czwartek, 18 maja 2017

W naszym ogródeczku zrobimy porządki

Ogród chcieliście zobaczyć? To proszę.

Tak wygląda kawałek ogrodu przed wejściem kuchennym.


A to ścieżka z parkingu przed garażem. Nikt normalny przecież w garażu samochodu nie trzyma, garaż służy do przechowywania klamotów. Te niebieskie doniczki i ta wielka brązowa to nasze. 


A to ścieżka do drzwi z salonu na "patio". Kurde, jakie patio??


To przydomowe chaszcze, te same co na zdjęciu Numer Jeden, tylko z innej strony.


A tu jeszcze raz widok na "patio". Które kiedyś będzie. 


A tu widok z patio. 


I jeszcze raz chaszcze, z innej strony.


I taki to ja mam, Proszę Państwa ogród. 
Chcę patio do posiedzenia, bo lubię jeść na zewnątrz jak jest ładna pogoda. I chcę trawę, bo lubię rzucić się na nią po powrocie z pracy, jak jest słonecznie. I chcę kilka krzaków róż, bo co to za dom bez róż??


środa, 17 maja 2017

O dekorowaniu

Cholerną klatkę schodową malowaliśmy z Chłopem dwa dni. Dodając to co zrobił wcześniej Syn, będzie trzy dni. A i tak nie do końca zrobione. Trzeba teraz powyczyszczać miejsca, które zostały pomaźglane niebieską farbą przez poprzednich właścicieli. Wiecie, kąty przy oknach, ramy drzwi i tak dalej. Wyczyściłam już parter i kawałek piętra oraz wszystkie kontakty. Z tymi kontaktami to też były jaja, bo poodkręcałam je do malowania, ale okazało się, że niektóre siedziały w źle powycinanych dziurach, które to dziury były pozaklejane silikonem, a kiedy je odkręcałam to silikon wypadł powstałe na nowo dziury musiałam pozaklejać mazią gipsową. No ale to już historia, bo wszystko się udało i kontakty są teraz jak nowe.
Myślicie pewnie, dlaczego Chłop się tym nie zajmuje, tylko ja? No bo ja to lubię robić. Lubię rozkręcać i skręcać z powrotem. Chłop zajmuje się montowaniem szafy i wierceniem w ścianach, kablami i prądem. No i przenoszeniem ciężkich rzeczy. W ogóle to każdy robi to co lubi, a czasami pomagamy sobie nawzajem coś przytrzymać na przykład czy przesunąć, czy po prostu nie ma możliwości fizycznych jak na przykład w weekend, gdy Chłop malował ściany dla mnie niedostępne.
Wczoraj zawiesiłam zasłony w salonie. Zajęło mi to ze dwie godziny, bo ja z zasłonami nigdy nie miałam do czynienia, zawsze w domu miałam tylko rolety. To dopiero były jaja!
Rozłożyłam se ja pierwszą zasłonę na stole, kombinuję jak się do tego zabrać. Wcześniej obejrzałam film instruktażowy, facetowi to zajęło pięć minut to sobie myślę, łatwa robota, easy peasy jak to u nas mówią. Najpierw nalezy pomarszczyć taśmę. Musiałam pokombinować, jak znaleźć te sznureczki, co to je trzeba zawiązać żeby się trzymało. Znalazłam, powyciągałam, naciągam. Pomarszczyłam sobie co miałam pomarszczyć, dochodzę do końca zasłony, a tam co? Sznureczki się pogubiły! Wzięłam je i powciągałam do środka, bo przeciez niezabezpieczone były. Miałam je NAJPIERW zawiązać z jednej strony, a potem pomarszczyć. No i jak te durne sznurki z powrotem powciągać, kiedy w chałupie igły nie ma ani nawet szydełka. Znaczy jest ale gdzieś w czeluściach garażu. Pytam Chłopa czy nie widział. Widział, w swoim starym domu. No to ja za rower i do starego domu. Stary dom jest dosłownie tuż za rogiem, z tym że wejście na osiedla jest z drugiej strony, ale to tylko pięć minut rowerem. Tyle że w ciemności, bo moje światła to są takie że je trochę widać, natomiast ja nie widzę nic. No dobra, dałam jakoś radę, znalazłam ten pojemnik z igłami i innymi przydasiami i wracam.
Powciągałam te sznurki z powrotem, zawiązałam, pomarszczyłam, zmierzyłam długość, jaka powinna być po pomarszczeniu zasłony, zawiązałam pozostałe sznureczki z drugiej strony, voila! Parę chwil mi zajęło zaczepianie dwunastu haczyków, bo chciałam je rozmieścić w takiej samej odległości od siebie. Metodą prób i błędów udało się jakoś. Można zawieszać. Ponahaczałam więc te haczyki na te pętelki na karniszu, za pięknie toto nie wyglądało i trochę chyba za bardzo pomarszczyłam bo za wąskie mi wyszło. Ale nic to, poprawimy później, teraz zajmiemy się drugą stroną.
Z drugą zasłoną poszło mi o wiele szybciej, wiadomo, trening czyni mistrza. Za dwieście zasłon może już będę umiała to zrobić w pięć minut jak ten facet na filmie. Tak więc po kolei - sznureczki, marszczenie, haczyki. Zawieszanie na karmiszu. Wydawaje się OK, więc zdjęłam te pierwszą zasłonę żeby ją poprawić. Rozwiązałam sznureczki, poluźniłam, pomarszczyłam ponownie. Zawieszam zasłonę. I w trakcie tego zawieszania pojawił się Chłop.
- No, ładnie i pasują do wystroju.
- Tak, tylko trochę za długie są.
- To może chcesz żebym karnisz przewiesił trochę wyżej?
Na to ja że nie, bo głupio będzie wyglądało. Trzeba będzie znaleźć metodę skrócenia zasłony bez maszyny do szycia albo będą się ciągały po podłodze.
Chłop na to że OK.
- Ale popatrz, tu mi jakoś się tak niefajnie układa - mówię ja.
Chłop patrzy, patrzy, uśmiecha się i mówi:
- Bo Ty, proszę Pani, to źle te haczyki ponaczepiałaś! One mają wchodzić w te specjalne tuneliki na taśmie, a nie na sznurek!
....
Zasłony wiszą już jak trzeba. Okryta hańbą przyznaję - dekorowanie okien to nie moja najsilniejsza strona.


