Wczoraj Tiguś napędził mi bardzo dużego stracha. Znowu płakał, chyba jeszcze bardziej żałośnie. Nie mógł wejść po schodach, co przeszedł kilka kroków to padał na podłogę. W końcu nawet na łóżko musiałam go położyć bo nie dał rady wejść. Przypłaciłam to paroma drapnięciami ale co tam. Wtedy postanowiłam że z samego rana jadę z nim do weta i niech go przebadają, prześwietlą i co tam jeszcze. Nagrałam też jego płacz jako dowód.
I tak zrobiłam.
Pani doktor, właścicielka kliniki, podotykała go chwilę, podłuchała nagrania i powiedziała że łapa jest spuchnięta i faktycznie widać że go bardzo boli więc mam go zostawić to mu zrobią rentgena, pobiorą krew i w ogóle przebadają dokładnie, nie pod pełną narkozą bo to nie jest koniecznie ale w lekkim uśpieniu. I zadzwonią do mnie po południu to mi powiedzą o co chodzi. Popodpisywałam potrzebne dokumenty i z płaczem pojechałam do pracy.
Około drugiej zadzwoniła pani i powiedziała że Tiggy jest w porządku i żebym przyjechała po trzeciej. No to pojechałam. Tam mi go przynieśli, przywitał się ze mną, ale nie za bardzo chciał wyjść z kontenerka. Pani doktor pokazała mi wyniki krwi, wszystko bardzo ładnie, w środkowych granicach normy. Pokazała mi też zdjęcie rentgenowskie na monitorze komputera. I wyjaśniła.
W miejscu gdzie łączą się kości kolana, nad samym połączeniem widać, jak ona to nazwała "soft tissue" czyli tkankę łączną, czyli obrzęk, opuchlizna, płyn. Tego tam normalnie nie powinno być. Oprócz tego widać maleńki, dosłownie jak główka od szpilki, kawałeczek odpryśniętej kości. I wyraźnie opuchnięte mięśnie. Nie ma co się dziwić że go boli. Pani powiedziała że jej to wygląda na bardzo mocne uderzenie, albo ugryzienie. Być może przez psa. Nie ma uszkodzenia skóry, a może gdyby było toby już się zagoiło, ale ja nic nie zauważyłam wcześniej. Więc może jakiś pies go pogonił i nie zdążył ugryźć tylko zębami uderzył. A może, taka teraz teoria przychodzi mi do głowy, chciał wleźć komuś do domu przez okno, jak to on potrafi zrobić, i albo okno się za nim zamknęło (tutaj są okna wahadłowe) albo ktoś trzasnął i go uderzyło w tylną łapę. Teorii może być wiele, ważne jest że wiadomo jaki jest wynik. A nie jest nim naderwanie więzadeł, jak początkowo sugerowała inna pani doktor.
To dobrze. Takich rzeczy się nie operuje, to jest po prostu stan zapalny po uderzeniu. Dostał odpowiedni antybiotyk który mam mu podawać z jedzeniem dwa razy dziennie i dodatkową buteleczkę Metacamu przeciwbólowo. I kontrola za tydzień. Mam go dzisiaj nie wypuszczać. Ale on i tak tylko leży. Zjadł potrójną porcję na kolację (bo śniadania nie dostał w razie czego) i leży.
No a ja jestem już bardziej spokojna. Na razie nie płacze.
I kilka zdjęć.
Tu u weta.
Tu już w domu. Wygolona łapecka, tam gdzie mu kuj robili.
Próbuje patrzeć przez okno.
Widać, którą łapkę oszczędza.
I tak sobie siedzi. Chora łapka uniesiona.
I to by było na tyle. Dziękuję za wsparcie. Jesteście kochani.
♥♥♥