wtorek, 1 maja 2018

Jest moc!

Wstałam bardzo wcześnie rano, bo spotkanie z dochtorem miałam wyznaczone na ósmą skoro świt. Zeszłam na dół napełnić na wpół żywe z głodu zwłoki Tigusia, normalnie to obowiązek Chłopa, ale co tam, i tak schodzę to napełnię miski. Potem się trochę ogarnęłam i zeszłąm ponownie w celu spożycia czegoś na pusty żołądek, i wtedy usłyszałam jakieś zawodzenie. Słucham i słucham, jakby pies cicho skomlał. Sąsiad psy wypuścił do ogrodu, myślę, to se czemuś skomlą. Tylko dlaczego tak wyją jak wilk do księżyca ciemną nocą. Patrzę ja na klapke kocią, a tam łeb pręgowany. No to otwieram, żeby Tigusia wpuścić do środka, bo on ma takie zagrania, że jak człowiek w kuchni jest to on nie wejdzie tylko stoi i czeka aż mu otworzyć, hrabia jeden. Otwieram więc, a tam jeden długi przeciągły jęk z paszczy zakończonej wielkim puszystym ogonem bezceremonialnie pcha się do chałupy. Tiggy Dwa nas nawiedził z samego rana. Oczywiście nie wpuściłam, ale wyszłam, pogłaskałam i kazałam iść do domu. Oczywiście posłuchał :-))) A potem przyszła Migusia i wyszła przed dom. I tak sobie zasiadła na progu i siedziała, siedziała, siedziała, a Tiggy Dwa sobie na nią patrzył i patrzył i patrzył z bezpiecznej odległości, po czym wskoczył na płot i tyle go widzieli. Migusia została na posterunku, a ja udałam się do dochtorów, którzy mnie pooglądali, podotykali i dali parę dobrych rad. W stylu:
- A ten spray do nosa, który miałaś przepisany, to używałaś?
- No jasne że używałam, całe dwa tygodnie, ale nie działało to przestałam.
- A skąd go miałaś? Kupiłaś sobie sama w aptece?
- Ależ skąd, przecież receptę mam, od was.
- Hm.... a kiedy tę receptę zrealizowałaś?
- Nie pamiętam, ale jakoś tak w zeszłym roku. No ale używałam kiedy było potrzebne, tylko nie działało. Może ja jakoś źle go używam, czy coś?
- Hmmmm..... Bo tu w systemie jest, że ostatnio ten spray dostałaś w marcu 2017 roku. I na nim jest napisane, że należy wyrzucić po roku od otwarcia.
- Eeeeee, no to ja się nie dziwię, że nie działał.

Jakoś doszliśmy do porozumienia. Jest nowy spray do tych moich durnych zatok, ale jest też antybiotyk, który powinien zacząć działać dość szybko. No to jesteśmy na dobrej drodze. 


poniedziałek, 30 kwietnia 2018

Oby przetrwać

Moje życie zmieniło się z radosnego i pełnego uroków w nędzną wegetację mającą na celu przetrwanie do dnia jutrzejszego. Moja choroba, jak było do przewidzenia, przybrała oczekiwany obrót, bo tak jest kurna zawsze, jeszcze nigdy mi się nie zdarzyło mieć przeziębienia, które nie skończyłoby sie zapaleniem zatok. Inaczej z grypą czy innym poważnym wirusem, jak przylazł tak wyłazi, ale zwykłe przeziębienie u mnie zawsze kończy się antybiotykiem. Na szczęście dzieje sie to tak rzadko, że nigdy nie pamiętam. I zawsze, kurde, zawsze mam nadzieję że jednak przejdzie, że się wyczyści. I zawsze się rozczarowuję. No cóż, idę jutro do lekarza i będę przekonywać że antybiotyk jest mi konieczny. Zresztą, nigdy nie musiałam długo przekonywać, wystarczyło im popatrzeć na objawy. Czy naprawdę musi mnie to wszystko spotykać i to właśnie dokładnie teraz??

piątek, 27 kwietnia 2018

Humor piątkowy

Ponieważ jakoś tak drętwo się ostatnio zrobiło, dzisiaj na poluźnienie majtek taki sobie misz masz, trochę o tym trochę o tamtym, a w szczególności o facetach. Zapraszam :-)


*****
Reklama TV
Facet kładzie zegarek na ziemi, przejeżdża po nim rower. Facet podnosi zegarek, pokazuje - zegarek jest w stanie idealnym. Głos zza kadru: "To jest zegarek firmy Sony".
Facet kładzie zegarek na szosę, przejeżdża po nim ciężarówka, facet podnosi zegarek - nie ma na nim nawet drobnej rysy. Głos zza kadru: "To jest zegarek firmy Sony".
Facet kładzie zegarek na torze kolejowym, przejeżdża po nim pociąg, facet go podnosi - zegarek jak nowy. Głos zza kadru: "To jest zegarek firmy Sony".
Facet kładzie zegarek na kamieniu i wali młotkiem. Zegarek rozsypuje się w drobny mak. Głos zza kadru: "To jest młotek firmy Bosch".



*****
Wchodzi facet do baru i pyta:
- Czy ktoś może zgubił spory rulon pieniędzy owinięty gumką recepturką?
Jeden z klientów podchodzi do niego i mówi:
- Ja, ja! To moje!
- Masz, znalazłem gumkę.



