zmieni? 
Nie wiem, jak przespałam noc. Nie wiem, jak rano wstałam, nie wiem jak się umyłam, pożegnałam zrozpaczonego Chłopa, wsadziłam Tigusia do kontenerka i pojechaliśmy w ostatnią podróż do weta. Tam szybko, moim zdaniem nawet za szybko, wprowadzono nas do specjalnego pokoju, usadzono mnie na kanapie i zabrano Tigusia do sali zabiegowej. Po chwili przyniesiono go, znieczulonego i prawie bezwładnego, z wenflonem w łapce, owiniętego białym ręcznikiem. Dostałam go na ręce, był taki wiotki, nie wiedziałam jak go trzymać ale pielęgniarka pomogła mi go ułożyć na kolanach, podścielając nieprzemakalny podkład "bo różnie się zdarza". Dano nam chwilę na pożeganianie się, moim zdaniem za krótką, ale może to i dobrze, że nie dłużej...  Po czym wstrzyknięto Tigusiowi w łapkę płyn, potem jeszcze jedną fiolkę, Tiguś zacharczał, jego ciałko się zatrzęsło i po chwili zwiotczało. Wetka sprawdziła niebijące już serduszko i było po wszystkim. Dano mi tyle czasu ile potrzebowałam, zanim włożyłam go z powrotem do kontenerka i zawiozłam do domu. W domu położyłam go na "jego" łóżku, wyglądał jakby spał. Zadzwoniłam do krematorium potwierdzić godzinę, zadzwoniłam do Chłopa z informacją. Przyjechał, zwolnił się z pracy, żebyśmy razem mogli pożegnać tego najlepszego z kotów. Migusia też przyszła się pożegnać. Jej też nie było łatwo...
Właścicielka krematorium oprowadziła nas po budynku, pokazała piec, wyjaśniła jak ta procedura wygląda, wybraliśmy tubę na prochy, jeszcze chwilę porozmawialiśmy, po czym pożegnaliśmy Tigunia i pojechaliśmy nad morze, żeby zabić czas, bo mieliśmy wrócić za godzinę, jak będzie po wszystkim. 
I tam, spacerując brzegiem morza, znaleźliśmy kamyczek przypominający serce, który zabraliśmy do domu, żeby nam na zawsze przypominał ten dzień.   
Dodam tutaj, zanim ktoś się oburzy, że jak to tak, bezdusznie, klinicznie, okropnie, że każdy krok procedury eutanazji, którą opisałam powyżej, był ze mną ustalany i odbywał się za moją zgodą lub na moją prośbę. To ja chciałam być z Tigusiem do końca, to ja chciałam go mieć w ramionach w tej ostatniej chwili, to ja chciałam, żeby go skremowano prywatnie, osobno, a nie w dużym krematorium z innymi zwierzętami. 
***
To miał być materiał na osobny post, ale nie dam rady. Wybaczcie, że z takimi szczegółami opisałam tę procedurę, ale to wszystko mną bardzo wstrząsnęło, chyba najbardziej w całym moim dotychczasowym życiu. I siedzi do dzisiaj, a właśnie wczoraj minęło już pół roku od śmierci Tigusia. Ja nie wiem, jak Wy sobie radzicie, ale ja jak widać, kiepsko. W czym nie pomogły następne wydarzenia tego cholernego roku 2023, do których wracamy.
Zaledwie kilka dni po odejściu Tigusia dostaję telefon od mamy, z tatem jest źle, trafił do szpitala. Zapadnięte płuco. Próbują go leczyć w jednym szpitalu, potem operacja w innym. Powoli uczymy się żyć z jednym kotem.  

Sierpień 2023
Tato wychodzi ze szpitala, czeka go rekonwalescencja ale może będzie dobrze. Kupuję Teslę, sprzedaję Mazdę, dokładnie w tej konfiguracji. Choć festiwal Fringe w pełni, po raz pierwszy nie uczestniczymy w ani jednym wydarzeniu. Esme zaczyna zajęcia w zespole tanecznym. Bierzemy Esme na wycieczkę, potem sami jedziemy zwiedzać pałac Scone. Zastanawiamy się, gdzie jechać na wakacje. 

Wrzesień 2023
Tato czuje się lepiej, jedzie do sanatorium na 3 tygodnie, mama narzeka że tyle pracy na nią spadło. Robi się zimno. Mam nowe okulary. Jedziemy spotkać się ze znajomymi w Hamilton, po czym zwiedzamy muzeum The Burell Collection. Ciekawe miejce. Jedziemy na grzyby, ale znajdujemy tylko te niejadalne. Kupujemy wakacje.

