Cały dzień dzisiaj wynajduję artykuły i analizuję. Czytam o toksycznych matkach. Dlaczego? Bo może właśnie mnie to dotyczy? Nie potrafię żyć z własną córką, raz jest lepiej, raz gorzej, ale ogólnie to bryndza po prostu. Człowiek najpierw zawsze obwinia siebie. Wróć - nie człowiek, JA obwiniam najpierw siebie. Skoro ja jestem wszystkiemu winna, gdzies musi być tego przyczyna. No to czytam.
Cechy toksycznej matki (ze strony http://dzielnicarodzica.pl):
- Nadopiekuńczość
- Poświęcanie się
- Domaganie się całkowitego oddania emocjonalnego
- Bierna służąca
- Szafowanie „dobrem” dziecka
Przeciwny biegun: sprowadza do domu i swojego łóżka kolejnych wujków, nie biorąc pod uwagę, że kalejdoskop jej miłosnych porażek burzy poczucie bezpieczeństwa dziecka.
Tylko toksyczna, ograniczona matka uniemożliwia dziecku kontakty z ojcem– najczęściej w imię osobistej zemsty zawiedzionej kobiety, ale z niesieniem na sztandarze „dobra” dziecka (nie mówię o sytuacji, gdy ojciec nie trzeźwieje lub rzeczywiście skrzywdził dziecko). Nie patrzy, jak rozwiązać sprawę spotkań, by było to z największą korzyścią dla dziecka. Zabrania, bo… i tu następuje cała litania bzdur, w jej oczach utwierdzających ją w słuszności podjętej decyzji.
Dla „dobra” dziecka toksyczna matka despotycznie przejmuje ster jego życia w swoje ręce. Lepiej wie, jakie studia ma skończyć, z kim się zadawać, jak spędzać wolny czas. Płaci i wymaga całkowitej lojalności i poddania. „Niesubordynacja” kończy się emocjonalną karą, a nawet zerwaniem wszelkich kontaktów (taką postawę również dość często przejawiają ojcowie).
- „Przyjaciółka” – taka „od serca”
- Frustratka
Jeśli przenosi maskowaną agresję ze swojej matki (najczęściej w relacjach matka – córka) lub ojca (relacja matka – syn), nigdy nic jej nie zadowoli, zawsze znajdzie powód do narzekania i wyrzutów, wpędzając dziecko w chorobliwe zapotrzebowanie na aprobatę. Brak konsekwencji świadczy o słabości wewnętrznej i ma związek z ogólnym niezadowoleniem matki z siebie i życia. Zabrania czegoś, po czym pod wpływem wymuszenia ustępuje (uwaga! Zmiana zdania pod wpływem argumentów i negocjacji jest jak najbardziej zdrowa, natomiast uleganie dla świętego spokoju, pod wpływem wrzasków lub niezadowolenia dziecka, to postępowanie toksyczne, prowadzące do rozchwiania wewnętrznego obydwojga).
- „Sprawiedliwa”
- „Obecna nieobecna”
- Matka pijąca
***********************
Jak zapewne większość matek, z powyższego opisu znajduję co nieco u siebie. Nadopiekuńczość i poświęcenie się - moje dziecko raczej zarzuca mi ich brak. Rodzice widzą zaś odwrotnie, dla nich pozwalałam sobie na zbyt wiele no to teraz mam. Według mnie najwięcej toksycznego spustoszenia w życiu córki wyrządziła moja teściowa, która, nie zrozumcie mnie źle, jest naprawdę wartościową osobą, ale to właśnie ona pod pozorem nie wtrącania się starała się panować nad wszystkimi na odległość. Według córki jestem nienormalną frustratką, wariatką, nawet ostatnio zarzuciła mi schizofrenię bo rzekomo zrobiłam coś czego nie zrobiłam. Wiele mogę znieść, ale to ostatnie to już jest stanowczo zbyt wiele. Ponad rok zajęło mi wygrzebywanie się z matrixa jakim uraczył mnie jej ojciec, kiedy nie wiedziałam co jest prawdą a co kłamstwem, a rzeczywistość mieszała mi się ze snem, kiedy naprawdę myślałam że zwariowałam. Na szczęście moja lekarka przekonała mnie że jestem całkowicie zdrowa. A teraz mija kolejny rok i moja własna córka chce mi zafundować to samo.
Czy ja naprawdę jestem nienormalna że chcę spokoju w swoim własnym domu? Że chcę od pracującej córki odrobinę wkładu w rachunki czy zakup jedzenia? Że wymagam od niej wychodzenia na papierosa, sprzątania po sobie, spłukania wanny, starcia kuchenki po gotowaniu żarcia które ona dla siebie (!) gotuje z moich produktów, że nie życzę sobie wynoszenia moich kosmetyków i nie odkładania ich na miejsce, że chcę żeby mój dom wyglądał jak dom a nie slamsy? A może właśnie jestem nienormalna, bo powinnam zadzwonić na policję za zakłócanie spokoju, złożyć wniosek do sądu o nakaz eksmisji, może powinnam wynieść walizki z jej rzeczami na ulicę i wymienić zamki...
Ja nie chcę wyrzucać dorosłej córki na bruk, ale oczekuję w zamian choć trochę szacunku. Tak, czuję się "bierną służącą", która za każdą próbę porozumienia jest atakowana, a wstrętne słowa mogą zmieść każdy uśmiech z jej twarzy. I wtedy nastaje ciemność. A ja w ciemności dłużej żyć nie chcę. Czterdzieści parę lat i ciągle to samo. Historia zatacza koło.
Jestem córką toksycznej matki i matką toksycznej córki.
Potrzebuję krótkiego cięcia. W końcu chcę spokoju...
Potrzebuję krótkiego cięcia. W końcu chcę spokoju...