wtorek, 29 maja 2018

Dubaj. Część Pierwsza

We wtorek 8 maja były urodziny Chłopa. I w ten dzień właśnie zaczęła się nasza podróż poślubna, z przystankiem w Dubaju.
Lecieliśmy liniami Emirates, dla nas obojga było to pierwsze doświadczenie z tym przewoźnikiem, szczycącym się raczej doskonałą sławą. Faktycznie, samolot z gatunku tych bardziej luksusowych, największy jakim do tej pory leciałam. Piękne i uśmiechnięte stewardessy, świetny zestaw rozrywkowy (ekran, słuchawki, setki filmów i programów do oglądania, telewizja na żywo, programy radiowe, muzyczne, gry i buk wie co jeszcze), zjadliwe jedzenie i picie, dość wygodne fotele i w ogóle luz blus.


Klasa biznesowa to w ogóle luksus, a do pierwszej nawet nie dało się zajrzeć, bo drzwi zawsze zasłonięte dla zwykłego śmiertelnika. Nasz lot był ekonomiczny, w nadziei że nas awansują do biznesowej, ale nie chcieli. Po całonocnym locie wylądowaliśmy rano w Dubaju.
Lotnisko w Dubaju jest największym międzynarodowym lotniskiem na świecie. I jest naprawdę olbrzymie. Do tego jeszcze wrócę, na razie powiem, że pomimo wielkości wszystko przebiega bardzo sprawnie i szybko, chociaż kontrola jest bardziej restrykcyjna niż w Europie i do tego Ci panowie w białych sukienkach i chustkach na głowie.
Zgodnie z radą naszego agenta z biura podróży nie zamawialiśmy transferu z lotniska do hotelu z wyprzedzeniem, więc udaliśmy się prosto do wyjścia gdzie taksówek czekało od groma i trochę i za dowóz z pod same drzwi zapłaciliśmy w przeliczeniu zaledwie 8 funtów, a gdybyśmy zamówili u agenta w kraju, kosztowałoby to nas 18 funtów za łebka, w jedną stronę.
Temperatura w Dubaju próbowała nas zabić już na progu samolotu, zaledwie czterdzieści jeden stopni w cieniu, o dziewiątej rano! A miało być jeszcze gorzej, bo akurat trafiliśmy na falę upałów. Ale żeby skały srały, to co zaplanowaliśmy to zobaczymy!
Nasz hotel Grand Hyatt był pięciogwiazdkowy, ale w Dubaju większość hoteli jest pięciogwiazdkowa więc dupy nie urywa. No, nam prawie urwało, bo takiego przepychu w hotelu to jeszcze na własne oczy nie widzieliśmy. Nawet podłoga miała złote kafelki. Przy wejściu czekali już na nas panowie w białych szmatach, zabrali nam walizki, otworzyli drzwi i zaprowadzili do recepcji, gdzie zajął się nami przemiły pan. W międzyczasie, gdy szykowali klucze i inne formalności, zaprowadzono nas do lobby i poczęstowano kawą i herbatą. Lub czym kto chciał.




Po wypiciu kawy i herbaty poszliśmy się rozejrzeć pobieżnie, a było na co. 


Lobby było ogromne, mieściło kilka kawiarni i restauracji i parę sklepów.



Po krótkiej przerwie dostaliśmy klucz do pokoju, który miły pan postanowił nam dać w klasie wyższej niż zamawialiśmy.  Pokój był na piątym piętrze. Dodam, że w budynku było kilkanaście wind.


Pokój był wielkości mieszkania moich rodziców w bloku. Nie żartuję. 


Łazienka ze wszystkim, co było potrzebne, a nawet więcej. Podejrzewam, że wielkości mojej kuchni razem ze spiżarnią. 



52 calowy telewizor LED, mini bar w pełni wyposażony, łącznie z ekspresem do kawy.


Widok z okna. Na lepszą stronę. 


Kiedy się odświeżyliśmy i nasmarowaliśmy kremem przeciwsłonecznym, zrobiła się dwunasta i trzeba było się zabrać za robotę. Czyli to co sobie zaplanowaliśmy. Na początek przeszliśmy się chwilę po hotelowym ogrodzie.



