piątek, 5 sierpnia 2016

Humor na piątek

W związku z rozpoczynającą się dzisiaj Olimpiadą w Rio, dzisiaj w temacie. Misz masz olimpijski, zapraszam!


Otwarcie olimpiady, na mównicę wchodzi Putin:
O, O, O, O, O!
Chwila konsternacji. Nagle asystent mówi:
- Władimirze Władimirowiczu, to symbol olimpijski. Tekst macie niżej...


Znany lekkoatleta przed olimpiadą obłożnie się rozchorował.
- Jest fatalnie - mówi lekarz wyjmując mu spod pachy termometr - 39.5 stopnia.
- A jaki jest rekord świata?


Na olimpiadzie zawody zapaśnicze. Młody obiecujący Polak losuje japońskiego giganta, który słynie ze swojego "precelka" - chwytu nie do pokonania.. Przed walką trener poucza młodziana:
- Rób wszystko aby ci nie założył tego precelka.
Rozpoczyna się walka. Trener uwaznie obserwuje młodzieńca, ten unika jak się tylko da, ale niestety, nagle Japończyk zakłada Polakowi precelka. Trener odwraca głowę nie chcąc widzieć porażki swego podopiecznego, myśląc że już po wszystkim, kiedy naglew słyszy tylko krzyk, a potem...cisza.
Odwraca się z powrotem, patrzy, a tam Polak stoi w triumfie unosząc ramiona a Japończyk leży. Trener pyta po walce:
- Jak to się stało, ty taki niedoświadczony...?
- Ano widzi trener, jak ten Japończyk założył mi tego precelka to nie wiem jak on się ustawił, ale przed oczami zobaczyłem jego jaja, więc nie zastanawiałem się i ugryzłem. ... Mówię panu jakiej człowiek dostaje siły jak się we własne jaja ugryzie...


Męczy mnie już ta olimpiada. Gdybym chciał zobaczyć ludzi, którzy nie mają normalnej pracy, połowę życia spędzają na siłowni i bez przerwy paradują w dresach, pojechałbym sobie do Elbląga.



Młody lekkoatleta - sprinter przygotowuje się do pierwszego w życiu udziału w Olimpiadzie. Na trybunach siedzą jego rodzice i przyjaciele. Gdy rozlega się sygnał do startu, troskliwa mama krzyczy:
- Synku, bądź ostrożny! Nie biegnij za szybko!



No i jakżebym mogła pominąć perełki naszych komentatorów sportowych... Oto wybrane specjalnie dla Was:

Pani Szewińska nie jest już tak świeża w kroku, jak dawniej – Bohdan Tomaszewski
Jadą. Cały peleton, kierownica koło kierownicy, pedał koło pedała. – tenże Tomaszewski
Ten sam o Szozdzie: Cudowne dziecko dwóch pedałów
Ja też kiedyś byłem przeciwny podnoszeniu sztangi przez ciężary – Krzysztof Miklas
Ja z mieszanymi uczuciami podglądam panie – Monika Lechowska
Jak Brzylijczykom zachciało się chcieć grać
Jak państwo widzicie, nic nie widać w tej mgle – Edward Durda
Jeden z zawodników Trynidadu i Tobago ma kłopoty z pachwiną albo z przeponą. Nie mogę dostrzec za co się trzyma – Przemysław Pełka
Jest! Niemka traci głowę! – Jarosław Idzi o pojedynku szpadzistek
Jeszcze trzy ruchy i Włoszka będzie szczęśliwa – Artur Szulc o kajakarce Josefie Idem
Są na drugim miejscu za Włochami i za Polską – o Greczynkach w gimnastyce artystycznej podczas igrzysk w Atenach
Trzeba wybrać: uroda albo sztanga. Pintusewicz wybrała tę drugą ewentualność – Marek Jóźwik
Wszystko w rękach konia – Jan Ciszewski przed decydującym przejazdem Jana Kowalczyka w Moskwie
Zawodnik z numerem siedem to Irlandczyk. Wskazuje na to kolor jego włosów – Andrzej Kopyt
Podziwiam jego skromne warunki fizyczne – Dariusz Szpakowski
Polscy wioślarze zdobyli na igrzyskach dziewięć medali: dziewięć srebrnych, dziewięć brązowych i dwa srebrne" – Artur Szulc

No i cytaty nieśmiertelnego Włodzimierza Szaranowicza:
– Michael Johnson biegnie teraz tak jak podbiega się do autobusu.
– Widzę pewne ożywienie w kroku naszego chodziarza.
– Na razie zajmuje pierwsze miejsce, ale nie jest to dobra pozycja wyjściowa.


