Ludzie, którzy kupili ode mnie dom, przyszli wczoraj z fachowcem żeby pomierzyć wszystko. Za to, że byłam taka miła i udostępniłam im chałupę do mierzenia, dostałam butelkę białego wina. No i fajnie. Cóż ja miałam począć, chodziłam tylk odyskretnie i się przysłuchiwałam.
Widzieliście kiedyś babę z wizją?
No to ja widziałam.
Widziałam jak stała w mojej kuchni i opowiadała co widzi. Otóż widzi ścianę kuchni przesuniętą o metr w stronę jadalni, a ścianę do salonu wyburzoną, zresztą wszystkie ściany oprócz tej jednej będą wyburzone i powstanie jeden wielki open plan. Z dwumetrową wyspą w miejscu kuchni, koniecznie. Tam gdzie jadalnie, będzie pokój, jak ona to nazwała, odpoczynkowy. Żeby mieli gdzie też wpakować ewentualnych odwiedzających. W miejscu gdzie jest komórka pod schodami, zamierzają zrobić ubikację. Na moje pytanie, czy da się zrobić w tym miejscu ubikację (bo moim zdaniem się nie da), fachowiec z Polski oznajmił, że wszystko się da. No cóż, nie znam się, może i można dziury w betonie kuć przez cały dom żeby rury zainstalować. Góry na razie nie będą robić, kasy nie mają aż tyle. Po kafelki facet jedzie do samiuśkiej Polski. Ja tego nie komentuję, może w Polsce ładniejsze, nie znam się. Może tańsze. Ale transport też kosztuje i to sporo, więc nie wiem jak to się kalkuluje. Wszystko to, z wyburzeniem ścian, poprzestawianiem wszystkiego i zbudowaniem na nowo, razem z wykończeniem, meblami w kuchni i tak dalej, ma zająć im dwa tygodnie! Ja tego nie widzę, ale wizja jest to nie będę rozpraszać.
To cieszy, że ktoś chce coś zrobić taką wielką zmianę, pani mnie już zaprosiła na odwiedziny jak będzie gotowe. Ucieszyła się też z moich roślinek i krzewów owocowych. Będzie mi ich cholernie brakowało...