czwartek, 21 maja 2015

G*wniany czwartek

Kto śledzi Zmagania duszy z ciałem na Facebooku ten wie że wczoraj ze zgrozą zaobserwowałam że Tiggy kuleje na tylną łapę. Rano już był jakoś dziwny, jak go zgoniłam z łóżka żeby pościelić to syczał na mnie i prychał, potem warczał na mnie jak go próbowałam głaskać. A jak wyjeżdżałam do pracy to już z samochodu widziałam że jakoś tak dziwnie siedzi na parapecie, jakoś nienaturalnie.
Po powrocie z pracy nakarmiłam koty i zauważyłam że Tiggy kuleje, chociaż opiera ciężar na łapie, nie podkurcza jej, ale widać sprawia mu to ból. W pewnym momencie tak na mnie spojrzał jakby prosił żebym go wsadziła na kocie drzewo, więc zrobiłam to ale zaraz zszedł, nie mógł sobie znaleźć miejsca. No a ja co? Oczywiście wujek gugiel. Wiecie co można w sieci wyguglować. Wszystko. No ale ja już doświadczenie mam i nie wszystkie informacje znalezione w internecie przyjmuję do serca. Niemniej jednak warto wiedzieć co mogłoby być ewentualnie w razie wu.
Jako że przychodnia była już nieczynna, zadzwoniłam na kocie emergency, gdzie pani owszem, powiedziała mi że jak się bardzo niepokoję to mogę przyjechać ale sama wizyta kosztuje 145 funtów plus ewentualne leczenie. Co wiedziałam bo przecież skorzystałam poprzednio jak Tiguś przeciął sobie język. No ale wtedy to była inna sytuacja, teraz uznałam że to nie jest emergency jednak, bo kot je, chodzi, gorączki nie ma (zawsze sprawdzam uszy, moje doświadczenie z gorączkami Migusi nauczyło mnie że jak uszy kota są gorące w środku to nie jest dobrze). Pani potwierdziła, zapewniła że w razie czego są przecież dostępni 24 na dobę, ale póki co wystarczy wizyta u weta nazajutrz rano. Nauczona poprzednim wypadkiem Tigusia, w te pędy pojechałam kupić koci żwirek, bo nie trzymam na stanie, ponieważ moje koty wychodzą. I zorganizowałam Tigusiowi więzienie w salonie. Czyli tam gdzie normalnie stoją wszystkie kocie graty, wyrzuciłam tylko parę szczurów na zewnątrz żeby Migusia miała za czym ganiać jak salon będzie zamknięty. Tiguś ma tam domek, kocyki na sofie, kocie drzewo z dwoma hamakami, zabawki, miseczki z jedzeniem i piciem i kuwetę. Bo jak kot kuleje to wyłazić mu nie dam.
Rano zastałam wielkiego kupala i puste miski, ale nic do jedzenia nie dostał, bo wiedziałam że w razie czego kot powinien być na czczo. Nastawiałam się bowiem na najgorsze. Tylko że Tiguś już kulał trochę jakby mniej. No nic, pojechaliśmy do weta, pani obejrzała łapę dokładnie, pobadała, zobaczyła jak chodzi i jak siedzi. Wykluczyła złamanie i jakiś ciężki uraz, ale ustaliła że łapa jest troszkę spuchnięta w kolanie, więc prawdopodobnie naciągnął sobie więzadła, może troszkę naderwał. Na razie dostał zastrzyk przeciwzapalny i przeciwbólowy i lek przeciwbólowy do podawania przez weekend. I zalecenie siedzenia na doopie czyli ograniczenie ruchu.  Trudno, jak trza to trzeba, będzie siedział w więzieniu przynajmniej do poniedziałku.
Najlepsze było jak wracaliśmy. W czasie czterominutowej podróży do domu Tiguś zdążył zrobić wszystko co tylko mógł. Czyli się zesikał, zesrał i wyrzygał. Ale jak wróciłam do salonu po uprzątnięciu tego disastra to i tak śmierdziało kupą. Wystarczyło kilka chwil żeby zobaczyć co się stało. Tiguś wdepnął i rozniósł po podłodze (!!) Dobrze zę widać było pojedyncze ślady więc usunęłam szybko wilgotnymi szmatkami antybakteryjnymi, ale największa zabawa była z usunięciem kupy z łapy kota. Walczył dzielnie ale ja byłam waleczniejsza, wyszłam z tego z jednym małym zadrapaniem :-) Po powrocie z pracy będę musiała jeszcze podłogę umyć mopem parowym. I tak to. No i taki to mój gówniany zasrany czwartek.
Oby do niedzieli :-) 

środa, 20 maja 2015

No właśnie!

Krótko dzisiaj, bo słońce świeci i jest zupełnie optymistycznie. Aż się wierzyć nie chce że ta piosenka ma tyle lat! I jaki teledysk!

Ale... jak w tytule. No właśnie :-) Damy radę. Byle do przodu, c'nie? 



Pozdrawiam w końcu wiosennie!

poniedziałek, 18 maja 2015

Obrazek z życia

Zadzwonił do mnie wczoraj syn z rewelacją. Że on ma niedługo urodziny i czy już coś mu kupiłam i czy w ogóle chcę. Ja na to że owszem, zawsze mu kupuję. No to on czy wobec tego mogłabym nie wymyślać tylko kupić mu blender. Mówię, ok synku, dostaniesz blender.
Ale za jakiś czas sobie tak myślę, może on nie wie że są różne blendery, kupię mu zły i będzie narzekał. Lepiej spytam. Wysyłam mu więc sms-a. Pisownia oryginalna.

Ja:  Lepiej mi wyślij jaki to ten blender bo nie wiem czy o tym samym myślimy.  
Syn: ? Blender to blender nie? Wsadzasz zarcie do blendera i naciskasz czy cos i sie blenduje i masz wybledowane
J: Nie bo są różne
S: Czym sie roznia?

(i tu wysyłam dwa obrazki, pierwsze lepsze z google)


S: Taki jak pierwszy tylko ladniejszy moze byc maly powiedzialem ze nie reczny
J: Aha
S: Ladniejszy tzn nie bialy ani polsko-zolty
J: tylko wiesz, ten pierwszy to masz tylko jug, a ten drugi to masz i blender i masher i food processor. No ale zależy co chcesz robić.
S: Mam w dupie maszery i procesory chce jesc a nie filozofowac jak chcem cos zmaszowac to uzyje piesci albo lyzki czy cos to jest simple nie tylko blender :-))) dzieks
J: oki doki

No. To widzicie jak wygląda Ponglish

A teraz mam dwa pytania.
1. Co to znaczy polsko-żółty? Bo jakoś polskie barwy to się bardziej z biało-czerwonym kojarzą, co nie?
2. Czy to znaczy że pięść i łyżka są równie łatwe w uzyciu jak blender, skoro tak to po co mu ten cholerny blender????? 

Pozdrawiam serdecznie.