poniedziałek, 29 maja 2017

O kotach - znowu

Weekend minął mi jak z bicza strzelił. Wykończyliśmy kolejny pokój, obejrzeliśmy program w telewizji, niby to nic takiego, ale ostatni raz włączaliśmy telewizor na Eurowizję, więc rozumiecie, wielkie wydarzenie! A w niedzielę byliśmy u znajomych na grillu, miło spędziliśmy czas i w dodatku pojechaliśmy na rowerach, więc rowerami trzeba było wracać, a że w tamtą stronę był z górki to z powrotem było pod górkę i przysięgam - całą drogę się modliłam żebym tylko nie spadła z roweru i nie spowodowała stłuczki, bo wietrznie dość było. Tak że weekend był bardzo udany i wcale mi się dzisiaj nie chciało isć do pracy, ale to nie nowina przecież, bo tak jest co tydzień.
No ale o kotach miało być. Ano, największa sensacja się zrobiła w piątek wieczorem, kiedy to opalając się na słoneczku z przedniej strony domu, usłyszałam szelest i miałczenie, a po chwili i delikatne ocieranie o gołe stopy. Otworzyłam zamglone oczęta swe, a tam... Migusiowy Nażyczony! Pamiętacie, ten z posta tutaj. Zdziwiona niepomiernie pogłaskałam przybysza, pogadałam do niego, jak to się gada do kota, a potem on sobie popatrzył na dom, zwiedził gdzie jest wejście, gdzie okna, a potem odwrócił się w stronę zieleni i zniknął w krzakach, po czym zobaczyłam go idącego ścieżką w stronę domów. Tak jak przypuszczałam, musi to być kot któregoś z sąsiadów, a nasz dom stoi niemal zaraz za rogiem domu Chłopa, w którym to przez ponad miesiąc mieszkaliśmy.
Żeby Wam naświetlić sytuację, przygotowałam taki oto rysunek poglądowy:


Tak że, rzeczywiście, Nażyczony mógł się nam tutaj skądś pojawić. Może mnie poznał, a może on tak do każdego lgnie...
O tej zdumiewającej cesze natury kociej mieliśmy szansę się przekonać w sobotę. Stoję ja sobie nad deską do prasowania, zagłębiona w kontemplowaniu najnowszej piosenki Justina Biebera, z gardzieli mej wydobywa się wdzięczne "Deeeespaaaasiiiitoooo", a  tu nagle sielankę przerywa Chłop. Że mam natychmiast podejść do okna, bo Tiggy!
No podchodzę ja, spodzieram a tam... 
Zobaczcie sami:




Tiggy na parapecie u sąsiadów, a jakże! Na szczęście nie udało mu się chyba wcisnąć przez uchylone okno, bo ja nie wiem co to za ludzie tam mieszkają, a nuż kotów nie lubią? Chłop się bardzo przejął tą niesubordynacją kiciusia, wybiegł więc przed dom i nawoływał "Tiiigunja", "Tiiigunja" (on tak słyszy moje "Tiguniu", he he he!), bo Tiggy jakoś tak bardziej po polsku rozumie, jak się do niego mówi. Po czym z największym zdumieniem rozdziawił gębę jak Tiguś przybiegł na zawołanie i poszedł z nim do domu. Mnie tez szczęka opadła, nie powiem. 
A wisienka na torcie przydarzyła się wczoraj, niestety już bez zdjęć bo nie było kiedy. 
Wróciliśmy dość późno wieczorem do domu, już było ciemnawo. Tiguś czekał na nas na podjeździe do garażu. Żeby Wam przybliżyć miejsce zdarzenia, to popatrzcie na zdjęcie środkowe powyżej. Mniej więcej na środku, pomiedzy dachem garażu a krzakami wodać kawałek chodnika. I na tym właśnie kawałku chodnika pojawił się nie wiadomo skąd, Wielki Rudy Kot. Widzieliśmy go wcześniej, mieszka kilka domów dalej, to naprawdę wielki kot. Wyobraźcie sobie, że Migusia waży 3 kilo, Tiguś 4 i pół, różnica w wielkości jest zasadnicza, jak mniej więcej połowa kota. No to wyobraźcie sobie, że ten Wielki Rudy Kot wygląda do Tigusia tak jak Tiguś do Migusi, ze sześć kilo jak nie więcej. I teraz stała się rzecz z prędkością błyskawiczną, nikt nie zdążył zareagować. Ani Tiggy, który stał jak stał, z rozdziawioną paszczą, ani ja, która tylko zdążyła wyszczerzyć oczy, ani Chłop, którego na tę chwilę zamurowało. Z domu wybiegła Migusia. Podbiegła do Wielkiego Rudego Kota, nastąpiło zderzenie wzrokowe, z którejś paszczy rozległ się syk, po czym Wielki Rudy Kot podwinął ogon pod siebie i zaczął uciekać, a Migusia za nim!  Nie odbiegła za daleko, pogoniła go tylko do jego własnej posiadłości.
Na własnej piersi herszta podwórkowego wyhodowałam...