CIekawy kot do studni wpadł. A raczej kaczka wysiaduje jajka w wielkim dzbanie. 


A potem poszliśmy w miasto. 


Postanowiliśmy, że Dubaj będziemy zwiedzali przy pomocy metra i tramwajów. Przy okazji bardzo byłam ciekawa tego unikalnego metra, któe jeździ samo bez żadnego kierowcy. Wykupiliśmy dzienny bilet w klasie Gold, dzięki czemu mieliśmy zagwarantowane miejsce w pierwszym (bądź ostatnim) wagonie, wygodnie, w bardziej komfortowych warunkach. Niewiele osób jeździ w wagonach Gold, chociaż słyszałam, że w godzinach szczytu mogą być również wypełnione. Nam się nie zdarzyło.


Metro w Dubaju jest bardzo dobrze zorganizowane, choć są tylko dwie linie, jeżdżące w linii prostej. Nie czeka się dłużej niż cztery minuty. Oprócz klasy normalnej i Gold jest też wagon dla kobiet z dziećmi i żaden mężczyzna nie ma prawa tam wejść. Widziałam małżeństwo saudyjskie z małym dzieckiem, gdzie on siedział w normalnym wagonie z dzieckiem na ręku, a żona usiadła w wagonie dla kobiet. A gdy dziecko zaczęło płakać i nie chciało przestać, oboje wysiedli na pierwszej stacji po to, aby uspokoić dziecko. W ogóle, co zaobserwowaliśmy w metrze to niesamowita czystość i spokój. Następnego dnia jeździliśmy drugą klasą dla porównania i jest tak samo, choć więcej ludzi i czasami trzeba było stać. Na ostatniej stacji do wagonów wpadają chłopcy z mopami i przecierają szybko podłogę w każdym wagonie. W metrze nie wolno jeść, pić, żuć gumy, głośno rozmawiać. Poza tym trochę wolna amerykanka, bo jak jest tłok i zwalnia sie siedzenie, to kto pierwszy ten lepszty, nie ma ustępowania. Z wyjątkiem. Kiedy jedzie saudyjskie małżeństwo, zawsze (zaznaczam, że to moja własna obserwacja i niekoniecznie tak jest ale zawsze kiedy ja jechałam metrem) kobieta siada a facet stoi.


Z hotelu do stacji metra było bardzo blisko, pięć minut na piechotę, ale w tym upale zdechliśmy prawie zanim doszliśmy. Na szczęście wszystkie przejścia podziemne i stacje są klimatyzowane. Pierwszym przystankiem jaki sobie wyznaczyliśmy była Deira i Gold Souk. Czyli targ złota. Ale zanim tam dotarliśmy, poszlajaliśmy się trochę po uliczkach z tubylcami i zjedliśmy pyszne kanapki na ciepło w maleńkim lokalnym barze. Tak maleńkim, że właściciel wyniósł stolik specjalnie dla nas, bo jeden jedyny był zajęty przez lokalsów, pijących oczywiście cholerną herbatkę miętową. Wypiliśmy też po orzeźwiającym koktajlu z miętą i po małej butelce zimniutkiej wody. Było cholernie gorąco.


Złoty Souk zrobił na nas wrażenie, ale nie aż tak ogromne. Duża ilość turystów, szczególnie z dalekiego Wschodu i Rosji. Poniżej największy złoty pierścionek świata.    


Och, czego tam nie było. A błyszczało tam wszystko, a świeciło. Wielkie i ciężkie w przeważającej wielkości, z brylantami lub bez, cuda cudeńka, a wszystko ze szczerego, dwudziesto-cztero karatowego złota. No prawie wszystko. Bo zdarzały się tez dwadzieścia dwa karaty. 


Nie mój gust, ale co się naoglądałam to moje. Cen nie ma, jest tylko waga, cena zmienia się każdego dnia i jest zależna od rynków światowych. To nie są stragany, to są najnormalniejsze klimatyzowane, monitorowane butiki z ochroniarzami. 


Tak wygląda stacja metra. 


