wtorek, 24 marca 2015

O zapobieganiu.

Usłyszałam rano w radiu że Angelina Jolie usunęła sobie jajniki z jajowodami. W obawie przed rakiem jajnika. Dwa lata temu poddała się podwójnej mastektomii w obawie przed rakiem piersi.
Jak ona sama to tłumaczy? (Pełny tekst tutaj, niestety po angielsku)
Testy krwi wykryły u niej gen BCRA1, co znaczy (według niej) 87 procent ryzyka raka piersi i 50 procent ryzyka raka jajników. Jej matka, babka i ciotka zmarły na raka. Dalej w artykule tłumaczy się że po zaleceniach wielu lekarzy zdecydowała się na ten krok, choć wie że są inne możliwości zapobiegania rakowi. To jej decyzja i ja również uważam że należy ją uszanować
Ale.
Poczytałam dokładniej. O raku, o genach BCRA, o statystykach.

Statystyki światowe (opublikowane przez World Cancer Research International):
Procent zachorowań na raka wynosi każdego roku około 0,2% ogólnej populacji, z czego szanse przeżycia 10 lat (ogólnie) ma około 50% chorych.
Rak piersi - 12% spośród wszystkich zachorowań na raka, 25,2% spośród raków występujących u kobiet.
Rak jajników - 1,7% wszystkich zachorowań na raka, 3,6% raków występujących u kobiet.
Gen BCRA wykrywa sie u 1 na 50 (!) kobiet chorych na raka piersi oraz u 1 na 10 kobiet chorujących na raka jajnika. Z drugiej strony, u kobiet u których wykryto mutację genu BCRA1 ryzyko zachorowania na raka jajnika wynosi pomiędzy 35-70%. Angelina Jolie miała wobec tego dużego pecha, bo jak się statystycznie popatrzy to ryzyko tak naprawdę jest bardzo niewielkie.
Bo skoro na raka choruje 0,2% populacji, to znaczy że na 10000 osób dwadzieścia osób zachoruje, a z tego będzie 1 osoba chora na raka piersi, a dwie dziesiąte osoby dostanie raka jajnika. Chyba dobrze policzyłam...

Tak sobie teraz czytam to co napisałam. Z jednej strony jak statystycznie popatrzeć to liczby wskazują na jednak niewielkie ryzyko. Z drugiej to wiedzieć że się ma taki gen musi być strasznym obciążeniem, bo to jak chodząca bomba zegarowa. To coś jak wiedzieć że się ma kamienie na nerce, i albo same wyjdą albo trzeba będzie operować :-) Głupie porównanie, wiem, ale jedyne które przyszło mi do głowy. Statystycznie to każdy z nas ma "szansę" na raka, czy się ma ten zmutowany gen czy nie. Ja na przykład mam wielką "szansę" na cukrzycę, jaskrę, raka wątroby, białaczkę, nadciśnienie i Alzheimera. Wszystkie te choroby występowały w najbliższej rodzinie, niektóre tłumnie i są dziedziczne. To co, mam sobie wątrobę wyciąć? A może od razu mózg, rozwiążę tym samym WSZYSTKIE swoje problemy zdrowotne.
Jak daleko można się posunąć w "zapobieganiu" chorobom? Nie podziwiam Angeliny Jolie. A wręcz odwrotnie.

