piątek, 7 kwietnia 2017

Humor piątkowy

O zwierzątkach dzisiaj będzie. W związku z kontynuacją tematu :-)
Zapraszam.


*****
Idzie zając z magnetowidem przez las i spotyka niedźwiedzia.
Ten pyta:
- Zając, skąd masz widelca?
- A, dostałem od lisicy.
- E, jak to, od lisicy? Przecież ona taka chytra...
- No tak, zaprosiła mnie na kolację, postawiła winko, potem się rozebrała, zgasiła światło i mówi: "Bierz, co mam najlepszego." No, to wziąłem video i poszedłem.
Niedźwiedź śmieje się rozbawiony:
- Och, głupiutki zajączku, trzeba było mnie zawołać, wzięlibyśmy lodówkę!


*****
Lew zorganizował postawienie w lesie nowoczesnej toalety. Nie zwykłego ToiToia, ale zadaszonego budyneczku z dwoma kabinami, umywalki, mydło, papier, normalnie na bogato.
Po tygodniu, niestety, zdarzyło się nieszczęście. Lew wstępuje do toalety, patrzy, a tam okno wybite, w męskiej woda porozlewana, ściany wybrudzone. Natychmiast zorganizował zebranie i pyta:
- Kto tak zniszczył toaletę?!
Wychodzi zajączek i mówi:
- No ja i nie ja...
Lew pyta:
- Jak to ty i nie ty?
- No, bo srałem sobie spokojnie, nagle wpadł niedźwiedź, nasrał na mnie, podtarł się mną, a kiedy zobaczył, że jestem zajączkiem, a nie papierem toaletowym, to się wkurzył, wyrzucił mnie przez okno i uciekł.
Lew wkurzony, krzyczy na niedźwiedzia, każe mu zapłacić za szkody i żeby to się więcej nie powtórzyło. I rzeczywiście - przez następny miesiąc było względnie spokojnie.
Pewnego razu lew robi obchód, patrzy, a tu ta sama sytuacja: okno wybite, wszystko wybrudzone. - Kto to zrobił? - pyta lew na zebraniu, spoglądając w stronę niedźwiedzia. Wychodzi lisek:
- No ja i nie ja.
- Jak to ty i nie ty?
- Srałem sobie spokojnie, nagle wpadł niedźwiedź, nasrał na mnie, podtarł się mną, a kiedy zobaczył, że jestem liskiem, a nie papierem toaletowym, to się wkurzył, wyrzucił mnie przez okno i uciekł.
Lew już totalnie wku*wiony krzyczy na niedźwiedzia, że ma zapłacić za szkody plus 10 000 odszkodowania i jak jeszcze raz to się zdarzy, to go wyrzuci z lasu.
Przez następne pół roku był spokój. Raz lew idzie do kibla, patrzy, a tam istny armagedon, okna wszystkie powybijane, papier wala się nie tylko po podłodze, ale leży wywleczony po lesie, wszystkie ściany wybrudzone, w męskiej sedes dosłownie wyrwany z podłogi.
Natychmiast zwołuje zebranie i wrzeszczy:
- KTO ROZWALIŁ KIBEL?!
Wstaje jeżyk i mówi:
- No ja i nie ja.


*****
Młody wielbłąd pyta ojca - wielbłąda:
- Tato, dlaczego mamy takie brzydkie kopytka, a koniki mają takie ładne?
- Widzisz, my chodzimy w karawanie i dlatego mamy takie a nie inne kopytka, żeby nie zakopać się po kolana w piachu.
- Tato, a dlaczego mamy taką brzydką, skudloną sierść, a koniki mają taką śliczną, błyszczącą?
- Widzisz, my chodzimy w karawanie, a na pustyni w nocy jest -10 stopni, w dzień +40 stopni, i taka sierść chroni nas przed takimi skokami temperatur.
- Tato, a dlaczego mamy te dwa garby na grzbiecie, a koniki mają taki gładki?
- Widzisz, my chodzimy w karawanie i w tych garbach magazynujemy tłuszcz i wodę, żeby nie zginąć na pustyni z głodu i pragnienia.
Na to wszystko młody wielbłąd:
- Tato, a na cholerę nam to wszystko, kiedy mieszkamy w ZOO?!