*****
Facet obudził się obok brzydkiej laski, którą wyrwał wczoraj w klubie. Otwiera oczy i mówi:
- Pewnie umierasz z głodu. Masz ochotę wyjść i zjeść coś na mieście?
- Bardzo chętnie!
- OK, tylko nie zapomnij zamknąć za sobą drzwi.


*****
Kieszonkowiec Jankiel wstąpił do synagogi pomodlić się. Z przyzwyczajenia jednak ukradł rabinowi zegarek.
- Powiedz mi, Jankielu - zagadnął go rabin - Coś tam ostatnio nagrzeszył?
- Ukradłem zegarek dobremu człowiekowi. Chcesz, rabbi, to ci go oddam.
- Nie. Trzeba go zwrócić temu, do kogo należy.
- A jeśli on go nie chce?
- W takim wypadku zachowaj go i już się tym nie przejmuj.



*****
Do sklepu ze starociami w Jerozolimie wszedł turysta, rozejrzał się - same rupiecie bez wartości, zbiera się do wyjścia, patrzy, a tu przy drzwiach siedzi kotek i pije mleczko z miseczki. A ta miseczka - facet oczom nie wierzy - porcelana z epoki dynastii Ming!
- Wie pan co - mówi do sprzedawcy. - Ten kotek przypadł mi do serca na pierwszy rzut oka, niech mi pan go sprzeda! Dam za niego dziesięć szekli.
- Nie mam mowy! - powiada sprzedawca. - To ulubiony kotek moich wnucząt, nie jest na sprzedaż.
- Ale ja samotny jestem, a kotek - o, widzi pan - łasi się! - od razu mnie polubił. 50 szekli dam.
- Wykluczone, wnuczęta by się zapłakały.
Turysta jednak nie odpuścił, w końcu kot poszedł za tysiąc szekli.
Gość wziął kota pod pachę, zmierza do wyjścia, ale w ostatniej chwili zatrzymuje się i powiada:
- Wygląda na to, że kotek jest przywiązany do swojej miseczki. Pewnie by mu było za nią tęskno. Chciałbym ją kupić - dziesięć szekli dam.
- A nie, nie! - mówi sprzedawca. - Miseczka jest z epoki Ming i jest warta dwa miliony dolarów... A takich kotów po tysiąc szekli to ja już osiemdziesiąt sprzedałem.


*****
Rabinowicz mówi do Sary:
- Tak sobie myślę... Jestem starszy od ciebie i prawdopodobnie umrę pierwszy. Porozpaczasz trochę dla picu, a kiedy już to będzie przyzwoite, poślubisz Mosze. Mój grób będzie zarastał chwastami, a ty szybko o mnie zapomnisz. Następnie zrujnujesz mój interes i sprzedasz go za grosze. A potem polecicie do Stanów i będziecie żyć z reszty moich pieniędzy.
Sara:
- Oj, nie fantazjuj. Najpierw umrzyj, a potem zobaczymy.


*****
Icek przychodzi do rabina.
- Rabbi, mam straszny problem z moją żoną, wszystkie pieniądze przepuszcza...
- To nie dawaj jej pieniędzy.
- Rabbi, tak będzie jeszcze gorzej, wtedy będzie cały dzień narzekać i lamentować...
- To dawaj jej tylko tyle pieniędzy, ile potrzebuje na codzienne sprawunki.
- Rabbi, ale wtedy ona wyda je na stroje, a dzieci głodne będą chodzić...
- To wiesz ty co, Icek? Przechrzcij się.
Żyd zaskoczony.
- I to pomoże?!
- Nie, ale będziesz zawracał głowę księdzu, nie mnie.


*****
Generał dowiedział się, że co noc żołnierze chodzą na dziewczyny. Postanowił to sprawdzić. Poczekał aż się ściemni, wszedł do baraku, a tam pusto. Usiadł więc i czeka. Nagle wchodzi szeregowiec, patrzy na generała i zaczyna się tłumaczyć:
- Byłem z dziewczyną na randce no i jakoś tak nam czas zleciał... Randka się skończyła, a ja pobiegłem na autobus, ale mi uciekł, złapałem autostopa, ale auto po drodze się zepsuło, więc udałem się do wsi i kupiłem konia, ale ten padł na drodze, dlatego przybiegłem ile sił w nogach z powrotem do koszar.
Generał mu nie uwierzył, ale rozumiejąc młodego chłopaka, nie nałożył na niego żadnej kary.
Wbiega drugi szeregowiec, tłumaczy się w ten sam sposób.
Potem trzeci, czwarty, piąty - wszyscy tłumaczą się tak samo. Nagle wbiega szósty szeregowiec i zaczyna się tłumaczyć:
- Byłem z dziewczyną na randce no i jakoś tak nam czas zleciał... Randka się skończyła, a ja pobiegłem na autobus, ale ten mi uciekł, złapałem autostopa i...
- I auto się zepsuło?
- Nie, droga była zawalona martwymi końmi, nie dało się przejechać.


*****
Moją żonę poparzyła meduza.
- Ałć, boli! Szybko, nasikaj na to, nasikaj! - woła do mnie ukochana.
Nie wiem, jak niby ma to pomóc, ale ch*j tam, niech będzie. Sikam na meduzę i krzyczę:
- A masz, glucie! To cię oduczy!



Wesołego weekendu!