Cholerną klatkę schodową malowaliśmy z Chłopem dwa dni. Dodając to co zrobił wcześniej Syn, będzie trzy dni. A i tak nie do końca zrobione. Trzeba teraz powyczyszczać miejsca, które zostały pomaźglane niebieską farbą przez poprzednich właścicieli. Wiecie, kąty przy oknach, ramy drzwi i tak dalej. Wyczyściłam już parter i kawałek piętra oraz wszystkie kontakty. Z tymi kontaktami to też były jaja, bo poodkręcałam je do malowania, ale okazało się, że niektóre siedziały w źle powycinanych dziurach, które to dziury były pozaklejane silikonem, a kiedy je odkręcałam to silikon wypadł powstałe na nowo dziury musiałam pozaklejać mazią gipsową. No ale to już historia, bo wszystko się udało i kontakty są teraz jak nowe.
Myślicie pewnie, dlaczego Chłop się tym nie zajmuje, tylko ja? No bo ja to lubię robić. Lubię rozkręcać i skręcać z powrotem. Chłop zajmuje się montowaniem szafy i wierceniem w ścianach, kablami i prądem. No i przenoszeniem ciężkich rzeczy. W ogóle to każdy robi to co lubi, a czasami pomagamy sobie nawzajem coś przytrzymać na przykład czy przesunąć, czy po prostu nie ma możliwości fizycznych jak na przykład w weekend, gdy Chłop malował ściany dla mnie niedostępne.
Wczoraj zawiesiłam zasłony w salonie. Zajęło mi to ze dwie godziny, bo ja z zasłonami nigdy nie miałam do czynienia, zawsze w domu miałam tylko rolety. To dopiero były jaja!
Rozłożyłam se ja pierwszą zasłonę na stole, kombinuję jak się do tego zabrać. Wcześniej obejrzałam film instruktażowy, facetowi to zajęło pięć minut to sobie myślę, łatwa robota, easy peasy jak to u nas mówią. Najpierw nalezy pomarszczyć taśmę. Musiałam pokombinować, jak znaleźć te sznureczki, co to je trzeba zawiązać żeby się trzymało. Znalazłam, powyciągałam, naciągam. Pomarszczyłam sobie co miałam pomarszczyć, dochodzę do końca zasłony, a tam co? Sznureczki się pogubiły! Wzięłam je i powciągałam do środka, bo przeciez niezabezpieczone były. Miałam je NAJPIERW zawiązać z jednej strony, a potem pomarszczyć. No i jak te durne sznurki z powrotem powciągać, kiedy w chałupie igły nie ma ani nawet szydełka. Znaczy jest ale gdzieś w czeluściach garażu. Pytam Chłopa czy nie widział. Widział, w swoim starym domu. No to ja za rower i do starego domu. Stary dom jest dosłownie tuż za rogiem, z tym że wejście na osiedla jest z drugiej strony, ale to tylko pięć minut rowerem. Tyle że w ciemności, bo moje światła to są takie że je trochę widać, natomiast ja nie widzę nic. No dobra, dałam jakoś radę, znalazłam ten pojemnik z igłami i innymi przydasiami i wracam.
Powciągałam te sznurki z powrotem, zawiązałam, pomarszczyłam, zmierzyłam długość, jaka powinna być po pomarszczeniu zasłony, zawiązałam pozostałe sznureczki z drugiej strony, voila! Parę chwil mi zajęło zaczepianie dwunastu haczyków, bo chciałam je rozmieścić w takiej samej odległości od siebie. Metodą prób i błędów udało się jakoś. Można zawieszać. Ponahaczałam więc te haczyki na te pętelki na karniszu, za pięknie toto nie wyglądało i trochę chyba za bardzo pomarszczyłam bo za wąskie mi wyszło. Ale nic to, poprawimy później, teraz zajmiemy się drugą stroną.
Z drugą zasłoną poszło mi o wiele szybciej, wiadomo, trening czyni mistrza. Za dwieście zasłon może już będę umiała to zrobić w pięć minut jak ten facet na filmie. Tak więc po kolei - sznureczki, marszczenie, haczyki. Zawieszanie na karmiszu. Wydawaje się OK, więc zdjęłam te pierwszą zasłonę żeby ją poprawić. Rozwiązałam sznureczki, poluźniłam, pomarszczyłam ponownie. Zawieszam zasłonę. I w trakcie tego zawieszania pojawił się Chłop.
- No, ładnie i pasują do wystroju.
- Tak, tylko trochę za długie są.
- To może chcesz żebym karnisz przewiesił trochę wyżej?
Na to ja że nie, bo głupio będzie wyglądało. Trzeba będzie znaleźć metodę skrócenia zasłony bez maszyny do szycia albo będą się ciągały po podłodze.
Chłop na to że OK.
- Ale popatrz, tu mi jakoś się tak niefajnie układa - mówię ja.
Chłop patrzy, patrzy, uśmiecha się i mówi:
- Bo Ty, proszę Pani, to źle te haczyki ponaczepiałaś! One mają wchodzić w te specjalne tuneliki na taśmie, a nie na sznurek!
....
Zasłony wiszą już jak trzeba. Okryta hańbą przyznaję - dekorowanie okien to nie moja najsilniejsza strona.