piątek, 11 listopada 2016

Humor na weekend

W związku z ostatnimi wydarzeniami na świecie, dzisiaj będzie politycznie. Zapraszam.


*****
Clinton i Trump wchodzą do piekarni. W momencie wejścia Hillary kradnie 3 ciastka i chowa je do kieszeni. Uśmiecha się do Trumpa i mówi:
- Widzisz jaka jestem sprytna? Właściciel nic nie zauważył i nawet nie muszę kłamać! Bez wątpienia wygram te wybory!
Trump odpowiada:
- To nieuczciwe i typowe dla takich ludzi jak ty. Złodziejstwo i obłuda! Pokażę Ci jak to się robi:
Trump zwraca się do właściciela:
- Pozwól, ze pokażę Ci sztuczkę.
- Tak? Jaką?
- Czy możesz podać mi ciastko? - mówi Trump.
Właściciel podaje ciastko. Trump odwraca się do niego plecami i je zjada. Trump prosi o drugie ciastko. Właściciel podaje drugie. Trump znowu odwraca się plecami i zjada ciastko. Trump prosi o trzecie ciastko i znowu je zjada po kryjomu. Właściciel w końcu nie wytrzymuje i pyta:
- Ok, to co w takim razie zrobiłeś, co to za sztuczka i gdzie są ciasteczka?
Trump odpowiada z uśmiechem:
- Sprawdź kieszenie Hilary Clinton.


*****
Prezydent przechadza się po Warszawie wraz ze swoją żoną. Oglądając wystawy sklepowe mówi do żony:
- Popatrz! Spodnie 50zł, koszulka 40zł, futro 150zł. Nie wiem o co ludziom chodzi, że jest tak źle, przecież jest dość tanio. A wszyscy mówią, że nikogo na nic nie stać.
Żona popatrzyła na męża z ogromną czułością, jak tylko kobieta potrafi i mówi:
- Kochanie. To jest pralnia.


*****
Kiedy miały miejsce pierwsze wolne wybory?
Gdy Bóg zrobił Ewę z żebra Adama i powiedział mu: Wybierz żonę.


*****
- To skandal! - myśli polityk - żebym zarabiał dziesięć tysięcy na rękę. Dobrze chociaż, że mam dwie ręce.


*****
W amerykańskiej szkole Pani pyta dzieci na czym polega demokracja.
Mały John odpowiada:
- Demokracja to możliwość wyboru kraju, który chcemy okupować.


*****
W dowód przyjaźni Bush z Putinem zamienili się sekretarkami. Po jakim czasie sekretarka Busha telefonuje do niego z Rosji.
- Szefie, ja tutaj nie wytrzymam. Kazano mi związać włosy, założyć stanik i przedłużyć spódnicę.
Wkrótce do Putina telefonuje ze Stanów jego sekretarka.
- Szefie, ja tutaj nie wytrzymam! Kazano mi rozpuścić włosy, zdjąć stanik i tak skrócić spódnicę, że lada moment będzie mi widać kaburę i jaja.


*****
Breżniew przyjeżdża do polski w gości do Gierka. Jadąc limuzyną Wisłostradą Breżniew pyta Gierka:
- Tą trasę ile budowaliście?
- 8 lat - odpowiada Gierek.
- E, u nas byśmy to wybudowali przez 4 lata.
Jadą dalej Trasą Łazienkowską, Breżniew znowu pyta:
- A to ile budowaliście?
Gierek lekko wkurzony, naciąga swoją odpowiedź i rzecze:
- 2 lata
- E, u nas byśmy to pobudowali przez rok - odpowiada Breżniew.
Przejeżdżając obok Pałacu Kultury Breżniew pyta znowu:
- A to ile budowaliście?
Gierek wkurzony niemiłosiernie wygląda przez okno auta i pyta:
- Co budowaliśmy?
- No ten dom - odpowiada Breżniew pokazując na Pałac Kultury.
A Gierek mu na to:
- Kurdę jak tu wczoraj przejeżdżałem to go jeszcze nie było!


I na koniec nie za bardzo politycznie, ale nie mogłam się powstrzymać :-)


*****
Siedzi sobie w więzieniu dwóch skazanych, jeden pyta drugiego:
- Za co siedzisz?
- 15 morderstw, 26 porwań, handel narkotykami i ludźmi. A ty za co siedzisz?
- Sprzedałem chipsy gimnazjaliście...
Drugi więzień patrzy na niego dziwnym, przerażonym wzrokiem i nie jest w stanie wykrztusić z siebie ani jednego słowa. Po kilku minutach mówi:
- Ty chory zwyrodnialcu...