Żeby dopełnić kolejnegop punktu wycieczki, wyszło nam że lepiej będzie przesiąśc się z metra na tramwaj. Bilet dzienny uprawnia do przejazdu wszystkim, więc nie było problemu. Zrobiło się już późno, kiedy wysiedliśmy na ostatniej stacji tramwaju i zaczęliśmy iść. Z mapy wynikało, że to tylko kawałek drogi, więc co tam. Tymczasem szliśmy i szliśmy i szliśmy i po czterdziestu minutach w upale zaczęły nas już boleć nogi. Na szczęście szło już ku zachodowi, który w tej części świata jest znacznie szybciej niż w Europie. 


I szliśmy i szliśmy i szliśmy, aż po kolejnych czterdziestu minutach w końcu mogliśmy przebiec na drugą stronę nie-wiem-ile-pasmowej jezdni. 


I szliśmy i szliśmy aż w końcu zobaczyliśmy i wiedzieliśmy, że to już niedaleko. 


Po drodze mijaliśmy prywatne wjazdy do luksusowych hoteli. Ze słotymi koniami na przykład na trawniku, bo kto bogatemu zabroni. 


W końcu dotarliśmy do najdroższego hotelu na świecie. Podobno siedmiogwiazdkowego w pięciogwiazdkowym systemie. A właściwie tylko do bramy wjazdowej, bo do Burj Al Arab nie można ot tak sobie wejść. 



A potem poszliśmy do Madinat Jumeirah, który jest... sama nie wiem czym. Turystycznym resortem w arabskim klimacie, z trzema pięciogwiazdkowymi hotelami, kilkunastoma prywatnymi willami, ponad pięćdziesięcioma rozmaitymi restauracjami i barami, oraz lokalnymi sklepikami. I buk wi co jeszcze. Usiedliśmy sobie w pierwszym napotkanym barze i zamówiliśy sobie po lampce Margharity. I nie wiem, czy to ze zmęczenia czy z pragnienia, ale oboje uznaliśmy, że była to najgorsza margharita na świecie. Za słona po prostu. 



Lokalny kot. Nie wiem, czy przyszedł z kimś czy tam mieszkał, zadbany, z obróżką. Nie bojący się.


Poszwędaliśmy się jeszcze trochę, porobiliśmy zdjęcia i postanowiliśmy iść coś zjeść. 



Nie, nie zjedliśmy romantycznej kolacji w jednej z przecudnych restauracji. Jako prawdziwe globtrotery nie lubimy marnować czasu w restauracjach. Poszliśmy więc tak jak mapa pokazywała. Czyli do następnej atrakcji, którą koniecznie chciałam zobaczym, a która mieści się w Centrum Handlowym Mall of the Emirates. Spacer zajął nam tylko pół godziny, więc spoko. Przy okazji natknęliśmy się na posterunek policji z parkingiem pełnym luksusowych samochodów. Policyjnych żeby nie było. Pewnie słyszeliście o supersamochodach dubajskiej policji? Ferrari, Lamborghini. Takie klimaty. Nie robiłam zdjęcia bo się bałam że niedozwolone czy coś. Ale co się naoglądałam to moje.

A tu już wewnątrz Centrum Handlowego. Niech ich szlag trafi, czy oni muszą wszystko robić takie wielkie??


I wspomniany już stok narciarski, dla dzieci chyba. Bo normalny mieści się gdzieś na opłotkach. Bo tak. A kto bogatemu zabroni?



Tajską kolację, całkiem dobrą zresztą, zjedliśmy w jednej z jadłodajni w Centrum. Boszsz, gdyby Stefka usłyszała, że ja w Dubaju, podczas podróży poślubnej, jadłam na szybko w centrum handlowym, to by mnie chyba zabiła. Ale nie mam zamiaru jej mówić :-)


Bucik Sarah Jessica Parker :-)


A potem, bardzo wygodnie metrem dojechaliśmy do ostatniej atrakcji wieczoru. Chcieliśmy bowiem zobaczyć pokaz fontann pod Burj Khalifa wieczorem. 