Październik 2023
Jedziemy na grzyby i zbieramy grzyby. Chłop przeszczęśliwy. Ja skaczę na skakance codziennie, w ramach akcji charytatywnej Cancer Research UK i zbieram na ten cel pieniądze. Chłop wyjeżdża do Francji do pracy, na szczęście na kilka miesięcy tylko. Robię sobie pazury przed wakacjami, odpadają po tygodniu niszcząc mi płytkę. Robię sobie sama i nakładam lakier na kikuty paznokci, trudno. Jadę do Francji do Chłopa, na weekend. Spacerujemy, pijemy kawę i jemy patisserie i fromage. Dużo fromage :-) Wracam do domu. Karmię świnki morskie znajomym, którzy są na wakacjach. Biorę Esme na weekend, bawimy się świetnie. Lecimy na wakacje. Na lotnisku dostajemy wiadomość, że Dziadek upadł i złamał sobie biodro. 28/10 - Majorka, 29/10 dzień na morzu, 30/10 - Gibraltar, 31/10 - Halloween na Oceanie Atlantyckim. Dziadek przeszedł operację wymiany biodra. 

Listopad 2023
1/11 - Gran Canaria. Od 2 do 7 października - przepływamy Atlantyk. 8/11 - Antigua. 9/11 - St Martin. Wieczorem dowiadujemy się, że zmarł Dziadek. Umierał w spokoju. 10/11 - Guadelupa, 11/11 - St Lucia, 12/11 - Barbados. 13 listopada wracamy do domu.  14 listopada Chłop wraca do Francji, a ja zostaje sama jak palec. Jadę zobaczyć występ Esme w teatrze. Te dzieciaki są w rzeczywistości znacznie mniejsze niż na scenie. Znowu jadę na długi weekend do Francji.

Grudzień 2023
Wracam z Francji. 8 grudnia pogrzeb Dziadka. Po problematycznym pod względem transportowym, i niezwykle wyczerpującym weekendzie, ja wracam do domu, a Chłop do Francji. Jestem wykończona. Całe szczęście, że mam Teslę, bo nie wiem jakbym to wszystko ogarnęła w zwykłym samochodzie. Kupuję choinke i ubieram choinkę. Dwa tygodnie przed świętami tato znowu trafia do szpitala. Badania, badania, badania, gorączka, infekcja, ale jest lepiej. Mama wyjeżdża na święta za granicę, tato i tak w szpitalu, nic mu nie pomoże. Chłop rzutem na taśmę i z problemami wraca na święta do domu. Z tatem nie wiadomo co. Dwa dni przed Sylwestrem mama łamie nogę. Za granicą. Sylwester i Nowy Rok siostry spędzają z tatem bo już mogą, mama sama w zagranicznym szpitalu. 



I oto było moje podsumowanie anno domini 2023, niech go szlag trafi. 

Na koniec chcę bardzo serdecznie podziękować Annie Marii Panterze za troske, poradę i chęć udzielenia pomocy w poszukiwaniu mamy ze złamaną nogą, którą zabrano do szpitala tylko nie wiedzieliśmy którego i w którym nikt na recepcji nie rozmawiał po angielsku. I moim siostrom za opiekę nad tatem, a w krótce także i nad mamą. 


4 komentarze:

  1. A idz! Zryczalam sie przy Tigusiu. Tobie pol roku nie wystarczylo na dojscie do siebie, mnie znow stanela Kira przed oczami, a minelo juz od jej uspienia 7 lat, ja do dzisiaj nie doszlam do siebie.
    Mam nadzieje, ze chociaz mamie jest lepiej, zostala juz przewieziona do Polski? Czasem tak sie zdarza, ze rok daje nam w kosc, tym wieksza nadzieja na poprawe w nowym roku. Czego oczywiscie Wam zycze z calego serca.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mama ciagle w zagranicznym szpitalu, czeka na druga operacje, ktora jej wlasnie przesuneli z wtorku na piatek. Nie powiem, ze jest zadowolona ale moze to i dobrze, bo korki na granicy, moze za tydzien sie zmniejsza. A Tigus... zawsze bedzie w moim sercu.

      Usuń
  2. Ojejku, to dopiero był rok pełen zdarzeń. Czytam i włos mi się jeży, żal mi Tigusia, bo wygląda, że mocno cierpiał, no i te wszystkie zawirowania zdrowotno rodzinne. Uważam, że tem rok może być dla Was tylko lepszy.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Juz teraz wiem, ze nie bedzie lepszy. Ale dziekuje :-)

      Usuń