*****
Wysoko w górach, hen wysoko w lodowej grocie siedzą dwa straszliwe Yeti i obgryzają kosteczki. Mniejszy straszliwy Yeti przerywa na chwilę i pyta większego:
- Tato, a powiedz mi, po co my się tak ukrywamy przed człowiekami, co? Są takie małe! Przecież i tak je w końcu zjadamy, tak? Dlaczego napadamy na nich od tyłu?
- Bo widzisz, synku - odpowiada większy straszliwy Yeti dokładnie oblizując palce - lepiej smakują nieobes*ane.


*****
Wchodzi facet do sklepu zoologicznego i stwierdza, że chcę kupić zwierzątko. Właściciel informuje go, że ma gadającą stonogę.
- Naprawdę, za ile?
- Jak dla pana... 200 zł.
Zachwycony facet kupuje stonogę i bierze ją do domu.
Po dotarciu na miejsce kładzie pudełko po zapałkach ze stonogą w środku na stole, otwiera je i mówi:
- Panie Stonogo, masz ochotę na kielonka?
Stonoga nic nie odpowiedział. Facet stwierdził, że pewnie jest zmęczony po podróży, więc może później sobie z nią pogada.
Po godzinie znowu otwiera pudełko i rzecze:
- Panie Stonogo, kielonka?
Stonoga znowu nic nie opowiedziała.
Facet robi się podejrzliwy i stwierdza, że jak za godzinę stonoga się nie odezwie, to pójdzie do sklepu zoologicznego i złoży reklamację.
Po godzinie znowu otwiera pudełko i rzecze:
- Panie Stonogo, kielonka?
- Słyszałem cię za pierwszym razem kretynie, buty zakładam.


*****
Pływają dwie rybki w akwarium i o czymś dyskutują. Dyskusja jest coraz bardziej zażarta, w końcu dochodzi do kłótni i rybki obrażone na siebie nawzajem odpływają w przeciwległe kąty swojego akwarium. Mija jakiś czas, widać, że jedna z rybek mocno się zastanawia, po czym podpływa do drugiej i mówi:
- No dobrze, przyjmijmy, że nie ma Boga, w takim razie: KTO zmienia wodę w akwarium???



Wesołego weekendu!




czwartek, 6 kwietnia 2017

Znowu o tych zwierzątkach

Wchodzę ja sobie wczoraj rano na Fejzbuka, patrzę, a tam ktoś udostępnił post. No niby nic dziwnego, wszyscy znajomi codziennie coś tam udostępniają, a o zwierzątkach w szczególności.  
Takie zdjęcie:


A pod nim wpis: 

UWAGA! Znaleziono PAPUGĘ Aleksandrette.
Dziś (4.04) na ul. Z.... w Nysie wleciała do mieszkania papuga ze zdjęcia. Czy komuś nie zaginęła? Poszukiwany właściciel!
Udostępniamy!


Post zamieściło Nyskie Towarzystwo Opiekuńczo-Adopcyjne dla Zwierząt "Łapa".

Patrzę, patrzę... I coś mnie tknęło - na tej ulicy mieszka moja siostra. A moja siostra ma papugę. Papugę Aleksandrettę, która lata sobie swobodnie po mieszkaniu, bo za cholerę nie chce wejść do klatki, a jak chcą ją tam wsadzić, to zapiera się rękami i nogami łapami i dziobem i koniec. Siostra się wkurza, że Olek jej sra gdzie popadnie, a szczególnie na karnisze. A poza tym to jest bardzo mądry ptak i mają z nim wiele uciechy. 
Od razu wysłałam wiadomość do siostry, czy to jej papuga. 
Po godzinie dostałam odpowiedź. Ale zanim dostałam odpowiedź, pomiędzy innymi komentarzami pojawił się komentarz siostry pod wpisem. A raczej dwa:

To nasz Oluś!!!!!!!!!!!!!!!!!Wczoraj nam wyleciał z domu.....
LikeReply2Yesterday at 08:41