Dotarliśmy tam dokładnie na jedenastą. Zdążyliśmy tylko zająć doskonałe miejsce widokowe na moście i się zaczęło. 


Filmik z pokazu, specjalnie dla Was :-)


 Niektórzy mogą kręcić nosem, ale mnie się bardzo podobało. Trochę za krótko. A potem musieliśmy już wracać, bo metro zamyka się o dwunastej. Doszliśmy do przystanku na dwudziestą trzecią czterdzieści. Zanim dotarliśmy do hotelu, było wpół do pierwszej.


A przed hotelem chłopcy kończyli zakładać piżamkę na Bugatti :-)


Cdn...





37 komentarzy:

  1. Szczesciara! No i bohaterka, bo ja dawno bym zeszla w tym upale, a Ty dzielnie po nim wedrowalas. Ale widoki warte poswiecen, nie ma co!
    No a ten obiecany filmik z nocy poslubnej bedzie? :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale czy ja cos obiecywalam??? He he he, zapomnielim nakrecic :-)))
      Kurde, upal byl faktycznie straszny, pecherzy sobie narobilam na stopach sama nie wiem jak.

      Usuń
    2. Buciki mialam super, cale wakacje w zeszlym roku w nich przebiegalam, i dwa dni po St Petersburgu non stop. To stopki mam jak ksiezniczka, hehe :-)))

      Usuń
  2. Na takie fontanny nosem krecic? Nieee! Obejrzalam dwa razy!
    A pizamka :)!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A pizamka na samochod. Zeby mu zimno nie bylo :-)))
      Kochana, Bugatti Chiron to jedno z najdrozszych aut swiata, jwszcze by mu komar na masce usiadl i plama by byla :-)))

      Usuń
  3. Interesujaco, moglabym tam ewentualnie wytrzymac kilka dni w styczniu lub grudniu:)) bo jedynie te dwa miesiace maja temperatury, ktore czlowiek moze wytrzymac.
    Wcale sie nie dziwie, ze sobie narobilas pecherzy na stopach, przy takich temperaturach i wilgotonosci to i tak cud, ze sie nie roztopilas.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No wlasnie wilgotnosc prawie zero, dlatego sie nie roztopilam. Widzialas jak bylam ubrana, i to nie ze wzgledu na lokalna ludnosc :-))) Nastepnego dnia bylo lepiej, bo wlasciwie to nie wychodzilismy z klimatyzowanych tunelow. Strasznie goraco tam, na szczescie wszedzie jest klimatyzacja, przystanki autobusowe sa tez klimatyzowane to zawsze mozna sie schowac i ochlodzic.

      Usuń
    2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    3. Sorry musialam sie usunac bo pierdyknelam karygodnego babola:))
      To mnie troche zaskoczylas, ale faktycznie sprawdzilam w Wiki i wilgotnosc nie jest wysoka, a wydawaloby sie, ze na takimm skrawku wybudowanym sztucznie nad woda. No ale moze wlasnie na tym polega roznica, ze ta woda to nie ocean, a tylko zatoka.

      Usuń
    4. Star, oni to wszystko na pustyni pobudowali. Tam nie ma zadnej normalnej ziemi, chyba ze w doniczkach. Trawa rosnie na specjalnych nawadnianych skwerkach na piasku, kazde drzewko ma kolo siebie rurke z woda, na tym zdjeciu z kotem (pod kaczka) widac na samym dole system rurek do podlewania na piasku, do ktorego sa powtykane roslinki.

      Usuń
    5. Wiem, nawet wyspy na wodzie buduja i zaludniaja. Znam troche histori, a przede wszystkim znam jakim niewolniczym wyzyskiem biedoty jest to budowane. Tak ten przepych ociekajacy zlotem ocieka rowniez krwia i lzami bidnych...
      Jak na to patrze i mysle glebiej niz to co oczy widza i to co oni chca turystom pokazac to traci ten Dubai bardzo na uroku.

