Wczoraj wieczorem wykreśliłam ostatnią rzecz z listy od zrobienia.
Nie zdążyłam wyszorować wszystkich kątów moim nowym nabytkiem, czyli myjką parową, bez której ciężko byłoby mi sobie poradzić z tym nagromadzonym w niektórych miejscach brudem. Ale uznałam że na zdjęciach i tak tego nie będzie widać, więc mam czas żeby tego dokonać przed wizytą pierwszych oglądających. Jeśli tacy będą.
Największym kłopotem okazał się... mój własny Syn, który po studencku do sprawy podszedł, czyli nie przemęczając się i przekładając sprawy na później. Gdy wczoraj wieczorem z paniką w oczach wpadłam do jego pokoju prosząc w uporządkowanie w końcu jego rzeczy, bo muszę zacząć odkurzać i myć podłogi (zanim oczywiście dosprzątam kuchnię i łazienkę), usłyszałam, że "Maaaaamoooo, jest dopiero piąta trzydzieści, a tu tylko pięć minut robooooty..."
Przypadkowo zastosowałam fortel. Zapytałam Chłopa o której sklep zamykają bo ketchupu nie ma i majonez się skończył. Odpowiedział że o siódmej. A jako że część rzeczy Syna trzeba było umieścić w domu Chłopa, bo to delikatne, elektronicznie, w garażu się może popsuć, rzeczony Chłop zawołał na Syna że on zaraz wyjeżdża i że jak Syn chce to mogą podrzucić te rzeczy do niego po drodze do sklepu. Myślę że na Synusia słowo "sklep" podziałało jak lep na muchy, bo a nuż się załapie na darmowego batonika. No i pojechali, a ja mogłam kontynuować działanie.
Wrócili po dwóch godzinach obładowani oboje smakołykami z wyprzedaży, jakieś pączki, ciasta, ciasteczka i inne artykuły po 10 pensów każdy, których termin ważności do spożycia właśnie się kończy. Podobno Synuś dwa kartony batoników we wspomnianej cenie do kosza wrzucić, ale pani przy kasie powiedziała, że tylko jeden karton jest w przecenie, więc trochę niepocieszony że będzie miał 20 Twixów zamiast 40, wrzucił do kosza tort urodzinowy w schemacie dekoracji "Frozen". Po dziesięć pensów, a jakże! Słuchając tej jakże żarliwej i radosnej opowieści o tym jakich to wspaniałcyh zakupów dokonali obaj, popukałam się w myślach w czoło i z uśmiechem na ustach odparłam, że super! Będą teraz mieli radości na cały tydzień, ale ja tej śmietany jutro już nie ruszę, przepraszam. He he he, usłyszałam, będzie więcej dla nich. No to smacznego!
Chłopy dzisiaj rano jeszcze żyli, ale zapewne niedługo, bo zapowiedziałam wczoraj że do wtorku nie ma gotowania, srania ani kąpania. Nie, przecież nie brud ich zabije, tylko ja, własnymi ręcami!
poniedziałek, 5 grudnia 2016
środa, 30 listopada 2016
A ja znowu o tym samym
Remont przebiega zgodnie z planem, najbardziej żmudne prace zakończone. Pracowaliśmy ciężko cały weekend w dwie, trzy, a czasami i cztery osoby. Zrujnowany pokój odnowiony, największe wyzwanie - klatka schodowa i korytarz całe wymalowane i wypięknione, nawet nikt się do farby olejnej nie przykleił co to nią wszystko wypaćkałam, co się tylko dało. Czyli framugi drzwiowe, listwy przypodłogowe i poręcze schodowe. Zostało jeszcze do wymalowania wejście na strych bo o tym zapomniałam, ale i tak muszę jeszcze listwy przypodłogowe upiększyć to za jednym razem machnę wszystko. Trochę sobie kuku zrobiłam sama, bo farby olejnej nie cierpię, więc postanowiłam kupić tę nieśmierdzącą, wodnorozpuszczalną, szybko schnącą, nie tak co prawda trwałą ale znacznie przyjemniejszą w obróbce. I taką kupiłam brązową, bo drzwi i framugi na górze domu mam brązowe, takie same jak okna, które malowałam latem to od razu sprawdziłam jak się ta farba na drzwiach trzyma i trzyma się świetnie i szybko schnie. I nie śmierdzi. No ale jeszcze potrzebowałam puszkę farby białej, bo na dole domu wewnętrzne framugi mam białe, listwy przypodłogowe i poręcze na schodach też białe. No i na półce z białymi farbami, obok tych nieśmierdzących i szybkoschnących zobaczyłam też jednowartwową, to pomyślałam, o jaka nowość, jednowartwową farbę szybkoschnącą zrobili, super, kupuję. I kiedy już zaczęłam malować i maźglać sobie łapy tą farbą, zauważyłam że coś nie tak, że konsystencja jakaś inna, patrzę, a to normalna, olejna, śmierdząca i tłusta farba. Paznokcie do dzisiaj mam niedomyte... No cóż, zakupiłam to zużyję. Więc zużywam.