A także popisy kamerzystów i operatorów:







Udanego weekendu!








środa, 3 sierpnia 2016

Pracowicie

Propozycja ojca okazała się być najbardziej rzeczowa choć trochę rozłożona w czasie. No ale pośpiech nie zawsze jest najlepszym doradcą, prawda?
No to teraz przyznam się Wam o co mnie tak naprawdę chodzi. Oprócz tego co już napisałam poprzednio. Otóż, niezależnie jak się sytuacja rozwinie, czy on sie wprowadzi do mnie, czy ja do niego, czy wynajmę czy sprzedam, czy kupię, obojętnie co się zrobi to mój dom trzeba odświeżyć. Umyć i przemalować okna. Pomalować klatkę schodową i korytarz, łącznie z drzwiami. Zrobić segregację wszystkich zgromadzonych klamorów, przejrzeć strych i powynosić z niego wszystko. Zmienić roletę w łazience. Wyremontować i przeorganizować pokój po córce. Zrobić generalne porządki wszędzie, nawet w pokoju syna. Uporządkować w końcu kable w telewizorze. Wyczyścić rynny i pozaklejać w nich dziury. Zrobić porządek z zieleniną porastającą chodniki i podjazd. Wymienić nadpsutą kuchenkę elektryczną, bo ma tylko dwa czynne palniki. Dokończyć podłogę w jadalni. Dobrze że garaż już wysprzątałam w zeszłym roku...
Mało???
Od czegoś trzeba zacząć. Zacznę więc... od zebrania białych porzeczek bo już zaczynają przejrzewać. Dwa litry nalewki porzeczkowej już nastawiłam, a resztę wezmę i zamrożę. Będzie na zimę. Czeka mnie jeszcze nalewka z czarnej porzeczki i malin, może jeszcze z lawendy, dla podtrzymania egzotyki.
W sumie to jestem zadowolona z tegorocznych wyrobów, bo już mam nalewkę z szyszek sosnowych (cierpka, dziwna w smaku ale interesująca), z kwiatów mniszka (pyszna, z dodatkiem miodu mniszkowego), nalewkę z melisy, mięty i lubczyku (zmakuje jak lekarstwo i takim chyba jest) i nalewkę z rabarbaru (delikatna, smaczna, lekko słodkawa). Zastanawiam się też nad nalewką z kwiatów nagietka, póki jeszcze są. Zwariowałam naprawdę z tymi nalewkami, kto to będzie pił. Ale może po raz pierwszy uda mi się spróbować malinówki bo kilka razy robiłam po butelce, ale ani jedna nie wytrwała do zaplanowanego czasu konsumpcji, z powodu wcześniejszego zniknięcia z barku. No ale dzieci już w domu nie ma.
A w sumie to sama zadecydowałam wczoraj odstawienie dyskusji o przeprowadzce do przyszłego tygodnia, bo wyjeżdżamy na weekend wspierać przyjaciela, który w celu charytatywnym planuje pokonanie dystansu 100 mil (prawie 161 kilometrów) w 24 godziny. Colin jest chodziarzem amatorem i mimo swych 50 lat nadal startuje czynnie w zawodach. Jego rekord życiowy to 5:48:33 w chodzie na 50 km w maju tego roku. Jestem optymistką bo skoro potrafił przejść 50 kilometrów i to w dodatku w czasie poniżej 6 godzin, to powinien przejść 160 kilometrów w dobę. I powiem Wam, że nie to 160 km przeraża mnie najbardziej a robienie tego przez 24 godziny. Z przerwą jedynie na kibelek. Jeść w trakcie, pić w trakcie, nie spać... Masakra. No ale jedziemy go wspierać, wpieranie ma polegać na byciu tam, dodawaniu otuchy, podawaniu jedzenia i takie tam. Zarejestrowanych jest 56 uczestników marszu głównego plus sztafety 4x25 mil. Jestem bardzo ciekawa, jak to będzie wyglądało.
No i tak to pracowicie u mnie wygląda.