*****
Spotyka się dwóch Ukraińców i jeden mówi do drugiego:
- Stary, tam w Polsce to jest prawdziwe życie, nie to co u nas. Wstajesz rano i podają ci pyszne śniadanko do łóżka, potem sex do południa. Po południu wykwintny obiad, szampanskoje, desery i sex do kolacji. Kolacja - palce lizać, a po kolacji do późnej nocy sex ile tylko pragniesz.
- No, no brzmi nieźle. A skąd ty to wszystko wiesz, byłeś w Polsce?
- Ja nie, ale moja siostra była.



czwartek, 10 listopada 2016

Trochę o dniu wczorajszym bo mnie tąpło

Nie będzie o wyborach w Ameryce. O tym było wczoraj. Tak się jakoś bowiem zdarzyło że te daty się pokryły i nic z tym nie zrobię, zapomnieć trzeba i czekać dalej.
Otóż, znaleźliśmy domek, może nie wymarzony bo brakowało mu małe co nieco, ale spośród wszystkich opcji  najbliższy ideału. I wczoraj był właśnie dzień ostateczny na otwieranie ofert. Bo tak się to tutaj odbywa. Ludzie składają oferty do agencji i o godzinie zero są one otwierane i sprzedający decyduje którą ofertę przyjmie. Można też inaczej kupić dom, ale ten był sprzedawany właśnie tak. No i naszej oferty nie przyjęto. Szkoda, bo już się w nim widziałam. Szkoda, bo był w zasięgu i w najłatwiejszej dla nas opcji. Szkoda bo był to naprawdę ładny i świetnie położony dom. I odpicowany na tip top, nic w nim nie trzeba było robić. No ale cóż, komuś zależało bardziej.
Przybiło mnie to wczoraj lekko. Ale ja nie z takich co się poddają. Po powrocie do domu więc nalałam sobie kieliszek naleweczki i zasiadłam nad kartką papieru z analizą SWAT.
Od razu świat wydał się lepszy, a tamten dom trochę mniej idealny i w ogóle, przecież jest tyle innych możliwości. Poszukiwanie domu pozostaje priorytetem, moim celem było znalezienie najlepszego wyjścia w tak zwanym międzyczasie. Bo wiadomo, czas to pieniądz. Międzyczas także.
Wybrałam trzy scenariusze do analizy. Pierwszy - nie robić nic, żyć jak do tej pory. Drugi - ja się przeprowadzam. Trzeci - on się przeprowadza. Każdy scenariusz został poddany dokładnej analizie zysków i strat, możliwości i zagrożeń. Oprócz aspektów logistycznych i egzystencjalnych, bardzo ważnym elementem okazał się aspekt finansowy.
Chłop był zachwycony gdy wrócił z pracy. Po kolacji przystąpiliśmy do wspólnej analizy mojej analizy. I tu się okazało jak różni się mózg kobiecy od chłopskiego. Za cholerę nie mógł pojąć moich obliczeń zysków i strat z utrzymania domu. A ja za cholerę nie mogłam zrozumieć jego toku rozumowania. Tłumaczyłam, i tłumaczyłam, na różne sposoby, on też tłumaczył i nic. W końcu postanowił pokazać mi to łopatologicznie.
Przyniosłam szklane kulki i dwa talerzyki. Każda kulka reprezentowała dwadzieścia funtów, które to rozdzieliliśmy na poszczególne talerzyki, jeden mój, drugi jego. Przekładał i przekładał, zgodnie ze swoim chłopskim rozumem,  i jakkolwiek by nie przełożył, suma wychodziła mu taka sama jak moja na papierze. Dla pewności poprzekładałam i ja. Rezultat - taki sam. Widziałam jak mu się twarz zmienia od zdziwienia w niedowierzanie, jak mu mózg paruje od wysiłku, starał się za wszelką cenę zrozumieć dlaczego w jego głowie mu nie wychodzi. I nagle tadam! Olśniło mnie.
Ja wsadzałam wszystko do jednego worka, wyciągałam wydatki ze wspólnego worka i to co zostało, w tym wspólnym worku pozostało jako wspólne oszczędności.
On wyciągał wydatki tylko ze swojego worka. Oszczędności zostają w moim. Cudowny ten mój Chłop, co nie?