Kaloryfery też zostały odnowione, bo gdzieniegdzie rdza się zaczęła dobierać. Ja nie wiem jak to możliwe, bo cały system grzewczy został wymieniony na nowy zaledwie pięć lat temu, wszystkie kaloryfery w całym domu takie same, z tej samej firmy, a dwa z nich zaczęły rdzewieć. Zgroza, jak oni teraz produkują.
Chłop nieśmiało wspomniał dziś rano czy może do kina byśmy poszli, ale powiedziałam od razu nie, bo tyle roboty jeszcze. Jednak zaczęło mnie korcić i przy śniadaniu zrobiłam listę wszystkich rzeczy potrzebnych do zrobienia zanim przyjdzie weekend i ostateczne przygotowywanie domu na sprzedaż, czyli czyszczenie, wyrzucanie, pakowanie niepotrzebnych rzeczy i w ogóle aranżacja chałupy żeby na zdjęciach ładnie wyglądała. No i lista tych rzeczy okazała się co prawda dość spora, ale są to tylko poprawki i wykończenia, które zajmują niewiele czasu, jak na przykład zalepienie dwóch dziur po gwoździach w salonie czy wymalowanie tego nieszczęsnego wejścia na strych, albo przyklejenie luster z Ikei na korytarzu, czy założenie rolety. Pomyślawszy więc że coś nam się od życia należy, spytałam Chłopa uczciwie, czy uważa że jesteśmy w stanie zrobić te rzeczy w dwa wieczory, bo ja uważam że tak, pod warunkiem że podzielimy robotę i jedno nie będzi się gapić jak drugie pracuje. Chłop uczciwie przyznał że się da, szczególnie że seans kinowy jest dość późno więc będziemy mieć chwilę czasu na robotę także dziś wieczorem, no i jak dałam radę wykonać połowę prac schodowych wczoraj przed badmintonem, to tak samo dam radę zrobić coś przed wyjściem do kina. Bo ja bardzo chcę zobaczyć te "Fantastyczne zwierzęta...".
Tak że, Mili Moi, nie ma ociągania się, praca wrze pełną parą, a Chłop zobaczył że ze mną nie przelewki i jak się za coś wezmę to wykonam. Bo on nie wierzył że nam się uda przed Świętami to wszystko zrobić. A ja chcę dom na sprzedaż wystawić w przyszłym tygodniu. Tak mi intuicja podpowiada. Mimo wszystko, najgorsze jeszcze przed nami. Pakowanie i wynoszenie rzeczy, bez których będzie się trzeba obejść przez jakiś czas. Dobrze że jest jeszcze Chłopa dom...
Kaloryfery też zostały odnowione, bo gdzieniegdzie rdza się zaczęła dobierać. Ja nie wiem jak to możliwe, bo cały system grzewczy został wymieniony na nowy zaledwie pięć lat temu, wszystkie kaloryfery w całym domu takie same, z tej samej firmy, a dwa z nich zaczęły rdzewieć. Zgroza, jak oni teraz produkują.
Chłop nieśmiało wspomniał dziś rano czy może do kina byśmy poszli, ale powiedziałam od razu nie, bo tyle roboty jeszcze. Jednak zaczęło mnie korcić i przy śniadaniu zrobiłam listę wszystkich rzeczy potrzebnych do zrobienia zanim przyjdzie weekend i ostateczne przygotowywanie domu na sprzedaż, czyli czyszczenie, wyrzucanie, pakowanie niepotrzebnych rzeczy i w ogóle aranżacja chałupy żeby na zdjęciach ładnie wyglądała. No i lista tych rzeczy okazała się co prawda dość spora, ale są to tylko poprawki i wykończenia, które zajmują niewiele czasu, jak na przykład zalepienie dwóch dziur po gwoździach w salonie czy wymalowanie tego nieszczęsnego wejścia na strych, albo przyklejenie luster z Ikei na korytarzu, czy założenie rolety. Pomyślawszy więc że coś nam się od życia należy, spytałam Chłopa uczciwie, czy uważa że jesteśmy w stanie zrobić te rzeczy w dwa wieczory, bo ja uważam że tak, pod warunkiem że podzielimy robotę i jedno nie będzi się gapić jak drugie pracuje. Chłop uczciwie przyznał że się da, szczególnie że seans kinowy jest dość późno więc będziemy mieć chwilę czasu na robotę także dziś wieczorem, no i jak dałam radę wykonać połowę prac schodowych wczoraj przed badmintonem, to tak samo dam radę zrobić coś przed wyjściem do kina. Bo ja bardzo chcę zobaczyć te "Fantastyczne zwierzęta...".
