wtorek, 23 sierpnia 2016

Festiwalowy wieczór numer 2

Wczoraj wieczorem byłam na kolejnym pokazie, amerykańska grupa pod nazwą Baby Wants Candy (czyli Dziecko Chce Cukierka). Okazało się że kabaret bardzo podobny do tego z poprzedniego wieczoru. Czyli musical improwizowany. Tym razem jednak nie było to tematycznie-schematycznie na podstawie znanych musicali, ale zupełnie żywiołowo. Publiczność miała rzucić hasło będące tytułem i myślą przewodnią tej improwizacji, było kilka słabych głosów już nie pamiętam czego i laska za nami krzycząca na całe gardło coś odczytaliśmy "Great British Sloth Drop"... OK, pomyślałam, ciekawe ciekawe, sloth to leniwiec, leniwiec wisi na gałęzi, więc stado leniwców pospada z drzew, no to jakiś pomysł, myślałam. Tak też chyba początkowo zrozumieli aktorzy, ale prosili kilkukrotne powtórzenie bo ten "sloth" to jakoś dziwnie brzmiał, okazało się że chodziło nie o "sloth" a o "slut"! Trochę ich zatkało, przyznam sie, ale podjęli wyzwanie. Tak więc wczorajszy musical nazywał się "Great British Slut Drop" czyli Wielki Brytyjski Zrzut (spadochronowy) Dziwek. No ale było po dwudziestej drugiej, he he he!
Powiem że uśmiałam się jeszcze bardziej niż w niedzielę. Wykonawcy spisali się znakomicie, jako punt kluczowy wybierając II Wojnę Światową. No bo zrzut spadochronowy. A więc armia brytyjska i amerykańska, szpiedzy w armiii niemieckiej, misja specjalna z zadaniem wyciągnięcia informacji o zrzucie, kobieta Hitler... I miłość lesbijska, myślałam że skonam ze śmiechu a pozostali aktorzy po prostu się pokładali z tyłu na scenie, muzycy prawie przestali grać, a sama aktorka która to wymyśliła musiała przerwać na chwilę bo się zdaławiła ze śmiechu. Był też efekt specjalny w postaci przypadkowo strzelonej żarówki, huk był jak z korkowca, na szczęście nikomu nic się nie stało bo żarówka była nad przejściem, ale aktorzy wykorzystali moment znakomicie udając atak snajpera, przy okazji wplątując w piosenkę słowa że mają nadzieję że nikomu się nic nie stało i nie spodziewali się takich atrakcji i że proszą żeby całkowicie nie zdewastować pomieszczenia bo oni tu tylko wynajmują.
Wybawiłam się po pachy, a jutro idę specjalny nocny pokaz parodii "Gry o Tron" tej samej grupy. Jak mozna przeczytac na ulotce, Dzieni Rycerze będą walczyć z Innymi, Piękne Kobiety będą jeździć na smokach a wszyscy będą chcieli zabić wszystkich i wszystkich wybzykać. No to jak mam nie iść?

Dla tych co nie wiedzą co to jest musical improwizowany, poniżej skrócona wersja jednego po polsku. Ja uwielbiam ten rodzaj humoru, bo jestem obskórna i przaśna ale jak komuś nie odpowiada to niech przerzuci sobie na koniec, tak gdzieś do dziesiątej minuty. Zapraszam.


poniedziałek, 22 sierpnia 2016

Sportowo - Festiwalowo

W przerwie oglądania ostatnich podrygów Olimpiady w sobotę wybrałam się na bieganie. Tak mnie naszło, pomyślałam że ładna pogoda jest, potem ma padać, to co się będę nudzić, pójdę i pobiegam. Wybrałam sobie trasę, nie za długą, nie za ciężką, ale wiadomo, na górce mieszkam to gdziekolwiek się nie wybiorę to zawsze powrót będzie pod górkę. Był to pierwszy bieg w tym roku, wiem, późno zaczęłam ale znudziło mi się już oglądanie telewizora i chwilowo jazda na rowerze. O motorze to już nawet nie wspomnę, obawiam się że mogę nie wrócić do jazdy bo po ponad trzech miesiącach przerwy po prostu cholernie się boję. No ale zostawmy jednoślady na boku, wróćmy do dwuśladów czyli stóp w butach.
Stopy mi dopisały, nie powiem, przebiegłam więcej niż się spodziewałam że przebiegnę i to w nie takim najgorszym czasie. Tak jakby na czasie mi zależało. Ale smarkfon zliczał te statystyki to wiem. No więc źle nie było, szczególnie na pierwszy raz. Czułam się po tym po prostu świetnie, rześko i zdrowo i momentalnie szczuplejsza się też poczułam. No bo nie ważne ile się waży, ważne jak się człowiek czuje, nieprawdaż. No to się poczułam szczuplejsza i z tej szczupłości to nawet jeść mi się nie chciało jak zwykle, no bo przecież szczuplejsi mają mniejsze żołądki. No i z tej radości tymczasowe afro se na głowie szczeliłam, matodę zerżnąwszy u przednio z fejzbuka, czyli bierzemy kosmyk włosów, skręcamy w palcach i taki skręcony kudeł montujemy wsuwką do włosów. Już tak kiedyś robiłam i fajnie wyszło. Teraz postanowiłam że będzie jeszcze fajniej i zrobiłam to na wilgotnyc włosach, pozostawiając w takim stanie na kilka godzin. Tak sobie po domu chodziłam, chodziłam, aż w końcu sobie przypomniałam że te wsuwki trzeba by poodpinać. No i miało być tak:


A wyszło tak:


Na szczęście z dłuższymi włosami jest łatwiej bo można sobie je w kucyka spiąć i nie widać jak *ujowo są zrobione, a moczyć mi się kolejny raz nie chciało.  
Już w niedzielę rano poczułam skutki mojej niedzielnej szczęśliwości - schodzenie po schodach bez podpórki stało się niemożliwe, a każdy krok okupiony był jękiem boleści. Dobrze że tylko jedne mięśnie ucierpiały z żywiołem, bo obawiałam się że niczym nie będę mogła ruszać. A tak, sztywno bo sztywno i z efektami dźwiękowymi ale jakoś chodzę. A tu trzeba było iść na całodzienną wędrówkę po mieście bo festiwal przeciez już się niedługo kończy a tu człowiek nigdzie nie był i nic nie widział. Ludzie przyjeżdżają z całego świata, płacą grube pieniądze  żeby chociaż atmosferę poczuć, a my lokalsi, zamiast korzystać to znajdujemy sobie inne rozrywki. No ale tradycji stało się zadość i poszliśmy, 
Z listy szołów do zobaczenia udało nam się zakupić bilety na dwa w niedzielę i trzeci w poniedziałek czyli dziś wieczorem. Jest mnóstwo darmowych pokazów, myśleliśmy że się coś uda zobaczyć za free ale nie dało rady. No bo tak, od pokazu do pokazu, w różnych miejscach, a pomiędzy trzeba coś zjeść i coś wypić, a i na Royal Mall obowiązkowo się wybrać jak co roku. 
Pierwszy pokaz nazywał się "AAA baterries not included" (AAA baterie nie dołączone), odbywał się w małej salce w stylu jaskini i był połączeniem komicznego monologu z przezabawną parodią i naśladownictwem. Facet na przykład udawał... czajnik. Albo grał z publicznością w tenisa. W ogóle wszystko odbywało się z udziałem publiczności, a na koniec była świetna improwizacja rapu. Uśmiałam się po pachy. 
Drugi pokaz był już prawdziwym show w dużej sali z bardzo liczną publicznością, nazywał się Showstoppers (po polsku showstopper znaczy długo oklaskiwany fragment przedstawienia) i był to improwizowany musical.  Improwizacja polegała na tym że publiczność wybierała pięć znanych musicali, z czego jeden miał być tematem wiodącym. Wybrany został "Carnival" czyli miało być o karnawale. Tytuł improwizowanego przedstawienia również należał do publiczności. Prowadzący zapytał, jakie ma być przedstawienie, ktoś z sali rzucił "Intense" (intensywne) i wszystkim się spodobało, więc prowadzący zapisął na tablicy "In tents" - czyli "w namiotach". Fajna gra słów,bo "karnawał" zazwyczaj kojarzy się z namiotami (jak cyrk), jak improwizajca to improwizacja!
No i się zaczęło. Przedstawienie było całkowicie improwizowane, aktorzy musieli się tylko trzymać tematu i zmieniać do czasu na styl z kabaretu wcześniej wybranego przez publiczność. Co lepsze, muzyka również była improwizowana, a aktorzy mówili i śpiewali opowiadając wymyśloną naprędce historię, niekiedy paskając śmiechem bo wychodziły śmieszne absurdy. Była więc historia miłości i zdrady, porzucenia i wybaczenia, sceny z baru, sceny z kaplicy, improwizowana Matka Boska Jakaśtam, powrót do przedszkola, wszystko w otoczce karnawałowego szaleństwa. Oczywiście to co pisze trzeba sobie było wypbrazić bo na scenie nie było niczego oprócz aktorów i kilku rzeczy imitujących ławki czy jeżdżące ramy w które można było wkomponować taką na przykład Matke Boske. Aktorzy pili niewidzialne drinki z niewidzialnych szklanek, no i oczywiście te darmowe drinki były dla każdego. 
Przedstawienie było naprawdę bardzo udane, z ogromną dawką humoru, szczególnie ciekawe że jak wspomniałam, wszystko odbywało się ad hoc i na żywo. W biegu tworzona muzyka, na bieżąco wymyślane dialogi, a przede wszystkim śpiew - także wymyślany i także na bieżąco, w dodatku w grupie. Świetny pomysł i jeszcze lepsza realizacja. 

No i tak mi minął weekend, wróciłam do domu skonana i dziś rano spóźniłam się do pracy. A dzisiaj wieczorem następny pokaz i znowu wróce późno... I tak w koło, i tak w koło...


piątek, 19 sierpnia 2016

Humor piątkowy

Dzisiaj nieco inaczej. O ludziach, przez ludzi, dla ludzi :-)
Zapraszam! Obrazki powiększają się po kliknięciu.

Na przykład takie ogłoszenie na FB:



Albo takie. Ktoś ma pokój w Krakowie do wynajęcia?



Ludzie porozumiewają się przy pomocy smsów. Zrywają ze sobą...



I proszą o pomoc...



A także ustalają listę zakupów:



Wielu z nas pisze recenzje zakupionych przez internet produktów:





No ale żeby tradycji stało się zadość, jeden dowcip musi być. 

***
Nastoletnia córka uzyskała zgodę matki na pójście do dyskoteki. 
- Masz być w domu o 22 - mówi matka. 
Mija 22, 23, a córki nie ma w domu. Po północy ktoś wali do drzwi. Matka otwiera i widzi: przed drzwiami stoi córka z papierosem w ustach, nawalona jak bombowiec i macha biustonoszem. Matka wściekła pyta: 
- Paliłaś?
- Paliłam!
- Piłaś?
- Piłam!
- I co jeszcze robiłaś?!
- Nie wiem jak to się nazywa ale od dziś jest to moje hobby.


Wesołego weekendu!