Pozdrawiam

poniedziałek, 23 marca 2015

W mojej głowie podczas trasy

Spoglądam na zegarek. Już dwunasta. Chce mi się? Nie chce mi się? Muszę, obiecałam sobie że choćby się paliło i śnieg żabami walił to w ten weekend zacznę. Ale coś głodna jestem, a przecież nie mogę nic zjeść bo nie dam potem rady. W lodówce powinna być jeszcze szklanka koktailu który córka wczoraj zrobiła... Hmmm... Pyszny. Poczekam jeszcze z pół godzinki żeby się uleżał i wtedy pójdę...
No dobra, już pierwsza. No to idę. Zakładam "zimowy" sprzęt czyli długie spodnie i cienką bluzę. Na rękę zegarek ze stoperem. Nie idę na dystans dzisiaj, bo to pierwszy raz w tym roku, nie mogę się przemęczyć. Zakładam że dam radę tak ze dwadzieścia minut. Ale nie tutaj, bo jak zacznę z domu to się zajadę, przecież tu wszędzie z górki. No a jak najpoierw z góry to potem pod górę. Nie, na dziś dziękuję. Wymyślam inną trasę. Wsiadam w samochód i jadę. Mam zamiar podjechać do Centrum Sportowego i stamtąd zacząć, tam przynajmniej płasko jest. Ale ale, jak sie tu zatrzymam na dole koło cmentarza, to dojdę sobie spokojnie do tej ścieżki która prowadzi do Centrum, a potem zrobię kółko i wrócę. Zejdzie mi spokojnie te moje dwadzieścia minut. Czyli zaczynam. Okej okej, miałam zacząć biec za chwilę, ale jak tu spokojnie zejść z tej małej górki? No nie da się, to biegnę. Włączam stoper, będę sobie zerkać co chwilę, jak będzie dziesięć minut to po prostu zawrócę i pobiegnę z powrotem. Tak spokojnie i cicho dzisiaj, nawet samochodów na autostradzie nie ma za wiele. La la la la... Fajnie jest. Może kupić sobie słuchawki, muzyczki bym sobie słuchała tak jak inni? O nie nie nie, wiesz dobrze że się nie da, wolisz słuchać jak ptaki śpiewają i trawa szumi. Już pięć minut minęło. Szybko coś. O, tu jest to skrzyżowanie, a tu ścieżka w którą nigdy wcześniej nie skręcałam. A co mi szkodzi? Najwyżej zawrócę jak będzie czas.
O żesz ty... ale sobie narobiłam, miało nie być górek, no dobrza, dam radę, te są maleńkie, parę kroków zaledwie, przecież mogę zwolnić jak będę wracać. Nic mnie nie goni, nigdzie mi się nie spieszy. Ślicznie tu jest, cieszę się że wybrałam tę ścieżkę. Po lewej mam boiska, po prawej w dole linię kolejową, a po obu stronach ścieżki miodowe krzaki. Już się nieźle zażółciły i ten zapach... Mmmm, uwielbiam ten zapach. I dobrze że tu biegnę. Przynajmniej się nawącham. Ale ale, dziesięć minut już minęło a ja czuję że jeszcze mogę. Nie wracam. Już wiem dokąd ta ścieżka prowadzi. Zaraz zbiegnę to tej drogi koło dworca która prowadzi pod górę, a stamtąd tylko rzut beretem wzdłuż pola i będę przy samochodzie. Zajmie mi to wszystko więcej niż dwadzieścia minut, ale wyrobię, twarda jestem. No i już jest droga. Trochę gorzej teraz będzie przez chwilkę, ale dam radę, niejeden raz tutaj przecież biegałam...
Oesu... Co mnie tu przyniosło, czy-ja-na-głowę-upadłam...Ten cholerny most, zapomniałam że trzeba podbiec pod ten cholerny most... kto... tu... takie... coś... wymyślił... uhhhhhhh....szlag... by... to...
Ufff, no nareszcie z górki. Jeszcze tylko kawałeczek pod górkę i już będzie płasko. O, samochód przejeżdża, debil jakiś, jak on ten zakręt bierze? Przecież taka wąska ta droga, weźmie i się wpierniczy w coś... Lepiej pobiegnę tuż przy polu, będzie dla mnie bezpieczniej...
O, i już moja scieżka z powrotem. Cholera jasna, już czas, jeszcze parę sekund, dziesięć, dziewięć, osiem, siedem... A tu jeszcze tyle do przebiegnięcia. No nie aż tyle, może z pięć minut. Nóżki mnie już zaczynają boleć, uuuu... Ale dychać jeszcze mogę, to znaczy nie tak źle ze mną.
O, i będę mogła te swoje wypociny opisać na blogu. Chciałabym tak minuta po minucie, ale pewnie zapomnę. Jeszcze chwilkę, już prawie widać cel. Tak aby tylko dobiec do tej górki, resztę już przejdę. Uffff....

Moja wczorajsza inauguracyjna trasa Anno Domini 2015 :-)





piątek, 20 marca 2015

Humor piątkowy

Dzisiaj troszkę nietypowo, ale zapraszam na odrobinę rozrywki. Na początek standard.

*****
Pułkownik do majora:
- Jutro o 9:00 nastąpi zaćmienie Słońca, co nie zdarza się każdego dnia. Niech wszyscy żołnierze wyjdą na plac ćwiczeń, będę im udzielał wyjaśnień. W razie deszczu, ponieważ i tak nic nic nie będzie widać, proszę zebrać ludzi w sali gimnastycznej.
Major do kapitana:
- Na rozkaz pułkownika jutro o godzinie 9:00 rano odbędzie się uroczyste zaćmienie Słońca. Jeśli zajdzie konieczność deszczu, pan pułkownik wyda w sali gimnastycznej oddzielny rozkaz, co nie zdarza się każdego dnia.
Kapitan do porucznika:
- Na rozkaz pułkownika jutro o 9:00 nastąpi zaćmienie Słońca. W razie deszczu zaćmienie odbędzie się w sali gimnastycznej, co nie zdarza się każdego dnia.
Porucznik do sierżanta:
- Jutro o 9:00 pułkownik zaćmi Słońce na sali gimnastycznej, co nie zdarza się każdego dnia.
Sierżant do kaprala:
- Jutro o 9:00 nastąpi zaćmienie pułkownika z powodu Słońca. Jeżeli na sali gimnastycznej będzie padał deszcz, co nie zdarza się każdego dnia, zebrać wszystkich na placu ćwiczeń.
Dwaj szeregowi pomiędzy sobą:
- Zdaje się, ze jutro będzie padał deszcz. Słońce zaćmi pułkownika na sali gimnastycznej. Nie wiadomo dlaczego, nie zdarza się to każdego dnia


*****
Astronom opowiada blondynce o swojej pracy. Po kilku minutach pyta:
- Czy wszystko pani zrozumiała?
- Prawie. Nie wiem tylko, jakie zaćmienie łatwiej panu wykonywać: Słońca czy Księżyca?


*****
Jasio pyta babcię:
- Czy mogę wyjść na dwór? Chciałbym obejrzeć zaćmienie Słońca.
- Dobrze, ale pamiętaj: nie podchodź za blisko!


A teraz - TADAM - moje osobiste zdjęcia porannego zaćmienia słońca zrobione komurkom (nie poprawiać!). Zamieszczam na żywca, bez obróbki. Teraz już możecie się śmiać :-)








A tak to wyglądało naprawdę przez sześciokrotnie złożoną kliszę fotograficzną i okulary przeciwsłoneczne. No dobra. Tak to zapamiętałam...


Radosnego pierwszego dnia wiosny:-)