czwartek, 11 maja 2017

Pękłam

Jakoś tak tyle tego się nazbierało ostatnimi czasy, że wczoraj nie wytrzymałam i pękłam. Usiadłam wieczorem na łóżku i się po prostu rozpłakałam. Płakałam tak i płakałam, a Chłop mi ocierał łzy i pocieszał jak to on potrafi najlepiej.
Chyba narzuciłam sobie za duże tempo. No bo tak: w ciągu zaledwie dziesięciu dni pomalowałam osobiście kuchnię ze spiżarnią, sypialnię, salon, dwa pokoje i dwie łazienki. Wyczyściłam dogłębnie największą łazienkę i kuchnię, nawoskowałam podłogi. Do tego dochodzi milion różnych durnych upierdliwych czynności, które należy wykonać przed malowaniem i po malowaniu. A jeszcze mam dwa koty pod opieką i do pracy chodzić muszę. Dzisiaj syn pomalował mi pierwszą warstwą klatkę schodową. Warstw pewnie będzie jeszcze ze dwie, jutro biorę urlop, musze to skończyć, bo inaczej się psychicznie wykończę. My ciągle jeszcze żyjemy na pudełkach.
W dodatku obejrzałam w tym tygodniu dwa bardzo przygnębiające filmy - "The promise" (Przyrzeczenie) i "Their Finest" (Zwyczajna dziewczyna). Pewnie gdybym nie była naturalnie przygnębiona to odebrałabym je inaczej, a tak?
Muszę zwolnić, a jednocześnie chcę się już normalnie wprowadzić i normalnie żyć. Jak to pogodzić??

Przepraszam, ale jutro humoru nie będzie.