Dziękujemy za pomoc w odnalezieniu naszego Olusia. Dziękujemy Łapie za udostępnienie tego zdjęcia dzięki czemu wiedzieliśmy gdzie mamy go szukać. W szczególności dziękujemy Pani (naszej sąsiadce z sąsiedniego bloku), która przyjęła Olka pod swój dach i nie pozwoliła mu zamarznąć.....Córka jak wróci ze szkoły chyba zemdleje ze szczęścia..............
LikeReply13Yesterday at 08:59

A wieczorem "Łapa" dopisała we wpisie:

edit. Tak wiemy, Aleksandretty żyją w Nysie na dziko, aczkolwiek one raczej stronią od ludzi. Zawsze warto poszukać czy ktoś akurat nie zgubił swojego pupila..
Papużka już w domu! Oluś wczoraj przez przypadek wyleciał przez balkon i jak widać szukał drogi powrotnej ale poleciał jednak do innego mieszkania. Na szczęście cały i zdrowy jest już w swoim domku. Dziękujemy!


A było to tak. Poprzedniego dnia siostra była we Wrocławiu, a szwagier wieszał pranie na balkonie i zostawił uchylone drzwi. I Oluś zwiał z karnisza. I tyle go widziano.
Wszyscy wpadli w czarną rozpacz, dzieci płakały, szwagier pewnie dostał za swoje chociaż oficjalnie nic o tym nie wiem. Rano siostra wlazła na Fejsa, patrzy a tam Olek! Myślała, że jej serce z orbit wyskoczy, dzwoni w te pędy do "Łapy", odebrała kobieta i robi wywiad. Czy oswojony, czy ma obrączkę, czy po imieniu przyleci i takie tam. I powiedziała, że sprawdzi i oddzwoni za dwie godziny. Moja siostra, będąc moją siostrą z krwi i kości, chybaby padła gdyby miała czekać dwie godziny bezczynnie. Przeanalizowała zdjęcie i z dużym prawdopodobieństwem ustaliła, która to klatka i które piętro. Po czym wysłała męża na zwiady. Trafili w dziesiątkę. Olek usłyszał go na schodach i się natychmiast ożywił. Kobieta otworzyła, szwagier wytłumaczył o co chodzi i wrócił do domu po odpowiedni transport. Podobno ptak był bardzo osowiały, nic nie chciał jeść, siedział tylko przy oknie i patrzył. W domu się ożywił, wskoczył na swój karnisz, zjadł orzeszki i jabłko i poszedł spać.
A tymczasem do siostry oddzwoniła pani z "Łapy" bardzo zdenerwowana, że tamta kobieta oddała papugę i nie wzięła żadnych danych, a co by było gdyby niewłaściwej osobie wydano ptaka, wtedy siostra by miała pretensje do fundacji. Bo bardzo dużo osób pytało o tę papugę. Ludzie kradną zwierzęta, czasami dla siebie, czasami na sprzedaż, a taka papuga tania nie jest. No fakt, siostra przeprosiła, ale wszyscy byli zbyt przejęci, żeby myśleć o jakichś formalnościach. Znalazczyni otrzymała mały upominek i wszystko dobrze się skończyło. A siostra poważnie myśli o założeniu siatki na okna.

Morał z tego taki, że Fejzbuk to naprawdę dobre narzędzie do szpiegowania, tylko trzeba wiedzieć, jak go używać :-)

P.S. 
A gdy wczoraj wieczorem wróciliśmy z kina, wdrożyliśmy PLAN WEJŚCIA DO DOMU, bo gadziny już tam czekały. Więc ja miałam wejść pierwsza przytrzymując Migusię i blokując Tigusia, a Chłop miał czekać na znak że droga wolna. No to otworzyłam drzwi i zanim zdążyłam przyblokować kogokolwiek, to wykopyrtnęłam na progu, bo sobie stanęłam na sznurówkę. Oba koty natychmiast czmychnęły do swojego pokoju, więc zamknęłam je tam i dałam Chłopu znak na wejście.

Morał - nie należy kupować butów ze sznurówkami.

P.S. 2.
W nocy nikt się do sypialni nie dobijał.