      Usuń
    6. Pewnie masz racje ale az tak strasznie to nie wyglada, mam na mysli te budowy ktore sie widzi, bo przeciez caly czas buduja. Glownie maszyneria bo przeciez czlowiek tego nie udzwignie, to nie czasy faraonow i piramid. Budowa nie wyglada wcale inaczej niz w Europie czy na Waszym Manhattanie podejrzewam. Poza tym, rodowici Emiratczycy nie pracuja fizycznie, do tego jest tania sila robocza z Indii, Chin i Indonezji. Ktorej nie brakuje i brakowac nie bedzie.

      Usuń
    7. Iwonko, poogladaj sobie filmy na YouTube jak wykorzystuja uchodzcow wojennych z krajow takich jak Syria, Jemen. Albo ludzi, ktorzy wlasnie przyjezdzaja za praca zeby pomoc rodzinie w rodzinnym kraju.

      https://www.youtube.com/watch?v=gMh-vlQwrmU

      To link na poczatek i jest to film z oficjalnego programu wiadomosci u nas w Stanach, wiec nie jest jakis naciagany film.
      Tym ludziom zabieraja paszporty.
      No i juz pomijam fakt zycia kobiet. Mloda Australijka wyjechala tam do pracy jako menadzerka duzego Spa w jednym z tych ociekajacych zlotem hoteli. Jak chcesz zobaczyc co ja spotkalo to moge ten film tez odszukac.
      Tak to jest niebo dla bogatych kosztem biedy innych. Pieknie wyglada to przyznaje, ale mnie raczej wystarcza zdjecia.

      Usuń
    8. Arabia Saudyjska, UAE, Kuwejt, Katar, Bahrajn nie zaoferowały żadnych miejsc dla uchodźców z Syrii. Pozostali to najemnicy z krajow trzeciego swiata. Oni godza sie na takie warunki, bo i tak maja lepiej niz we wlasnych krajach. Rozmawialam z osobami na Malediwach, w tamtej czesci swiata to tak dziala i to jest dla nich normalne, choc nas szokuje. Takie platne kontrakty z zabieraniem paszportu, dopoki sie nie wykupia, a wykupic sie moga najczesciej po roku. Im jest tak dobrze, a ze ktos to wymyslil i wykorzystuje to juz inna sprawa. Nikt nikogo nie bije, nie glodzi.

      Usuń
    9. Naprawde widzialas ten film z linku, ktory podalam? I ciagle twierdzisz ze to sa normalne warunki? Slyszalas tego faceta z Bangladesz ktory mowi, ze musi zebrac o jedzenie zeby nie umrzec z glodu.
      VICE News to jest normalna legalna stacja News na HBO to NIE jest zadna propaganda.
      Dla mnie takie traktowanie ludzi jakie widac na tym filmie, zycie w takich warunkach NIE JEST normalne.
      Nie wyobrazam sobie zebym mogla to wspierac.

      Usuń
    10. Jak napisalam, dla nich to jest normalne, dla nas nie i choc szokuje to i tak sie nic z tym nie zrobimy, tam tak bylo jest i bedzie, przepasc miedzy bieda i bogactwem jest ogromna i nie do zniwelowania, przynajmniej w naszych czasach. U nas tez pokazuja wstrzasajace nagrania z USA i historie takie ze nie do pomyslenia w naszych warunkach i co? Swiat jest jaki jest, jednostka znaczy niewiele. Nie zwiedzac swiata, nie poznawac innych kultur bo ustroj mi sie nie podoba, to raczej nie moja bajka. Ja wole poznawac osobiscie niz tylko z opowiesci czy filmow.
      Oj Star Star, nie dyskutujmy wiecej na temat wyzyskiwania i niewolnictwa :-)

      Usuń
    11. Masz racje, nie dyskutujmy.. ;)

      Usuń
  4. Kurdzia noga, jakie boskie to metro!!!

