piątek, 28 kwietnia 2017

Humor na piątek

Miało być w innym klimacie,  ale będzie na początek o terrorystach. Zapraszam :-)


*****
W barze siedzi czterech policjantów: Niemiec, Francuz, Anglik i Polak. Pierwszy przechwałki zaczyna Anglik:
- My w królestwie po ostatnich zamachach usprawniliśmy system monitoringu. Teraz mamy kamery na każdym budynku, na każdym rogu. Jak terrorysta zacznie strzelać - policja natychmiast zareaguje. Natychmiast!
Na to Francuz:
- My powołujemy już pod broń dodatkowe 50 tysięcy żołnierzy i policjantów i postawimy ich na każdym rogu w pobliżu wolnych miejsc. Nie będą musieli dojeżdżać, będą na miejscu i od razu ich zastrzelą!
Na to Niemiec:
- Ech, biedaki... Nas stać na to, żeby kupić całą armię dronów z kamerami monitoringu i jeszcze powołać 100 tysięcy mundurowych.
Po chwili ciszy wszyscy patrzą z wyczekiwaniem na Polaka. Ten dopił piwo, otarł wąsy i ze spokojem mówi:
- A my nie mamy terrorystów.


*****
Z pamiętnika terroryrty. Porwanie samolotu w Moskwie
Poniedziałek: Porwaliśmy samolot na lotnisku w Moskwie, pasażerowie jako zakładnicy. Żądamy miliona dolarów i lotu do Meksyku.
Wtorek: Czekamy na reakcję władz. Napiliśmy się z pilotami. Pasażerowie wyciągnęli zapasy. Napiliśmy się z pasażerami. Piloci napili się z pasażerami.
Środa: Przyjechał mediator. Przywiózł wódkę. Napiliśmy się z mediatorem, pilotami i pasażerami. Mediator prosił, żebyśmy wypuścili połowę pasażerów. Wypuściliśmy, a co tam.
Czwartek: Pasażerowie wrócili z zapasami wódki. Balanga do rana. Wypuściliśmy drugą połowę pasażerów i pilotów.
Piątek: Druga połowa pasażerów i piloci wrócili z gorzałą. Przyprowadzili masę znajomych. Impreza do rana.
Sobota: Do samolotu wpadł specnaz. Z wódką. Balanga do poniedziałku.
Poniedziałek: Do samolotu pakują się coraz to nowi ludzie z gorzałą. Jest milicja, są desantowcy, strażacy, nawet jacyś marynarze.
Wtorek: Nie mamy sił. Chcemy się poddać i uwolnić samolot. Specnaz się nie zgadza. Do pilotów przyleciała na imprezę rodzina z Władywostoku. Z wódką.
Środa: Pertraktujemy. Pasażerowie zgadzają się nas wypuścić, jeśli załatwimy wódkę.


*****
Terrorysta przychodzi do fryzjera.
- Co się panu stało w ucho? - pyta fryzjer.
- Źle podłączyłem przewody, bomba wybuchła i urwała mi kawałek ucha.
- Proszę się nie martwić. To drugie zaraz ładnie dotniemy i wyrównamy.


*****
Afganistan. Góry. Mały oddział żołnierzy radzieckich został okrążony przez miejscowych partyzantów. Dowódca zarządza:
- Musimy zostawić kogoś, kto będzie pozostałych osłaniał. W ten sposób mamy szansę dotrzeć do swoich. Temu, kto się zgłosi na ochotnika, zostawimy hełm, trzy granaty i automat. Jeżeli trzeba będzie, wyprawimy potem uroczysty pogrzeb, damy pośmiertnie odznaczenia bojowe. Ktoś na ochotnika?
Zgłasza się Gruzin:
- Zostanę, ale pod warunkiem, że nie zostawicie mi jednego hełmu i trzech granatów, a trzy hełmy i jeden granat.
Zgodzili się, zostawili Gruzina z trzema hełmami i jednym granatem i odpełzli niepostrzeżenie ku swoim. Minęła godzina, a nie usłyszeli żadnego wystrzału ani żadnego wybuchu. Zdziwieni wrócili z powrotem, patrzą: siedzi Gruzin, wokół niego pełno broni, mundurów, suchego prowiantu.
Opodal siedzą na wpół goli partyzanci, a Gruzin, mieszając hełmami, krzyczy:
- Prawo, lewo, góra, dół. Kto powie, gdzie jest granat?


*****
W radzieckiej bazie rakietowej przy desce kontrolnej śpi sobie generał. Do pomieszczenia wchodzi sprzątaczka. Zaczyna wykonywać swoje obowiązki, krząta się, nikomu nie przeszkadza. Nagle, potyka się i upada na deskę. Generał zrywa się jak oparzony, patrzy na kontrolki, potem na sprzątaczkę, znowu na kontrolki i krzyczy:
- PASZŁA W PIZDU!
- A-a-ale panie generale, ja bardzo przepraszam, ale muszę skończyć sprzątać...
- Nie ty, głupia, Australia!



