Pewnie Wam to wszystko kiedyś opiszę, na razie nie mam siły. Tragedia mi się stała w zeszły piątek, kto czyta fejzbuka to pewnie wie. Chałupa moja została zalana od samiuśkiej góry do samiuśkiego dołu, a mam parter i dwa piętra. I przez co? Przez durną, kurde, rurę, która się odkręciła, odczepiła, rozpieprzyła przy uszczelce czy chuk wi co, nie mam głowy do szczegółów, w każym razie lało się strumieniem jak weszłam do domu wieczorem. Nie wiemy jak długo się lało, nie wiemy jak głębokie są uszkodzenia wewnętrzne, bo to co na wierzchu to widać. Ocalało pół naszej sypialni i "pokój gier" po przeciwnej stronie domu, który stał się przechowalnią wszystkiego i więzieniem kotów. Mam metrową dziurę w suficie, który odpadł pod naporem wody, zalane wszystkie podłogi (poza połową sypialni i pokojem gier), zalane wszytkie ściany i wszystkie sufity we wszystkich pozostałych dziesięciu pomieszczeniach plus dwa sufity na klatce schodowe i oczywiście schody. Światło tylko na najwyższym piętrze, bo wszystkie źródła światła również zostały zalane i woda spływała sobie strumyczkiem po lampach i żyrandolach. Nie działa alarm przeciwpożarwy i alarm antywłamaniowy, bo są na tej samej linii. Nie działa okap kuchenny, a kuchenkę i piekarnik na razie boję się włączyć, bo jak próbowaliśmy raz to wywaliło cały prąd. Z kociego pokoju, ostało się tylko kocie drzewo, które się udało wysuszyć. Łóżko z materacem i całym osprzętem poszło na przysłowiowy śmietnik, znaczy jeszcze stoją w ogrodzie jako ewidencja. Udało się nam zerwać wszystkie wykładziny i podkład po nimi, wszystko bardzo drogie i najwyższej jakości, i przez to nasiąknięte wodą jak gruba gąbka. Pracowaliśmy przez cały weekend właściwie bez przerwy. Jestem wykończona. Nie wiem ile będzie trwało suszenie, nie wiem kiedy zaczną się roboty naprawcze, nie wiem nic, bo rzeczoznawca jeszcze się nie pojawił. Ma na to dwa dni robocze, czyli musi do jutra. No ale się nie spieszy, co mu tam.
Nie wiem co będzie na święta, chyba pojedziemy do Yorkshire bo w ruinie siedzieć samemu to też mi się nie chce. Koty sobie mogą zostać, one lubią jak jest syf i pełno gratów na podłodze. Najgorsze że nic nie wiemy i nie będziemy wiedzieć dopóki rzeczony gostek nie przyjdzie i nie oszacuje strat. Uznaliśmy wspólnie i jednogłośnie z Chłopem, że nie chcemy żadnych pieniędzy, chcemy żeby ubezpieczyciel sam się wszystkim zajął, my nie mamy na to siły. Tu potrzeba elektryków, malarzy, podłogarzy, wykładziniarzy, budowlańców i nie wiadomo jeszcze kogo. Jak potrzeba będzie to się wyprowadzimy, taki koszt też pokryją.
Fajnie mi się pisze, ale co przeżyłam i wciąż przeżywam to tylko wie ten kto miał podobnie.
No ale co. Zrobiliśmy wszystko co mogliśmy zrobić, jeszcze jeden dywam nam pozostał do ściągnięcia dziś wieczorem. Mimo wszystko, mieliśmy straszne szczęście, bo:
- nie stało się to kiedy byliśmy na wakacjach
- koty nie uciekły na zawsze z domu z przerażenia
- mamy prąd w większości gniazdek, w lodówce, mikrofalówce, pralce i zmywarce
- mamy działający prysznic i wszystkie ubikacje
- nie ma strat w szafach
- mamy działający telewizor
- barek z alkoholem pozostał w stanie niezmienionym
A tak poza tym to strasznie jest do dupy.
Wybaczcie. Kurwa mać.
Nieszczęście jak diabli. Po raz kolejny napiszę że bardzo współczuję. Dobrze, że są jakieś plusy mimo o wszystko. Trzymajcie się mocno!
OdpowiedzUsuńTo wszystko straszne jest, oczywiście, ale kiedy przeczytałam ostatni punkt pozytywów, wybuchnęłam śmiechem.
OdpowiedzUsuńI widzę, że wszystko będzie dobrze tak czy inaczej, skoro nie straciłaś poczucia humoru.
Az mnie wstrzasnelo , doznalam malego szoku , bardzo Wam wspolczuje , co za pech okropny! Mam tylko nadzieje ze bedzie jak mowisz i ze ubezpieczyciel zrobi wszystko od A do Z. Trzeba to przezyc nie ma wyjscia - jestes genialna ze zakonczylas relacje z takim humorem! Trzymam kciuki - wyjdziecie na prosta , tylko sil zycze i sciskam mocno - Kitty
OdpowiedzUsuńJeszcze dodam , ze zdaje sobie sprawe z ogromu zalania i z tego jak to poszlo , i co oznacza , bo mamy ten sam budownictwa, choc dom mniejszy. Te rurki w sufitach lacznie z przewodami elektrycznymi itp - typowe dla UK - sciskam Kitty
UsuńOMG!!!! na zmiane z ozeszjapierdole!!!!
OdpowiedzUsuńFaktycznie weekend z piekla rodem.
Mysle, ze dobrze postapiliscie zdajac sie na remont szkod przez ubezpieczyciela, bo dopiero co niedawno dopiescilas ten dom i teraz zaczynac znow od nowa.
Nawet sobie nie potrafie wyobrazic co czujesz.
Współczuję. Ja bym się chyba załamała, ale Ty sobie poradzisz. Poczucie humoru Cię nie opuściło na szczęście!
OdpowiedzUsuńJa pierdziele.. nie wiem co powiedzieć...
OdpowiedzUsuńBardzo współczuję , widziałam foty na FB :(((
OdpowiedzUsuńJedyna pociecha to to co zapisałaś na końcu - coś tam ocalało , łącznie z kotami i barkiem ;-P
No i najważniejsze - z tego co piszesz wnioskuję że byliście ubezpieczeni i wkrótce koszmar się skończy :-)
Uściski dla Was ♥
O jacież piernicze... masakra to mało powiedziane. Jak ja Ci ogromnie współczuję!
OdpowiedzUsuńBoże, Iwona, jaka okropna historia! Tyle włożyliście wysiłku w remont tego domu... Przeżyłam coś takiego to wiem jak to jest. U mnie wprawdzie był pożar i cały cod zaczadzony, masakra... Dziś bym nie dała rady już tak zasuwać jak wtedy. Współczuję!
OdpowiedzUsuńNie mamy co wybaczać, straszne to!
OdpowiedzUsuńFb Twojego nie mam:( ale może to i lepiej, bo bym się poplakala po obejrzeniu zdjęć. Współczuję Wam ogromnie!
Zdrowych, pogodnych świąt i szczęśliwego Nowego Roku.
OdpowiedzUsuń