piątek, 30 listopada 2012

Beczka niezgody

Coś mi ostatnio na łeb upadło. Niby powinnam być wdzięczna, niby się cieszyć ale jak sobie pomyślę to mnie... krew zalewa. O, właśnie to mnie zalewa, nic innego. A było to tak.
Teściowie postanowili obdarować nas beczką kapusty kiszonej. No jak za darmo to czemu nie? Ale nie, okazało się że za kapustę to musimy sobie zapłacić, to znaczy za transport z Polski, beczka, kapusta i cała robocizna gratis. Za tyle samo to tutaj też sobie te 30 kilo gotowej w słoikach kupię, ale co swoje to swoje. Chcieli, narobili się, niech im tam będzie. Zrobili dwie takie beczki, jedną dla nad, drugą dla swojego dziecięcia drugiego które niedaleko od nas mieszka. Dodatkowo poszła paczka, pół na pół, bo przecież prezenty i jednemu dziecku i drugiemu trzeba wysłać. Po równo, chociaż u nas cztery osoby a u nich trzy. Zawsze się wkurzam na te ich równe podziały, ale niech se mają, darowanemu koniowi... i tak dalej.
Transport własnoręcznie załatwiłam, wydzwaniałam jeszcze później pytać kiedy jak i co, w końcu kurier przesyłkę zabrał i zadzwonił że będzie za kilka godzin u nas w domu. Bo to miało być dostarczone do nas, bo my mamy garaż w razie czego i można kapuchę przechować, a oni (tamci drudzy) garażu nie mają tylko małe mieszkanko i ciężko tak dwie beczki kapuchy w cieple trzymać. Ale nie nie nie, nie ma tak dobrze bo się siostrusia mężusia jakimś psim swędem zwiedziała i zadzwoniła (!) do kuriera żeby przywiózł to do nich bo i tak ma bliżej. Kurier nie w ciemię bity, ma adres to ma, ale skontaktował się z małżonkiem moim i ustalili że pojedzie do niej. I w tym momencie szlag mnie trafił po raz pierwszy.
Bo taka sama droga od nas do nich i z powrotem, ale się jeszcze nigdy nie zdarzyło żeby oni po coś sobie przyjechali. Mieli przyjechac tym razem, ale cóż, tradycji stało się zadość i to mój mąż zapierniczał jak durny po swoją przesyłkę, na którą specjalnie czekaliśmy w domu. Cóż, mąż mój dobry chłopina jest i zawsze robi wszystkim dobrze, ale dla mnie miarka się przebrała bo to dla mnie się nazywa WYKORZYSTANIE. Bo ta siostra jego robi sobie i tak wszystko po swojemu, pomimo wcześniejszych ustaleń. A innych czas i pieniądze się nie liczą. Ale nic to, pojechał, przywiózł.
Otworzył pudełko, otworzył beczkę z kapustą. I tu trafił mnie szlag drugi raz. Bo w beczkę z kapustą, za którą płaciłam ciężkie pieniądze, włożone było z pięć kilo kiełbasy i trzy litrowe słoiki w powidłami. Super, kiełbaska dobra, przyda się, powidełka śliwkowe też, ale to miało być w paczce a nie w beczce. Umawialiśmy się że płacimy za kapustę, czy nie?
Otworzyliśmy beczkę, spróbowali kapustę, dobra. Ale - w celu odciążenia beczki, pewnie żeby wsadzić tam te durne kiełbasy, wyciśnięto z niej cały sok. I jak przechowywać kapustę kiszoną bez soku, no jak? I szlag mnie trafił po raz trzeci. Bo skoro wspólne pudełko z prezentami dla nas i siostry męża miało ważyć dwadzieścia pięć kilogramów, bo za tyle się płaci i koniec, a on do domu przywiózł może pięć, to co było w paczce, ja się pytam? Miało być po równo do cholery czy nie? Nie dziwię się że tak skakała żeby ta przesyłka przyszła do niej. Może jestem zołza, nawet na pewno jestem nią, ale mój świat poukładany jest bardzo prosto i logicznie, i na żadne zakrętasy-zawijasy i kombinowanie nie ma u mnie miejsca. Jak ktoś mi mówi A to ja oczekuję tego A a nie C czy E czy jeszcze coś innego. Ech, nerwa mam i tyle. Najgorzej się, widzę, na spółkach wychodzi. Powinnam być wdzięczna, a nie jestem. Mam gdzieś takie prezenty. Naprawdę. Chyba się upiję dziś, ale nie za bardzo bo z Migusią jutro rano do szczepienia jechać muszę.
Do męża się nie odzywam. Ech, życie...