środa, 5 kwietnia 2017

Stało się

No i koty mje wzięli i uciekli. Nie, nie wszystkie naraz i nie nawet po kolei. Już opowiadam.
Wracam ja sobie po pracy do domu, wychodzę z samochodu, wkładam klucz do zamka. Przez szybkę w drzwiach widzę cień, więc od razu podejrzewam że koty już czekają. Do tej pory uciekały na dźwięk otwieranych drzwi, ostrożności jednak nigdy nie zawadzi. Otwieram więc drzwi, ostrożnie, zastawiając je najpierw torebką. Są. Siedzą i czekają. Zanim zdążyłam porządnie wejść, Tiggy się przecisnął między nogami i sobie wyszedł. Nie wybiegł, wyszedł. Ale nie mogłam popędzić za nim, bo Migusia też się już zabierała do wyjścia, więc najpierw zabezpieczyłam teren i zamknęłam ją w sypialni. Potem wyszłam powoli z domu, nawołując, żeby przyszedł na jedzonko, bo pyszne i już nakładam. Tiggy powoli, ostrożnie, ale nie skradając się, tylko z ciekawością, odchodzi od drzwi w stronę ulicy. Nie mogła cholera pójść w prawo do ogrodu, tylko od razu na otwartą przestrzeń. Wołam, wołam, ogląda się ale nie przychodzi. Więc ja z powrotem do domu, łapię za pudełko z kocimi przysmakami i potrząsam nim w drzwiach, powtarzając jakie to dobre, żeby przyszedł na jedzonko. No i nie myliłam się, żarcie zwyciężyło ciekawość. Przyszedł. Odetchnęłam z ulgą.
Potem było to co normalnie w domu, czyli krzątanina, czyszczenie kuwety, powrót Chłopa, kolacja, zabawa z kotami... Zauważyliśmy, że koty już nie chowają się po kątach, śpią na sofach i łóżkach, uciekają oczywiście w razie wyimaginowanego zagrożenia (jakiś stukot czy odkurzacz), ale najważniejsze, że Tiggy śpi na łóżku a nie za łóżkiem. Jest dobrze.
Potem poszliśmy na badminton, a kiedy wracaliśmy, Tiguś siedział na parapecie w salonie i obserwował ulicę. Czyli jest jeszcze lepiej niż było. Nauczona doświadczeniem, przed wejściem tłumaczę Chłopu: "Zanim wejdziesz do domu, wysuń przed siebie torbę czy co tam masz i zastaw tym drzwi". I pokazuję, wchodzę pierwsza. Oczywiście czarne diablisko już tam czekało. Udało mi się ją odsunąć przy użyciu torby, odwracam się i mówię do Chłopa, żeby swoją torbą zasłonił wejście, bo nie jestem w stanie jej przytrzymać, mając w jednej ręce torbę a w drugiej klucze. A Chłop zasłonił, owszem, ale na wysokości łydek. A Panienka Migotka tylko na to czekała i migusiem czmychnęła przez otwarte drzwi. Rzuciłam wszystkim i wybiegłam za nią, ale nie takie z nią numery mili państwo. Migusia to czort wcielony i robi to co chce. Więc pobiegła, nie poszła dostojnie jak jej brat, ale pobiegła w stronę ulicy. Ja powoli za nią, bo jak będę ją gonić to ona będzie uciekać. Zatrzymała się na rogu domu, zobaczyła kawałek ogródka i wskoczyła pomiędzy rośliny. Ja powoli za nią. Wołam, proszę. Oczywiście ma mnie wiadomo gdzie. Patrzę, jak biegnie za dom, łomatkobosko, wracaj, tam krzaki są, jak w nie wlezie to jej stamtąd nie wyciągnę. A na dworze ciemno. Stanęła, rozgląda się, ja podchodzę, ona odchodzi. Na szczęście nie za bardzo wiedziała co z tymi krzakami zrobić, próbowała je obejść bokiem i tu ją dopadłam. Nie za bardzo się opierała, ale przytuliłam ją mocno i zaniosłam do domu.
W domu pokazałam Chłopu JAK ma torbą zastawiać drzwi i nakazałam bezwzględną ostrożność. Za wcześnie na wypuszczanie bez nadzoru, a z nadzorem też. No ale stało się. One już WIEDZO.
No i pierwszy sukces - po raz pierwszy koty nie drapały w drzwi od sypialni.
Rano wykładzina pod drzwiami wyjściowymi była lekko naruszona. No i co ja mam teraz zrobić???