piątek, 20 lipca 2018

Moje róże

Kiedy w końcu wyremontowaliśmy to co nazywamy ogrodem, zakupiłam siedem róż z gołym korzeniem. Był koniec kwietnia, nie bardzo wierzyłam, że coś z nich będzie jeszcze w tym roku. Jak wyjeżdżaliśmy w podróż poślubną, jeszcze były pustymi badylami. Po powrocie okazało się, że wszystkie wypuściły pąki, ale trzy z nich zaczęły usychać, bo były prawdopodobnie nie dość głęboko wsadzone. Przesadziliśmy, ale dwie z nich jeszcze nie odbiły, być może muszą przechorować, być może uschną już do końca. Ale reszta zaskoczyła mnie ogromnie, szczególnie jedna, która wyglądała najbardziej marnie.
Oto moje młodziutkie róże, tydzień po tygodniu:

Żółta - Sunblest. Dwa tygodnie temu



Tydzień temu:


Wczoraj:


Czerwona - Rubby Wedding. Dwa tygodnie temu:



Tydzień temu:


Kilka dni temu:



Wczoraj: 


Ta powinna być pomarańczowa - Lovers Meeting. Nie sądzę, żeby to była właśnie ta róża, ale i tak jest ładna. Co z niej będzie później, zobaczymy. Dwa tygodnie temu:


Tydzień temu (wczoraj już opadła):


I ostatnia, najpiękniejsza. W sumie nie wiem, jaki ma kolor, ciemny,aksamitny czarno-czerwony  na początku, w miarę dojrzewania jaśnieje przechodząc w głęboką ciemną czerwień. Nazywa się Black Baccara i to jest ta, o której mówiłam na początku, bo była najmarniejsza, a jednak już zdążyła uroczyć nas największą ilością kwiatów. 

Dwa tygodnie temu:


Tydzień temu:











Wczoraj:




Lawendowa Blue Moon i biała Pascali są na razie biedne, być może jeszcze odżyją. Czerwona Wendy Cussons ma marne szanse, ale też w nią wierzę. Kocham moje róże :-)

czwartek, 19 lipca 2018

O Kindlu

Nic nie pisałam od tygodnia. Nie żebym tematów nie miała, tylko tym razem naprawdę byłam zajęta bardzo i w pracy i poza nią. No bo to dziecka urodziny miały, a potem na wakacje trzeba je było wyprawić, a i mecze trzeba było skończyć oglądać. No i Amazon w poniedziałek zrobił sobie Dzień Wielkiej Sprzedaży i można było kupić towar w bardzo, ale to bardzo atrakcyjnej cenie. Więc oprócz innych Wielce Przydatnych Na Codzień Rzeczy, jak drugie Echo czy Fire Stick do drugiego telewizora, zakupiłam sobie, tylko dla siebie, na wyłączny użytek własny, KINDLA!!!!! Ze śliczniusią okładką :-)

Już we wtorek kurier przyniósł śliczne pudełko:



A w pudełku mój nowiutki pachnący Kindel :-) (nie poprawiać!)


Otoczony pieczołowicie folijką zwaną przeze mnie kondonem


A tak wyglądałą zawartość pudełka:


Wyjęłam Kindelka z kondona...


...zapakowałam w magnetyczną okładeczkę...


...i włączyłam...


...ładuje się...


A jak się już odpalił to najpierw musiałam wyjść z szoku pourazowego. Bowiem dotychczasowe czytniki miałam w rozdzielczości HD, kolorowe i błyszczące, ale nie dało się tego cholerstwa czytać na zewnątrz bo po prostu nic nie widać. No a to dla mnie wielki problem bo ja lubię czytać sobie w ogrodzie na ławeczce. Albo na plaży. Z dotychczasowym mogłam o tym zapomnieć. A teraz - oczywiście jak wyszłam z szoku - mogę sobie czytać wszędzie, i na kibelku, i w lesie, i w samochodzie, i w łóżku, i na plaży, i w samolocie, w słońcu i w ciemności. Dwa dni zajęło mi przenoszenie wszystkich książek na to ustrojstwo i dalej nie wiem czy robię to dobrze. W chwilach wolnych układam sobie te książki w bibliotece. A potem sobie czytam to co zaczęłam. Jakoś dłużej mi schodzi z tą całą technologią w obecnych czasach. Dochodzę do wniosku, że jestem jednak Metuzalem. 