piątek, 26 maja 2017

Humor na Dzień Matki


Z okazji Dnia Matki wszystkim Mamom życzę wszystkiego najlepszego i zapraszam do cotygodniowej porcji humoru. A jakże - o matkach! :-)


*****
Facet postanowił się ożenić, idzie rozmawiać ze swoja matką:
- Mamo, zakochałem się i chcę się ożenić, ona też mnie kocha i będzie nam wspaniale.
- Eh, no dobrze, ale muszę ją poznać - mówi matka.
- To ja ją przyprowadzę, poznacie się, na pewno ją polubisz.
Ale będąc przekornym, mężczyzna przyprowadza następnego dnia trzy dziewczyny. Po przywitaniu dziewczyny siadają na kanapie, a matka z synem wychodzą do kuch zrobić herbatę.
- To ta ruda pośrodku? - pyta matka, gdy już są sami.
- Dokładnie. Skąd wiedziałaś?
- Bo już mnie wkurwia!


*****
Alejką parkową zbliżają się do siebie dwie młode matki z wózkami. Podczas mijania jak to zwykle bywa zaglądają jedna drugiej do wózka.
- O...jaki śliczny...ile już ma?
- Dziesięć miesięcy.
- Mój też... właśnie dzisiaj powiedział pierwsze słowo!
Głos z drugiego wózka:
- ...a co powiedział?


*****
Mama woła dziecko na podwórku:
- Jaaaaaaaaaaaaaasiu do dooooomu!
- A co?! Spać mi się chce?
- Nie! Głodny jesteś!


*****
Rano spóźniona matka w pośpiechu szykuje córkę do przedszkola. Jedną ręką się maluje, drugą nakłada dziecku kombinezon i tak dalej. Biegną na autobus. Matka w pewnym momencie patrzy na dziecko i pyta:
- Córuś, a nie zimno ci w rączki bez rękawiczek?
- Nie, ale w nóżki bez bucików tak.


*****
Dzwoni facet do matki:
- Mamo, nie denerwuj się, proszę, ale jestem w szpitalu i zaraz będę miał amputację nogi...
- Jasiu, ty mnie nie denerwuj stale tym samym kawałem. Zachowujesz się tak samo, odkąd osiem lat temu zacząłeś pracować jako chirurg!


*****
Matka przyprowadziła córkę do ginekologa, a ten stwierdza ciążę. Zaskoczona matka mówi:
- Ależ panie doktorze, córka nigdy nie zadawała się z mężczyzną, jest dziewicą, to niemożliw!
Doktor staje przy oknie i zaczyna w milczeniu wpatrywać się w horyzont. Matka pyta co się stało, a
lekarz: 
- Nic, po prostu w takich wypadkach na niebie pojawia się ogromna gwiazda, a ze wschodu nadciąga trzech króli i za cholerę nie chciałbym tego przeoczyć.


*****
Pewna mama bardzo była ciekawa, co jej córka robi z chłopakiem, gdy zamykają się w pokoju. Pewnego razu ciekawość zwyciężyła i mama spróbowała podejrzeć przez dziurkę od klucza. Patrzy, a tam dzieci na środku pokoju klęczą i żarliwie się modlą. Wzruszona mamusia otwiera pokój i złamanym ze wzruszenia głosem:
- Ale z was porządne dzieci. A powiedz mi córeczko, o co się tak pięknie modlicie?
- O miesiączkę mamusiu...


*****
Właściciel firmy produkującej parówki z baraniny chciał przejść na emeryturę i musiał przekazać biznes nieco tępawemu jedynakowi. Wziął syna na halę i pokazując kolejno objaśnia proces:
- Synu, tam wjeżdżają barany, tam dalej jest ubojnia, tam są skórowane, tam ćwiartowane. A tu na środku jest clou całego biznesu - maszyna, do której z tej strony wrzucasz poćwiartowanego barana, a z tamtej wyjeżdżają opakowane parówki. Parówki sprzedajesz i tak zarabiasz. Kapujesz?
- Nie - odparł syn.
- Jak to? - zdziwił się ojciec i powtórzył - Tu kolejno barany wjeżdżają, ubój, skórowanie, ćwiartowanie a tu na środku maszyna: z tej wrzucasz mięso barana, a z tamtej odbierasz parówki. Kapujesz?
- Nie - odparł syn.
- No czego tu można nie rozumieć?! - odparł zirytowany ojciec - Baran do maszyny, z maszyny wychodzą parówki. Kapujesz!?
- Nie - odparł syn i dodał - A jest taka maszyna, że wsadzasz parówkę a wychodzi baran?
- Tak, ku*wa! Twoja matka!


