środa, 12 grudnia 2018

Co tam słychać w świecie

Zgroza mnie ogarnęła gdy zobaczyłam datę ostatniego posta. Jeszcze mi się nie zdarzyło zostawić Was na tak długo i wcale nie obiecuję, że się poprawię. Nie miałam czasu. A właściwie mi się nie chciało. Bo tyle sie ostatnio działo w moim życiu i życiu moich bliskich, że nie miałam głowy do blogowych notek, bo myśli były zajęte czymś innym.

Na przykład - przeprowadzką. Na szczęście nie osobistą, bo chyba bym nie zniosła. Przeprowadzałam się w pracy i to nie tylko ja, ale cała firma, a ja byłam odpowiedzialna za moją część przeprowadzki. Planowanie, ustalanie, architekci, kontraktorzy, budowlańcy, przeprowadzacze, bardzo dużo bylo na mojej głowie. Wychodziłam z domu o wpół do dziewiątej i wracałam o dziewiątej wieczorem. I weekendy też. Na szczęście okres najbardziej gorący mam już za sobą i powoli zadomawiam się w nowym, osobistym biurze, bez żadnych Stefek w inwentarzu. Wielu mi zazdrości, bo tylko kilka osób z całej firmy ma własne biura, cała reszta musiała się pomieścić w tak zwanym open plan. Marudzili, marudzili ale w końcu się przyzwyczajają. Stefka czasami wpada do mnie na ploty i jest fajnie. Cały czas handryczę się z kontraktorami, bo lista niedoróbek jest ogromna. Architekci odpowiedzialni za robotę wyliczyli każda plamkę, każde niedociągnięcie pędzla i to wszystko musi być skorygowane i dokończone. Kiedy? oto jest pytanie, na które ciągle nie dostaję odpowiedzi. Dostawca mebli jak zwykle, się nie spisał. Ale to temat rzeka. Nie wiem, czemu uniwersytet ciągle zatrudnia tego samego producenta. Może ktoś tam w zarządzie ma znajomości. W każym razie, gdy parę tygodni temu robiłam niezbędne zakupy do biura w IKEI (sztućce, talerze, dekoracje), w ulubionym sklepiej dekoracji wnętrz w tym samym centrum handlowym natknęłam się swoje krówki, na szczęście były w komplecie więc kupiłam wszystkie dwie :-) Drogie jak cholera, bo to kostna porcelana i w dodatku z autorskim dizajnem, ale nie mogłam się powstrzymać.
Zdjęcia się powiększają po kliknięciu, jakby ktoś nie wiedział :-)


1 grudnia dostałam od Chłopa Mikołaja taki oto kalendarz adwentowy, każda szufladka wypełniona inną czekoladką, z gatunku moich ulubionych:


Na początku grudnia musiałam oddać samochód do serwisu. W moim normalnym autoryzowanym serwisie poprosiłam o samochód zastępczy, powiedzieli że owszem, ale będę musiała zapłacić 12 funtów, niby za ubezpieczenie. Powiedziałam, że jak tak to ja sobie gdzie indziej poszukam. I znalazłam inny autoryzowany serwis, dużo dalej bo zupełnie na drugim końcu miasta, ale dali mi samochód zastępczy za darmo i w ogóle obsługa była doskonała. Dostałam więc do wypróbowania zupełnie nowiutki (600 mil na liczniku) samochód w najwyższej wersji wyposażenia i  to w dodatku model, którym jestem zainteresowana w celu wymiany mojego samochodu. Miał tyle guziczków i różnych przycisków, że oczy mi wylazły z orbit i myślałam ,że tego się nie da opanować. Oczywiście w jeden dzień tego nie opanowałam, ale już siebie widzę za kierownicą :-)


Córce zebrało się na wspomnienia i zrobiła sobie wielki kolaż ze swoimi własnymi zdjęciami. Jak zobaczył to syn to mało nie wpadł w szał, dopóki mu nie powiedziałam, że te zdjęcia to są zdjęcia zdjęć i oryginały są bezpiecznie przechowywane w mojej sypialni. Dla Was wybrałam dwa z kolekcji. Pod spodem pierwsze zdjęcie mojej córki, zaraz po urodzeniu. A pod spodem wszystkie moje dzieci i Jacek :-)



Ostatni weekend spędziłam na nicnierobieniu, więc powstała z tego taka choinka:


Postanowiliśmy już wcześniej z Chłopem, że na święta wyjeżdżamy do jego ojca i nie będziemy kupować choinki. Ale mieliśmy starą choinkę Chłopa ze światełkami więc ją postanowiłam rozłożyć jako część świątecznej dekoracji chałupy. Oczywiśącie nie mogłam nie powiesić na niej historycznych dwudziestoletnich bombek z Polski :-) 

A na koniec - w poniedziałek był przymrozek. We wtorek zrobiło się cieplej. Wychodząc rano do pracy popatrzyłam sobie na róże. Żółta zakwitła na nowo. Nie spodziewałam się, że odżyje tak szybko po przesadzeniu. Chyba jej dobrze w nowiutkiej ziemi :-)


Do następnego razu!