No i na koniec - bo nie mogłam się powstrzymać :-)


*****
Dziś rano Asia uznała, że musi zjeść pączka.
Wychodząc z domu zobaczyła, że ma idealnie uczesane włosy, idealnie pomalowane usta i idealnie wymodelowane pośladki.
Idąc już do sklepu zauważyła reklamę ''Cztery pączki w cenie trzech!'' Asia widząc to nie pragnęła już jednego pączka, ale czterech.
Weszła więc do Biedry, zafalowała idealnie uczesanymi włosami, wydęła idealnie pomalowane usta i potrzęsła idealnie wymodelowanym tyłkiem. Podeszła do kasjera i pyta:
- Czy to tu ta promocja pączków 4 w cenie 3?
- Nie - odpowiada facet - To nie tutaj.
Asia wyszła i od razu pobiegła do Żabki.
Weszła, falując idealnie uczesanymi włosami, wydymając idealnie pomalowane usta i potrząsając idealnie wymodelowanym tyłkiem. Podeszła do Pepe i rzecze:
- Czy to tutaj jest ta promocja pączków 4 w cenie 3?
- Nie - odpowiedział Pepe - To nie tutaj.
Asia, troszkę zdegustowana, poszła do Eka. Wchodzi, falując idealnie uczesanymi włosami, wydymając idealnie pomalowane usta i potrząsając idealnie wymodelowanymi pośladkami i mówi:
- Czy to tutaj jest ta promocja pączków 4 w cenie 3?
- Nie - odpowiada kasjerka - To nie tutaj.
Asia wyszła, nie na żarty wściekła, ale wciąż żądna pączków.
Była w drugiej Biedrze, dwóch spożywczych, trzeciej Żabce, bo druga miała remont.
W końcu Asia wku*wiona idzie i patrzy, czy nie ominęła żadnego sklepu. Patrzy na górę - schronisko! Asia pojechała tam rowerem, ale przy końcu usiała sama się wspiąć.
Podczas tego Asia nie rozczochrała swoich idealnie wymodelowanych włosów, nie rozmazała swoich idealnie pomalowanych ust i nie zgniotła swoich idealnie wymodelowanych pośladów. Wchodzi, falując idealnie uczesanymi włosami, wydymając idealnie pomalowane usta i potrząsając idealnie wymodelowanym tyłkiem i mówi:
- Dzień dobry. Czy to tu jest ta promocja pączków 4 w cenie 3?
- Tak - odpowiada facet - To tu.
- To poproszę dwa.


Wesołego dłuuuuugiego wekendu! 
(jak dla kogo...)



środa, 26 kwietnia 2017

Słowne przepychanki

Wczoraj, w łóżku, bardzo późnym wieczorem:
- biały
- czarny
- dziura
- rów
- Mariański
- ocean
- ryba
- woda
- Jezus
- Maria
- Józef
- papież
- Watykan
- Rzym
- Cezar
- nos
- długi
- szabla
- pochwa
- penis
- plemnik
- dziecko
- ojciec
...
i tak dalej i tak dalej...
Pół godziny później, coraz dłuższe przerwy między słowami:
- niebo
- chmura
- gwiazda
- śmierci
- Wader
- miecz świetlny
- Obi Wan Kenobi
- moc
- NIECH BĘDZIE Z TOBĄ
Cisza...
...
Więcej ciszy...
...
- Wygrałaś!



Miłego dnia :-)

wtorek, 25 kwietnia 2017

Migusia ma nażyczonego a Tiguś studiuje

Cały tydzień nie pisałam, wybaczcie. Ale dzieje się, oj dzieje. Już w piątek odbieramy klucze do nowego domu, więc czas spędzamy aktualnie na planowaniu, wybieraniu, zamawianiu i przeplanowywaniu. No a cały weekend pracowaliśmy w ogrodzie, bo jak ten dom będziemy chcieli wynająć to i ogródek musi się jakoś prezentować. Ale o tym kiedy indziej.
Dzisiaj będzie o kotach.
Otóż koty się już zadomowiły i wydają się być pogodzone z losem zadowolone. Kiedy przychodzę do domu po pracy, czekają na mnie przy drzwiach, ale nie chcą wychodzić. Potem je karmię, bo oczywiście umierają z głodu po całym dniu odpoczywania. Potem trochę sobie siedzą na parapetach, trochę się bawią, trochę podgryzają, a może to jedno i to samo, kto tam za nimi nadąży. A kiedy przychodzi wieczór i zaczyna się ściemniać, czyli gdzieś tak około dziewiątej, włącza im się łazik. Początkowo wszyscy razem i każde z osobna drapało w drzwi albo w wycieraczkę, ale dranie małe szybko się nauczyły, że klucze włożone do zamka mogą stanowić fajny dzwonek do przywoływania służby, więc Tiguś (bo jest większy) trąca klucze łapą, a wtedy człowieki przychodzą i otwierają drzwi.
No tak, powiecie, tak się zarzekała a jednak koty wypuszcza... Otóż niestety, ale tak zdecydowaliśmy i tak jest lepiej dla wszystkich. Jak sobie tak wieczorami powychodzą to potem jest spokój, nie drapią wykładzin, nie miauczą. Nie wychodzą na długo, Migusia i tak wchodzi i wychodzi po pięćset razy. Wybiegnie, postoi na progu u wraca. Albo wybiegnie, pobiegnie do ogrodu i za pięć minut puka do drzwi. Jej pukanie wygląda tak, że wskakuje na szybę, nie wiem jak bo tam jest tylko ze dwa centymetry a może mniej do oparcia, drzwi są mniej więcej takie:


No to ona więc wskakuje na tę szybę i tak wisi aż jej ktoś otworzy. Tiguś natomiast kiedy chce wrócić do domu to albo miauczy pod drzwiami, albo sobie siedzi w pobliżu, oczywiście ukryty albo pod samochodem albo za śmietnikiem, albo na dachu garażu i czeka aż otworzą się drzwi i zostanie zawołany. Tak że około jedenastej wszystkie koty są już z powrotem w domu i tak się to kręci. 
W weekend spędziły więcej czasu na dworze, bo jak wspomniałam, pracowaliśmy w ogrodzie, więc towarzyszyły nam dzielnie, szczególnie Tiguś, który lubi być na dworze ze swoimi człowiekami. Nie widzicie Tigusia? Bo robi kupę w krzakach :-)


Migusia nas po krótkim czasie olała i stwierdziła, że ona to będzie nam pomagać, ale z wewnątrz, z poziomu parapetu. Niestety, na tym poziomie nie udało się jej uwiecznić, więc niech też będzie w krzakach.


A co ma tytuł do opowieści? Ano to, że Tiggy lubi sobie posiedzieć w gabinecie i poczytać, więc często można go tam spotkać. No studiuje chłopak. Myszołóstwo ogrodnicze i ornitologię stosowaną. 



Migusia natomiast ma nażyczonego. Otwieram ci ja drzwi któregoś wieczoru, wpada do domu Migusia, jak zwykle, a za nią powoli czai się Tiguś. Mówię "Tiguniu, chcesz już wejść do domku? to wchodź kochany, wchodź, mamusia ci drzwiczki otworzy" czy takie tam podobne bzdury. Ale ten Tiguś coś za bardzo się czai, a w ogóle to on jakiś dziwny jest... Patrzę dokładnie a tam obcy kot! Miauczy głośno i do domu chce wchodzić za Miguśką. Wrzasnęłam w przerażeniu i zatrzasnęłam drzwi, ale po chwili opanowania i zachęcona przez Migusię, która się oczywiście znowu domagała wyjścia, otworzyłam ponownie, nie pozwoliłam nażyczonemu wejść, sama do niego wyszłam. Chłop zaciekawiony wyszedł również i tak staliśmy przed domem jak dwa doopki żołędne, gadając do obcego kota. Musieliśmy go również pogłaskać, bo się domagał, a jak nie pogłaskać domagającego się kota?. 
Ja się obcych kotów boję, tego też się bałam, ale doszlliśmy do wniosku, że to musi być kot sąsiadów, bo zadbany był, trochę z umaszczenia podobny do Tigusia tylko ze bardziej kudłaty. A ogon to miał taki, że niech się chowają wszystkie kocie ogony, nawet te na sztorc jak szczotka do butelek. No i tak to nastąpiło zapoznanie Migusiowego nażyczonego.
Któren to nażyczony, dnia następnego pojawił się pod oknem o poranku z serenadą dla swej nażyczonej, ale ta go zupełnie olała, uznając że dama odbyć musi odpowiednią ilość drzemek w ciągu doby, żeby piękno swe zachować. 

Nażyczony. Spójrzcie na ogon, większy od całego kota. I to nie jest ogon nastroszony. 


Bliskie spotkanie trzeciego stopnia. Żebyście słyszeli te dźwięki z piekła rodem...



I tak to nażyczony Migusi zapoznał się z jej starszym bratem, po czym odddalił się z milczeniu w stronę płotu, krocząc majestatycznie choć niezbyt dostojnie poprzez zamontowaną na ścianie antenę satelitarną... 
Na koniec powiedziałam do Tigusia*: "Widzisz Tigusiu, i tak to własnie wygląda z drugiej strony..."

* Przypomnę, że rzeczony Tiguś wskakiwał ludziom na parapety, a nawet wchodził do domów przez otwarte okna. Ech...