Wszyscy wiedzieli, że będzie padać. Tak zwany Orange Warning (Pomarańczowy Alert Pogodowy) trąbiono już od niedzieli. Zaczęło sypać w nocy z poniedziałku na wtorek. Oczywiście miałam złą noc, bo jak śnieg pada to wiadomo, samochód trzeba odśnieżyć, ślisko na drodze, trzeba podwójnie uważać i dojazd do pracy trwa dwa razy dłużej. Więc bardzo źle spałam myśląc o tym wszystkim, ale się przygotowałam! Rano założyłam grube skarpetki i do bagażnika wrzuciłam małą miotełkę. Odmiecenie i przeskrobanie szyb zajęło mi niewielką chwilę, bo szron nie był zbyt mocny, natomiast wyjazd z mojej dzielnicy zajął mi z dziesięć minut, bo durne mamuśki oczywiście ruszyły do szkoły z dzieciorami w tym samym czasie i zablokowały drogę wyjazdową z osiedla. Bo przecież nie wysadzi taka jedna z drugą dzieciaka przy szkole, tylko zostawi samochód na środku ulicy, na zakazie parkowania, na pasach, gdziekolwiek, bo musi odprowadzić pod samą bramę i żeby tylko odprowadziła, nie, jeszcze musi sobie podyskutować z inną nawiedzoną mamusią o tym, jaka do dupy pogoda dzisiaj. Bo oczywiście one nie pracują to nikt do pracy się śpieszyć nie musi. No ale. Jak już mi się udało wyjechać na drogę główną to było OK, wszystko posypane, odśnieżone, z wyjątkiem małych dróg osiedlowych i parkingów wszystko czarne. Śnieg sypał ostro, ale raczej się topił na posypanej solą nawierzchni. I nawet znalazłam miejsce na parkingu pracowym, juhu!
Około południa szef wsadził głowę w drzwi i powiedział, żeby jechać do domu wcześniej jakby co bo będzie padać. Pięć minut przed piątą Stefka wyjrzała przez okno i zaniemówiła. "To nie jest Edynburski śnieg" - powiedziała grobowym tonem - "to jest jakaś akopaliksa (nie poprawiać!), lepiej się zbieraj" No to się zebrałam, po czym schodząc po schodach na dół zrobiłam to zdjęcie:
I puściłam szybko na fejzbuka, jak to ja niby do domu mam dojechać w takich warunkach.
Po drodze na parking zrobiłam kolejne zdjęcia.
Nie było przyjemnie fotografować ten kataklizm, bo piździło i śnieg mi maskarę na oczach rozpuszczał, więc o odrobinę uznania dla bohaterstwa mego proszę.
Dobrze że miałam w bagażniku nieocenioną miotełkę, bo mój samochód wyglądał tak:
A potem musiałam jechać po tym białym gównie. Już miałam w pory narobić ze strachu, ale nie narobiłam, bo ujrzałam czarne na głównej drodze.
Śnieg walił dość mocno, było go na tyle dużo, że nie zdążał się rozpuszczać na jezdni i zaczęło się leciutkie błoto pośniegowe robić, czego nienawidzę, ale nie było żadnego problemu. Jechało się wolno, bo wszyscy byli raczej ostrożni, z wyjątkiem niestety przechodniów, bo oni mają w dupie czy ślisko na drodze czy samochód zdąży zahamować przed przebiegającym na autobus wprost przed twoim samochodem debilem.
A jak dojechałam do domu to było przepięknie. Po raz pierwszy w nowym miejscu zobaczyłam śnieg. Droga dziewicza, nie skażona śladami. Dopiero ja zniszczyłam tę urzekającą czystą biel.
O. Tyle było śniegu na śmietniku wczoraj o osiemnastej.
A tyle w ogrodzie.
I nawet mój przydomowy Budda dostał dawkę.
Niestety, pół godziny później śnieżyca się rozszalała znowu i była na tyle silna i porywista, że zrezygnowaliśmy z Chłopem z badmintona. Nikt nie będzie ryzykował stłuczki dla dwóch godzin biegania za lotką. A dzisiaj rano tepmeratura leciutko się podniosła i parking przed pracą wyglądał tak:
Zima się jeszcze nie skończyła, dzisiaj ma znowu padać i jutro i przez kilka kolejnych dni. W moim rejonie nie było tak źle, ale w Scottish Borders na południu zamknięto szkoły, bo warunki są tam naprawdę złe. Przypomnę, że Szkocja (i cała Wielka Brytania zresztą) to teren raczej górzysty i pagórkowaty, więc przy dużych opadach naprawdę nietrudno o chaos na drogach. Wystarczy że samochód nie będzie w stanie podjechać pod górę. A w dodatku jak będzie to ciężarówka. Dlatego też zdarzają się sytuacje jak ubiegłej nocy, kiedy to wielu ludzi ugrzęzło na osiem godzin w drodze do domu, kiedy to ciężarówka ześlizgnęła się z drogi i zablokowała ją całą. I żadne służby nie mogły nawet dojechać z pomocą. Tak tu bywa. Na szczęście ja mieszkam w troszkę bardziej przyjaznej okolicy, chociaż w razie dużych opadów zdarza się, że niektóre samochody nie mogą podjechać w górę po zjeździe z autostrady. Kto ma sportowy samochód z napędem na tył albo Mini, ten wie o czym mówię.
A na koniec, żeby nie było, że tylko okrutna jest ta zima i zła, ona bywa również piękna. Zobaczcie zdjęcia poniżej:
Był wieczór, robię sobie coś tam, już nie pamiętam co, na dole w domu, aż tu nagle słyszę wrzask Chłopa. Że mam natychmiast przyjść. "Co jest kurde", myślę sobie, ale jak wrzeszczy to posłusznie lecę na górę, jeszcze se co przytrzasnął albo przyciął. A on zatrzymuje mnie przy wejściu do pokoju i mówi: "Czy uważasz, że istnieje coś piękniejszego od natury?". Zdębiałam. Chce mi powiedzieć, że jestem najpiękniejsza w naturze, znaczy mam się nie odchudzać, czy jak? Mówię, że chyba nie. A on mnie odwraca do okna i mówi: " No to zobacz". Czy nie przepiękne?
Nie da się, po prostu się nie da zrobić dobrze tego wzoru, który nam mróz na szybie wymalował. Ale może jak sobie powiększycie to coś tam dojrzycie.
A tu następne okno.
I jeszcze inne:
I czwarte.
I jeszcze raz raz trzecie.
I ponownie w sypialni.
I bez lampy błyskowej. Piękne, prawda?