*****
Przychodzi matka z córką do lekarza i skarży się, że córka ma straszny wytrzeszcz oczu. Lekarz zbadał dziewczynkę i napisał receptę. Matka z pacjentką wyszły z gabinetu, ale matka była ciekawa, co lekarz napisał na recepcie, bo nic się nie odezwał. Otwiera złożoną receptę i czyta:
"PROSZĘ POLUŹNIĆ KUCYKI."


*****
Pewien proboszcz mieszkał sobie na parafii. Żyło mu się radośnie, jednak pewnego dnia zaczął go boleć brzuch. Poszedł do lekarza, a ten stwierdził zapalenie wyrostka robaczkowego. Konieczna operacja. Skierowano go do pewnego chirurga. Chirurg ten miał młodą i bardzo atrakcyjną córkę, która powodzenie wśród wielbicieli płci pięknej miała ogromne. Tak się stało, że nieszczęśliwie zaszła w ciążę jeszcze przed osiągnięciem dojrzałości, a dziecko odebrał jej ojciec - tuż przed operacją proboszcza. Pomyślał sobie chirurg tak:
- I co ja teraz zrobię, córka ma nieślubne dziecko, wstyd jak nie wiem, a zaraz muszę operować proboszcza.
Chirurg postanowił więc, że dziecko to podrzuci proboszczowi jako jego własne. Tak też zrobił. Podczas operacji zrobił duże cięcie - które miało przypominać cesarkę - a kiedy proboszcz obudził się po operacji, chirurg rzecze do niego tak:
- Proszę księdza! To jest sensacja naukowa! To nie był wyrostek, tylko ksiądz był w ciąży! Oto one! To niesamowite, ale ksiądz jest pierwszym na świecie mężczyzną, który zaszedł w ciążę!
- O mój Boże! - wystraszył się proboszcz - ja to dziecko przyjmę, ale mam wielką prośbę do pana doktora - niech to zostanie tylko między nami, dobrze?
- Oczywiście - odrzekł chirurg zadowolony, że udało mu się wcisnąć taki kit - tajemnica lekarska! Nikt się o tym nie dowie.
Po 20 latach z dziecka wyrosła piękna kobieta, a ksiądz wezwał ją na poważną rozmowę.
- Posłuchaj mnie dziecko, musimy poważnie porozmawiać. Otóż ja, tak naprawdę, nie jestem Twoim wujem...
- Ja wiem! - przerwała mu córka - domyślałam się już dawno, jesteś na pewno moim ojcem, tak?
- Nie dziecko, ja jestem twoją matką, twoim ojcem jest ksiądz Stanisław.




Udanego weekendu!






czwartek, 25 maja 2017

Post zapchajdziura

Od samego rana dzisiaj upał dwadzieścia stopni, a ma być dwadzieścia pięć. Stanęłam przed szafą, żeby wybrać coś do ubrania, a tam kurna same zimowe ciuchy! Owszem, ze dwie bluzki z krótkim rękawem nadające się do pracy, ale takie, że jak podniosę rękę to pachę widać. A pachi mam, co by tu dużo gadać, mało wyględne ostatnio. Nadchodzi Chłop, widząc rozpacz w moich oczach pyta co jest. No to mu mówię, że nie mam żadnych ciuchów, niech sam popatrzy, wszystko co w szafie to zimowe albo imprezowe. A ja do pracy muszę. No ale przecież - mówi on - wczoraj Ci przyniosłem walizkę z letnimi ubraniami to weź sobie otwórz i wybierz coś. No wiesz co - mówię ja - po tylu miesiącach spędzonych w walizce te rzeczy rzeczywiście nadają się ubrania od razu. A żelazko gdzie?? A w starym domu, razem z deską, jeszcze nie przywiezione. A poza tym, nie mam czasu na prasowanie.
Chłop odszedł robić śniadanie, a ja niewiele myśląc pobiegłam do sypialni, wyjęłam z szuflady sprzęt i na szybko ogarnęłam pachi, żeby jedna z dwóch dostępnych bluzek nie musiała się za mnie wstydzić w pracy. I mocne postanowienie na przyszły tydzień - zabrać się za siebie bo lato w końcu przyszło i jak zwykle zaskoczyło wszystkich.

I taki miałam dzisiaj widok z okna:



A na deser - zdjęcie zawartości szafki kuchennej. Same niezbędniki, przyznajcie :-))