    OdpowiedzUsuń
  5. I fajnie, luksusowa masz
    a właściwie macie tak jak przystało na podróż poślubną i ciekawie.
    Po zdjeciach widać ,że tam cholernie bogato :-)
    Jedynie upał by mnie odstraszył, chyba bym umarła, wytrzymali jesteście :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest cholernie bogato i cholernie europejsko zarazem, tylko ci faceci w sukienkach i szmatach na glowach... :-)

      Usuń
  6. Zatkło mnie w cielęcym zachwycie na ament;)Piękna podróż.
    Sól i one szmaty pomagają wytrzymać taki upał.
    Mnie ciężko by było wyciągnąć ze złotego sklepu,moja jedyna"babska"przypadłość:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No wlasnie moze dlatego na margarita byla taka slona :-)

      Usuń
  7. Ekspres do kawy w pokoju hotelowym...takie rzeczy to ja rozumiem:D
    pozdrawiam serdecznie znad filiżanki kawy:)

    OdpowiedzUsuń
  8. Taki złoty konik to by moją córcię ucieszył ;-)))
    Piękna relacja i podróż !

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A jeszcze jakby ze szczerego zlota byl! Chociaz kto ich tam wie :-)

      Usuń
  9. Powiem Ci, że prawie zabiła mnie tym luksusem...nawet sobie nie wyobrażam, jakie standardy są dla szejkow.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja tez nie, powiem szczerze, mozna sobie zobaczyc na obrazkach, ale to nie oddaje rzeczywistosci.

      Usuń
  10. Pokaz fontann mię zachwycił ;-) Niesamowite efekty jak widać, można uzyskać ze zwykłej wody.
    Oraz gdybym miała tam mieszkać to podejrzewam, że mnie by trochę zemdliło od tego przepychu. Mam taką wadę konstrukcyjną, że uwielbiam prostotę.
    Ale na tydzień, dwa, a nawet trzy!? W te pędy bym poleciała bo pięknie tam jest.
    Ciekawa jestem następnych części. Pierwszą jestem zachwycona!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mysle ze idzie sie przyzwyczaic, wiele ekspatow mieszka i nie narzeka. Nie wiem czy to przepych tak naprawde. Przepych to widzialam w palacach w St Petersburgu i w Watykanie, Dubaj to przede wszystkim ogrom i monumentalizm. Tak wszystko jest najwieksze na swiecie :-)

      Usuń
  11. Jestem pod wrażeniem! Może i ja bym się kiedyś wybrała...? ;)

    OdpowiedzUsuń
  12. O czesc Iwonka, trafilam w koncu przypadkiem i do Ciebie:) I od razu w takie wysokie zlote progi:) Twoja relacja potwierdzila tylko to co juz slyszalam od znajomych - i co ogladalam w roznych programach. Panuje przepych i stosunki miedzyludzkie doslownie feudalne. Nie ciagnie mnie tam wlasnie ze wzgledu na temperature - raz w zyciu przezylam 40 stopni ( w Grecji) i nigdy wiecej nie dam sie skusic.
    Nie kazdy sie aklimatyzuje. Jak wiesz, tez mieszkam w UK - znajomy Anglik pojechal do Dubaju na niesamowicie intratny kontrakt - placono mu trzykrotnosc tego co tutaj - niestety po 2 miesiacach byl z powrotem! Nie dal rady, mimo tej klimatyzacji wszedzie. Powiem szczerze, ze zycie w zamknieciu , bo na zewnatrz nie da rady, od razu przyprawia mnie o klaustrofobie - nie moglabym tam zyc za nic! Pozwiedzalam jednak Twoimi oczyma - i za to dziekuje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam serdecznie :-)
      I zapraszam na czesc nastepna.
      Fakt, nie kazdy sie aklimatyzuje. Niektorym doskwiera brak ogorka kiszonego na przyklad :-))) no ale ja bylam tylko chwile pozwiedzac. Choc mysle, ze bym sie przyzwyczaila, jakbym musiala.

      Usuń
    2. Ogorki bym odcierpiala, ale brak mozliwosci wychodzenia na swieze powietrze przez wiekszosc roku , brak naturalnej zieleni, lasow, drzew, trawy - tego juz nie! Nienawidze zamkniecia, spedzam w biurze po 9-10 godzin dziennie, ale za to w wikendy moge sie wyszalec w ogordzie i na dworzu :)
      Dubaj zdecydowanie nie dla mnie - ale fajnie sie czyta, jak Basnie z Tysiaca i Jednej Nocy :)

      Usuń