Tak że, Mili Moi, nie ma ociągania się, praca wrze pełną parą, a Chłop zobaczył że ze mną nie przelewki i jak się za coś wezmę to wykonam. Bo on nie wierzył że nam się uda przed Świętami to wszystko zrobić. A ja chcę dom na sprzedaż wystawić w przyszłym tygodniu. Tak mi intuicja podpowiada. Mimo wszystko, najgorsze jeszcze przed nami. Pakowanie i wynoszenie rzeczy, bez których będzie się trzeba obejść przez jakiś czas. Dobrze że jest jeszcze Chłopa dom...
wtorek, 29 listopada 2016
Cyber przestępstwo
Południowo-zachodnia Polska, miasto około 40 tysięcy mieszkańców, jedna ze szkół podstawowych, klasa trzecia czy tam czwarta, dzieciaczki lat około dziesięć, dopiero co do komunii poszły w ubiegłym roku.
Lekcja informatyki. Pani rozmawiać będzie z uczniami na temat cyber przestępczości.
****
Wieczorem mama jednej z dziewczynek zauważa że ta jakaś osowiała jest, jeść nie za bardzo chce, zamiast na komputerze, jak co wieczór, siedzi na telewizorze*. Zaniepokojona mam mierzy dziecku temperaturę, zagląda do gardła, próbuje wypytać jak się dziecko czuje i czy coś się nie stało. Nie, nic się nie stało. Po jakimś czasie dziewczynka nie wytrzymuje i zaczyna opowiadać.
****
Na lekcji informatyki pani zadaje pytanie, czy dzieci wiedzą, co to jest Facebook. Oczywiście wiedzą. Czy ktoś ma założone konto na Facebooku? Oczywiście, mają założone konto. Kto ma założone konto? Dzieci dumnie podnoszą rączki w górę...
Pani wpada w furię. Zaczyna się przesłuchanie.
- Jak to macie założone konto na Facebooku? A dlaczego? Czy wiecie że konto na Facebooku można założyć od trzynastu lat? A ile Wy macie lat? Dziesięć? No to popełniliście przestępstwo! Co? Wy sami nie założyliście konta? To kto Wam założył? Rodzice?? No to rodzice popełnili przestępstwo! I zobaczcie co zrobiliście, naraziliście swoich rodziców na popełnienie przestępstwa, teraz oni przez Was pójdą do więzienia! I wiecie co się z Wami stanie jak oni pójdą do więzienia? Wy pójdziecie do domu dziecka! Czy Wy chcecie żebym was zgłosiła na policję? Ja wszystko o Was wiem z tego Facebooka, mam dostęp do Waszych kont, ja Was codziennie sprawdzam, nie myślcie sobie że Wam to ujdzie płazem, to jest cyber przestępstwo!!
****
To wszystko co dziewczynka zapamiętała z lekcji informatyki. Dziewczynka nie chce żeby jej rodzice trafili do więzienia, a ona z bratem do domu dziecka. Dziewczynka jest cała przerażona że teraz pani zadzwoni na policję, że policja sprawdzi jej konto na Facebooku i że od razu wszystkiego się dowiedzą i że zaraz na pewno przyjdą, bo pani tak powiedziała... I dlatego ona się tak martwi i płacze.
Teraz to mama wpadła w furię. Natychmiast wykonała kilka telefonów do zaprzyjaźnionych mam, które też zauważyły że ich dzieci jakieś nieswoje, ale ponieważ tamte dzieci są bardziej skryte i nieśmiałe, nie były w stanie powiedzieć dlaczego. Odpowiednio jednak wypytane przez rodziców, potwierdziły słowa pierwszej mamy. Tego samego wieczoru rodzice postanowili działać i wysłali odpowiednie pismo do wychowawczyni klasy. Dodatkowo kilka mam zgłosiło się nazajutrz do szkoły w celu wyjaśnienia sprawy i wyciągnięcia konsekwencji.
****
Następnego dnia dziewczynka przyszła ze szkoły z nowiną.
- Mamuś, a ja widziałam jak nasza pani krzyczała na korytarzu na panią od informatyki, długo krzyczała, a pani od informatyki się rozpłakała i poszła do pokoju nauczycielskiego...
Jak tam naprawdę było, co się wydarzyło na tym korytarzu, nie wiadomo do końca, mama bowiem nie za bardzo ufa szczegółom dziecięcej wyobraźni. Sytuacja miała jednak miejsce naprawdę, kilka tygodni temu. Rodzice nie chcą słuchać tłumaczeń że pani od informatyki jest młoda i niedoświadczona. Rodzice otrzymali nieoficjalne przeprosiny, ale czy rozwiązuje to sytuację? Trauma dzieci już została przeżyta i nawet jak na kolejnej lekcji nauczą się czym naprawdę jest cyber przestępczość i jak się przed mnią uchronić. zaufanie do naczyciela zostało zdemolowane.