czwartek, 29 listopada 2012

Miłości nie ma

Minęło dwanaście dni odkąd wzięłam Migusię.
Tylko dwanaście dni a wydaje się jakby była z nami od zawsze. Zdążyła już się przeziębić, uderzyć w oczko tak że dwa dni miała przymknięte, cholera wie czy sama się gdzieś walnęła, czy Tiguś ją walnął, całkiem możliwe że się sama drapnęła myjąc buźkę, bo zdarza się jej nie wciągnąć pazurków. Już chciałam z nią jechać do weta, ale nie było ropnej wydzieliny, tylko łezki, więc postanowiłam poczekać jeszcze jeden dzień, przemywałam tylko rumiankiem, a jak mnie nie było to córka przemywała, i na szczęście przeszło. Z Tigusiem też kiedyś mieliśmy to samo, ale on się chyba palnął gaęzią w oko jak łaził po drzewie a raczej krzaku. Przerobiliśmy już z Malutką rzadkie kupki, topienie się w kibelku, spadnięcie z krzesła i tysiąc innych bardziej-i-mniej-ważnych maluśkich wydarzeń, które wypełniają nam dnie, a szczególnie długie wieczory.
Migusia to wulkan energii, jak to dziecko, nie chodzi a biega, skacze i dokazuje. Poluje na wszystko co się rusza i co według niej mogłoby sie poruszać gdyby się tylko dało odpowiednio uderzyć łapką. Wszędzie wlezie, wszystko sprawdzi, wszystkiego dotknie, czasami się przestraszy aż podskoczy, wrzaśnie i zrobi ogonek w maleńką szczoteczkę do butelek.
Martwi mnie tylko że pomiędzy kotami nie ma jeszcze jakiejś wyraźnej miłości. Trudno powiedzieć jakie są ich relacje, a może ja się po prostu jeszcze na kotach nie znam. Nigdy przecież nie miałam więcej niż jednego kota, prawda? Wygląda to najczęściej tak, że Tiguś śpi w swoim ulubionym hamaczku na drzewie, a Migusia bawi się, biega, szaleje. Jak jej się znudzi albo sobie przypomni, biegnie do Tigusia i go zaczepia. Ten otwiera oko, szykuje łapę z góry żeby jej przyłatać profilaktycznie, ale najczęściej się nie udaje, bo kot rozespany a Migusia za szybka. Kiedy Tiguś się już w końcu wyśpi, a śpi długo, przecież jest bardzo zmęczony po zmierzchowo-porannych wędrówkach nie wiadomo gdzie, zaszczyca nas swą obecnością i po prostu ... jest! Bardzo rzadko się bawi odkąd jest Malutka, ale za to ta jak go zobaczy "na chodzie", zaczyna go zaczepiać, chodzić za nim krok w krok, polować na jego ogon, chociaż jeszcze się na niego jawnie nie rzuciła. Za to Tiguś na nią owszem, z zębami, z łapami, niekiedy wygląda to groźnie, ale Mała nie krzyczy to i my nie reagujemy. Tiggy ją po prostu uderza, karci i odchodzi. A Mała za nim. I tak w kółko. Wczoraj próbował na nią polować, on po jednej stronie pufy, ona po drugiej. Tiggy długo szykował się do skoku, w końcu skoczył i... się zdziwił, bo Migusi tam już nie było. Ona porusza się z prędkością światła! Mina kota - bezcenna!
Tak więc koty jedzą razem, śpią obok siebie, nie tak bardzo obok siebie, o nie, tamto w poprzednim poście to było zdarzenie wyjątkowe. Wąchają się, witają, nie muszę ich izolować, zostawiam ich razem w domu samych czasami, ale jakiejś wyraźnej miłości nie ma. Ach niecierpliwa jestem po prostu. Kiedy one zaczną się lizać?

Oto jak śpią moje koty

poniedziałek, 26 listopada 2012

To niech będzie Migawka.

Oglądaliśmy sobie wczoraj spokojnie X-factora, kiedy wkroczył mąż w kocięciem na ręku i ogłosił: Panie i Panowie (tu zwrócił swe spojrzenie ku drzemiącemu kotu), chciałem Państwu ogłosić że właśnie wymyśliłem imię dla kotka. Czy wiecie Państwo jak działa aparat fotograficzny? - tu nastąpił skrótowy opis działania aparatu fotograficznego.
Czy wiecie co to jest migawka? - tu nastąpiło krótkie wyjaśnienie zasady działania migawki. Po czym rozpoczęła się zasadnicza część prezentacji.
Jak Państwo również wszyscy wiecie, mamy w domu kogoś kto jest prawie czarny, więc przy przygaszonym świetle zupełnie go nie widać, szczególnie w salonie na sofie, przy sofie, za sofą lub w jakimś innym kącie. W dodatku ten ktoś pojawia się i znika, jest i nagle go nie ma, patrzysz na niego, mrugniesz a on znika, aby pojawić się w tej samej chwili w innym miejscu, a czasami w tym samym. Potrafi poruszać się z prędkością światła, a niedoskonałe przecież ludzkie oko nie jest w stanie zarejestrować ani błysku ani trajektorii. W związku z powyższym uznałem że wszystkie powyższe fakty przemawiają za nadaniem kocięciu tego osobliwego imienia - Panie i Panowie, przedstawiam Państwu... Migawkę. Migawka, w skrócie Miggy - Miggy i Tiggy!
Wszyscy łącznie z kotem popatrzyliśmy po sobie oczyma wielkimi ze zdumienia.
Oczekując aplauzu mąż uwolnił kocię z objęć swych, a ono oczywiście lotem błyskawicy zniknęło by pojawić się za chwilę w innym miejscu.
No to już niech będzie ta Migawka.

Uważny wzrok Tigusia - jemu też Migawka pojawia się i znika

Pojawia się czasami w kuchni na krześle 

ale zamiast zniknąć czeka

aż pojawi się coś na talerzu. Bo też by chciała...

Niedługo będę duuuza, wieksza niz to wielkie zelasko :-)

I sypciej wejde do ubikacji!


A jesce tydzień temu byłam taaaaka maleńka!

I nawet nie umiałam wciągać pazurków. 

 A teraz jestem juz więksejsa i bardzo lubię spać na moim wielkim bracisku.

O tak......