czwartek, 12 lipca 2018

O bólach głowy

Kiedyś miałam migreny. Straszne migreny, z aurą i tym wszystkim, co tam migrenowcy mają. Lata to trwało, aż kiedyś, jakieś dziesięć lat temu, a może i dawniej, zdiagnozowano u mnie niedoczynność tarczycy. Wraz z przyjmowaniem leków i uregulowaniem hormonów, a może też z wiekiem (?) podwyższyło mi się ciśnienie krwi i z nieboszczyka stałam się normalnym człowiekiem. Z tym wszystkim minęły mi również migreny. 
Nie miałam tego cholerstwa przez lata całe, głowa bolała mnie bardzo sporadycznie, zazwyczaj po hucznej balandze. Od jakiegoś czasu więc nie piję "hucznie", ot dla rozrywki od czasu do czasu, ostatnio sobie pofolgowałam w kwietniu przy pożegnianiu mojego szefa i mocno to odchorowałam, więc dziękuję, wolę nie. Ale zauważyłam, że od jakiegoś czasu nie mogę się jakoś porządnie wyspać, rano poduszka jest wymiętolona a ja obolała. W ciągu dnia ból głowy się nasilał, wieczorami Chłop dzielnie masował, często ból był tak silny, że musiałam brać paracetamol i ibuprofen (bo jedno na mnie nie działa), a ja miałam już dość wszystkiego. Bóle wszelakie ustały na Malediwach, więc uznałam, że to stres i przemęczenie widocznie było. Ale po powrocie do domu wszystko wróciło. Zaczęłam szukać po internetach. Odkryłam, że to przez... poduszkę. 
Jestem osobą śpiącą na boku, a czasami na brzuchu. Lubię poduszki miękkie i nie za wysokie. Mam dobre, drogie poduszki z puchu gęsiego, mięciutkie i nie za wysoki, czyli takie jakie lubię. A jednak, codziennie rano poduszka wygląda jak wałek. Czyli nieświadomie dostosowuję ją sobie do pozycji bo mi po prostu się źle leży. Znalazłam, że najlepiej powinnam mieć poduszke z memory foam (nie wiem jak to jest po polsku), czyli takiej pianki, która się ugniata do pozycji ciała a potem wraca na swoje miejsce. Chłop wyciągnął więc z czeluści poduszke memory foam, żebym sobie spróbowała. Owszem, dwie noce przespałam, głównie na plecach. Uznałam, że to nie to, bo za wysoka jednak. Szukałam dalej. I w końcu znalazłam takie coś:



Nazywa się Memory Foam Bamboo Pillow, czyli poduszka piankowa z bambusem.


Droga, ale postanowiłam spróbować, szczególnie, że producent daje dziesięć lat grawancji i 30 dni okresu próbnego, w ciągu którego mogę zwrócić poduszkę, jeśli nie będzie mi pasowała. Zamówiłam sobie na Amazonie i tadam! Przyszła!


Tak wygląda bez poszewki. Jak zwykła poduszka. 


Poduszka jest z pianki elastycznej, a poszewka jest z włókna bambusowego, które bardzo lubię, bo jest mięciutkie i delikatne, a przy tym przyjemne w dotyku i nie przegrzewa się. Od lat kupuję skarpetki i koszulki z bambusa i bardzo sobie chwalę. Poza tym poszewka ma wzór pandy w górnym rogu :-)


A co najważniejsze, poduszka jest nie za wysoka, niebywale miękka ale bardzo elastyczna, kiedy położyłam na niej głowę po raz pierwszy, czułam się, jakbym zanurzała się w chmurze. Bardzo duża różnica w porównianiu do poprzedniej poduszki memory foam, którą próbowąłam.
Mam ją dopiero tydzień, więc jeszcze nie przesądzam. Ale od tygodnia nie miałam żadnego bólu głowy, czy karku, czy szyi.  Na razie jestem zachwycona.

To zdumiewające, jak wiele zależy od głupiej poduszki.

P.S. NIE JEST TO POST SPONSOROWANY. Napisałam to żeby zwrócić uwagę na to, jak ważny jest dobry sen i właściwa pozycja :-)