poniedziałek, 1 sierpnia 2016

O rozterkach raz jeszcze

W związku z tym tematem rozterek.
Tak, rzuciłam mimochodem że może byłoby fajnie razem zamieszkać, w końcu już jakiś czas ze sobą jesteśmy, a poza tym on i tak większość czasu spędza u mnie, no i trzeba by w końcu się tak jakoś lepiej poznać, w znaczeniu puszczać sobie kaziki i licytować który bardziej śmierdzi na przykład.
No to tak, to świetny pomysł jest oczywiście, ale jak to usłyszałam to od razu spuściłam gumala i zaczęłam się zabezpieczać, że tak, świetnie, no to fajnie, ale nie musimy o tym teraz rozmawiać, się zastanówmy i kiedyś do tego wrócimy.
No ale z tym chłopem "kiedyś" nabiera zupenie innego znaczenia... Kilka dni zaledwie później została mi przedstawiona ustnie cała koncepcja, czyli co jak gdzie kiedy i dlaczego. No i kilka możliwych scenariuszy, których zwieńczeniem była propozycja zakupu wspólnego domu, tak aby wszyscy byli zadowoleni co do oczekiwań i żeby był po prostu nowy start. Nosz kurcze. Nie powiem, fajna propozycja, ale mnie na chałupę drugą nie stać, a tej sprzedawać nie chcę chociaż jej nienawidzę i mieszkam tu z musu. No dobrze, przemyślimy to, odparłam, ale najpierw zróbmy plan że musimy zrobić plan! I tak ze sprawcy stałam się ofiarą.
Dwa dni później usiedliśmy z brulionem i długopisem i zaczęliśmy robić plan. Opcja po opcji, korzyści i negatywy, szanse i zagrożenia. Analiza SWOT. Wyszło że najlepsza opcja to faktycznie kupić dom. Nie już, nie teraz, ale nie w zbyt dalekiej przyszłości bo lata swoje mamy a na późniejszą starość to mi się dopiero nie będzie chciało przeprowadzać.
Powiem Wam w zaufaniu że mnie się już nie chce. Ja chcę w końcu stabilizacji i spokoju, chcę się oddawać przyjemnościom i żyć bez problemów. Zagwozdkę wielką czyni jednak ta druga osoba. Nie w znaczeniu że osoba kreuje problem, ale w znaczeniu czy nie lepiej jednak samemu. No bo tak, jak jestem solo to jem za swoje, żyję za swoje, robię co chcę i kiedy chcę bez oglądania się na kogoś. A z kimś? To już się trzeba dzielić, jedzenie gotować dla dwojga, prania dwa razy tyle a męskie gacie jednak więcej ważą niż koronkowe stringi więc ze cztery razy tyle tego prania będzie. No i martwić się trzeba jak się spóźnia na kolację bo stoi w korku na przykład. I się już człowiek nie uchleje jak świnia do porzygu, żeby potem rzucić się w ubraniu na łóżko i wstać następnego dnia z kacem i i rozmazanym makijażem, no bo po prostu nie wypada (czytaj: butelkę na dwa trzeba będzie dzielić). I w ogóle to już raz strasznie podpadł, bo do roboty miał wcześniej a ja budzika nie przestawiłam więc się zerwał rano i poleciał do pracy, a kotów mi nie nakarmił, przez co musiałam tylko dwie drzemki sobie zrobić  na ajfonie a nie trzy jak zazwyczaj. No skandal normalnie.
No ale do rzeczy bo się rozgadałam na zupełnie niepotrzebne tematy.
No właśnie. Rozterki. Zachowuję się jak typowa baba, która mówi "nie" a myśli "tak". Po wielu rozmowach i rzetelnym samozastanowieniu się doszłam do wniosku że ja po prostu boję się kolejnej przeprowadzki. Pakowania. Segregowania. Decydowania co zostawić a co wyrzucić. Trudno mi przyjąć do wiadomości że nie będę z tym wszystkim przecież sama. Czas chyba powoli zacząć zmieniać tok myślenia.
Słyszałam jak wieczorem gadał na Skypie ze swoim ojcem. Coś tam próbował mi potem tłumaczyć, że ojciec ma jeszcze inną propozycję (kurcze, a myślałam że wyczerpaliśmy wszystkie pomysły), chyba nawet pochwaliłam, a potem kazałam powtórzyć bo nie dosłyszałam, po czym pochwaliłam jeszcze raz, ale za ruskie pierogi dzisiaj nie jestem w stanie sobie przypomnieć o czym była mowa!
Tak to jest jak się mówi do śpiącego...