Ciężka sytuacja. Ja bym takiej pani nauczycielce kazała poszukać sobie nowej pracy.
*No wiem że tak się nie mówi, ale to w celu podsycenia atmosfery jest :-)
Lekcja informatyki. Pani rozmawiać będzie z uczniami na temat cyber przestępczości.
****
Wieczorem mama jednej z dziewczynek zauważa że ta jakaś osowiała jest, jeść nie za bardzo chce, zamiast na komputerze, jak co wieczór, siedzi na telewizorze*. Zaniepokojona mam mierzy dziecku temperaturę, zagląda do gardła, próbuje wypytać jak się dziecko czuje i czy coś się nie stało. Nie, nic się nie stało. Po jakimś czasie dziewczynka nie wytrzymuje i zaczyna opowiadać.
****
Na lekcji informatyki pani zadaje pytanie, czy dzieci wiedzą, co to jest Facebook. Oczywiście wiedzą. Czy ktoś ma założone konto na Facebooku? Oczywiście, mają założone konto. Kto ma założone konto? Dzieci dumnie podnoszą rączki w górę...
Pani wpada w furię. Zaczyna się przesłuchanie.
- Jak to macie założone konto na Facebooku? A dlaczego? Czy wiecie że konto na Facebooku można założyć od trzynastu lat? A ile Wy macie lat? Dziesięć? No to popełniliście przestępstwo! Co? Wy sami nie założyliście konta? To kto Wam założył? Rodzice?? No to rodzice popełnili przestępstwo! I zobaczcie co zrobiliście, naraziliście swoich rodziców na popełnienie przestępstwa, teraz oni przez Was pójdą do więzienia! I wiecie co się z Wami stanie jak oni pójdą do więzienia? Wy pójdziecie do domu dziecka! Czy Wy chcecie żebym was zgłosiła na policję? Ja wszystko o Was wiem z tego Facebooka, mam dostęp do Waszych kont, ja Was codziennie sprawdzam, nie myślcie sobie że Wam to ujdzie płazem, to jest cyber przestępstwo!!
****
To wszystko co dziewczynka zapamiętała z lekcji informatyki. Dziewczynka nie chce żeby jej rodzice trafili do więzienia, a ona z bratem do domu dziecka. Dziewczynka jest cała przerażona że teraz pani zadzwoni na policję, że policja sprawdzi jej konto na Facebooku i że od razu wszystkiego się dowiedzą i że zaraz na pewno przyjdą, bo pani tak powiedziała... I dlatego ona się tak martwi i płacze.
Teraz to mama wpadła w furię. Natychmiast wykonała kilka telefonów do zaprzyjaźnionych mam, które też zauważyły że ich dzieci jakieś nieswoje, ale ponieważ tamte dzieci są bardziej skryte i nieśmiałe, nie były w stanie powiedzieć dlaczego. Odpowiednio jednak wypytane przez rodziców, potwierdziły słowa pierwszej mamy. Tego samego wieczoru rodzice postanowili działać i wysłali odpowiednie pismo do wychowawczyni klasy. Dodatkowo kilka mam zgłosiło się nazajutrz do szkoły w celu wyjaśnienia sprawy i wyciągnięcia konsekwencji.
****
Następnego dnia dziewczynka przyszła ze szkoły z nowiną.
- Mamuś, a ja widziałam jak nasza pani krzyczała na korytarzu na panią od informatyki, długo krzyczała, a pani od informatyki się rozpłakała i poszła do pokoju nauczycielskiego...
Jak tam naprawdę było, co się wydarzyło na tym korytarzu, nie wiadomo do końca, mama bowiem nie za bardzo ufa szczegółom dziecięcej wyobraźni. Sytuacja miała jednak miejsce naprawdę, kilka tygodni temu. Rodzice nie chcą słuchać tłumaczeń że pani od informatyki jest młoda i niedoświadczona. Rodzice otrzymali nieoficjalne przeprosiny, ale czy rozwiązuje to sytuację? Trauma dzieci już została przeżyta i nawet jak na kolejnej lekcji nauczą się czym naprawdę jest cyber przestępczość i jak się przed mnią uchronić. zaufanie do naczyciela zostało zdemolowane.
Ciężka sytuacja. Ja bym takiej pani nauczycielce kazała poszukać sobie nowej pracy.
*No wiem że tak się nie mówi, ale to w celu podsycenia atmosfery jest :-)
Subskrybuj:
Posty (Atom)