15 komentarzy:

  1. A komu sie chce pisac? Nawet mnie sie odechcialo, nie tylko pisania zreszta.
    Kto to jest Jacek i gdzie sie na zdjeciu znajduje?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jacek to jest lalka, na zdjeciu obok tego grubaska w srodku bedacego moim synkiem :-) Jacek byl lalka plci meskiej, podarowana corce przez dziadkow przed narodzinami brata, po to "zeby nie byl to dla niej szok jak zobaczy ze brat troche sie rozni" - cytat z dziadkow. Lalka miala siusiaka a corka miala to w odwloku kto jak jest zbudowany bo miala dopiero dwa latka i brala zycie jak leci :-)

      Usuń
    2. Przez chwile myslalam, ze to Twoj eks, ale jakos go dostrzec na tym zdjeciu nie moglam. :)))

      Usuń
  2. Krowki rewelacyjne, cudne pyski maja!

    Fajnie zescie zaplanowali - Dziadek na pewno bardzo sie cieszy. Pamietam,ze goscil was w drodze do promu, ale na codzien zyje chyba samotnie?
    Slodka ta choineczka , ja juz sie nie moge doczekac przerwy swiatecznej - chyba mam dosyc tego roku, czas odpoczac :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A skad wiedzialas ze dziadek tez bedzie u ojca na swieta? :-)))

      Usuń
    2. Dziadek to dla mnie Ojciec�� Kitty

      Usuń
    3. No co Ty, Dziadek to Dziadek, ojciec Ojca. Jest miedzy nimi roznica jednego pokolenia, Ojciec jest dla Chlopa ojcem a Dziadek dziadkiem :-)

      Usuń
    4. Pokrecilam wszystko ��To Twoj chlop ma i ojca i dziadka jeszcze , no teraz rozumiem��Kitty

      Usuń
  3. Hmmm . a wiesz, że ja lubię remonty i przeprowadzki...Kubki cudowne. Choinek naprodukowałam różnych różnistych tak dużo że zastosowałam rozdawnictwo

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, zaplanowac logistycznie przeprowadzke 300 osob to jednak troche meczy :-)

      Usuń
  4. Gratuluję krówek:)
    Ja miałam lalkę męską radzieckiego pioniera, z chusteczkę czerwona na szyi. Do dzisiaj za nim tęsknię.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Te lalki to mialy takie same geby, czy to dzieczynka czy chlopak, czy krolewna czy pastuszek :-)

      Usuń
  5. O rany, to faktycznie u Ciebie niezłe zamieszanie. W ogóle ten przedświąteczny czas może być szalony - a jeżeli dodać do tego jeszcze zawirowania w pracy...
    Życzę zatem więcej czasu dla siebie!
    pozdrawiam serdecznie znad filiżanki kawy:)

    OdpowiedzUsuń
  6. Ten open plan to jakas nowomoda, nikt tego nie lubi. To samo zrobila firma Wspanialego i teraz sobie pluja w brode, bo spadla produktywnosc. Ale jak mogla nie spasc skoro w takim kotle ciezej sie pracuje, to bylo do przewidzenia.
    Owszem na konferencje mozna sobie zabookowac osobny pokoj, ale konferencji wiecej niz tych pokojow:))) A firma wywalila ciezkie miliony na ten nowy budynek, teraz zmuszaja pracownikow, ktorzy pracowali zdalnie w domach do pracy w tych open spaces no i efekty sa jakie sa.
    Moj Wspanialy od stycznia tez bedzie musial dwa lub trzy dni jezdzic do pracy. Jemu tam wsio rybka, bo ma osobne biuro, ktore w pozostale dni kiedy on pracuje zdalnie jest wykorzystywane wlasnie jako pokoj konfrencyjny.
    Moim zdaniem to glupota, no ale nie moje pieniadze to co mnie to obchdzi.
    Bardzo mi sie podobaja te krowy na kubkach kawowych, bo ja palam miloscia do krow tak ogolnie:)))

    OdpowiedzUsuń
  7. Jacek mnie zdziwił, doczytałam, że była to lalka płci męskiej, a ja takich nigdy nie widziałam. :) Skąd oni takiego wzięli?

    OdpowiedzUsuń