Pisałam już, że bukiet na ślub swój własny chcę wykonać własnoręcznie. Pooglądałam parę filmików na youtube więc, zakupiłam potrzebne akcesorium w postaci srebrnej wstążki i nakazałam Chłopu dostawę tanich kwiatków w celu dokonania praktyk.
Kwiatki zostały dostarczone w okolicach Walentynek, jeden normalny bukiet z kwiatów mieszanych, a potem pokazywany już bukiet czerwonych róż. No i te róże właśnie zostały przeznaczone na wykonanie próby.
Zgodnie z instruktażem, pousuwałam wszystkie liście i te zielone listki pod samą róża, i zaczęłam układać. W międzyczasie wpadłam na pomysł dokoptowania trzech białych róż z poprzedniego bukietu, ale jedna się rozpadła i zostały mi dwie, nie za piękne już bo trochę przywiędłe, ale przecież to tylko praktyka, co nie? I tak układałam po trzy kwiatki, sklejałam je taśmą klejącą, dokładałam, sklejałam, potem to wszystko rozkleiłam w cholerę bo mi się nie podobało, a na końcu powtórzyłam wszystko jeszcze raz. Trochę łyso było z samymi kwiatami, więc podokładałam pod spodem pousuwane wcześniej zielone liście. Pookręcałam to zielone na dole starą złotą wstążką, pozczepiałam szpilkami, jak doradzano w instruktażach, poucinałam łodygi i powstało coś takiego:
Mój ślubny bukiet będzie wykonany z innych róż, raczej kremowych chyba że ładniejsze będą różowe. I będzie ich trochę więcej i dodam do nich gipsówkę i być może jeszcze jakies inne kwiatki, zobaczę co będzie na stanie w maju. A pomiędzy kwiatki tu i ówdzie powkładam srebrne i niebieskie duperełki, żeby pasowało mi do pana młodego. No i wstążka będzie srebrna. Piknie będzie :-)
Niesiona na skrzydłach weny, skonstruowałam jeszcze od dawna planowany obrazek.
Ususzyłam swego czasu pięć małych róż. Zrobiłam to w taki sposób, żeby wyglądały naturalnie i nie były ściśnięte. Głowami w dół oczywiście, ale dodatkowo poobwijałam każdą główkę i każdy listek nitką, tak aby nadać im ostateczny kształt. Najtrudniejszy był dobór właściwej ramki, bo musiała być głęboka i tak zwana trójwymiarowa. To, co widzicie, to ramka z Ikei, głęboka na dwa centymetry. Róże są przyklejone (nie pytajcie jak, he he!) do kremowej grubej kartki umiejscowionej z tyłu, a z przodu jest biała kartonowa ramka umieszczona tuż pod szybką.
Może i nie wygląda na zdjęciu, ale jest to w pełni trójwymiarowy obrazek mojego własnego dzieła, który przyozdabia moją sypialnię. Jako że dzieło "na próbę" okazało się sukcesem, pozostałe zasuszone różyczki czekają na swoją kolej, aż pójdę znowu do Ikei i zakupię taką samą ramkę.
A bukiet stoi już szósty dzień i ani myśli zwiędnąć. A ja głupia myślałam, że płatki opadną już następnego dnia. Widocznie nagość służy również różom :-)