czwartek, 19 lutego 2015

Ja powinnam zażyć nerwosol...

Przyjeżdżam sobie wczoraj po pracy do domu, już widząc dom zauważyłam że coś nie tak. No tak. Jakiś palant postawił sobie samochód przy mojej bramie, kompletnie blokując wjazd. No cóż, zaparkowałam sąsiadowi na bramie, wiedząc że oni nie mają samochodu, ale zapukałam do nich i zapytałam czy oni nie wiedzą kto to może być. Nie wiedzieli i nie mieli nic przeciwko temu żeby tam zostawić samochód. Zresztą, pomyślałam, to tylko na chwilę przecież. Ale już mnie wqrw nosi...
Minęły dwie godziny. Samochód stoi. Ja jak durna, co chwilę zaglądam przez okno, stoi? Nie stoi? Stoi... Dzwonię na policję. Mówię co i jak, że nie mogę wjechać do domu ite pe i że już tam długo stoi. No i co najważniejsze, że moje ubezpieczenie obejmuje parkowanie w nocy w garażu albo na własnym podjeździe a nie na ulicy, więc jak coś się wydarzy to chcę mieć krycie policji. Uprzejmy pan policjant nadał sprawie numer i powiedział żeby zadzwonić za dwie godziny jak się nic nie zmieni.
No nic, postanowiłam się rozerwać oglądając "Pompeje". Ale, takie oglądanie, co piętnaście minut zryw i albo wprost do okna (Stoi? Stoi!) albo do kibelka żeby mieć alibi że nie gapię się cały czas na ulicę... O jedenastej piętnaście dzwonię znowu na policję, mówię co i jak i że nadal stoi. Przy czym zaznaczam że wiem że nie jest to emergency ale mogłoby być, i co wtedy? I w dodatku to ubezpieczenie... Pan pyta o której rano jadę do pracy, mówię że ósma trzydzieści. No to on że jak rano będzie stał to żeby zadzwonić i wtedy zadziałają. Podziękowałam, poszłam spać. Ale najpierw naszykowałam ostatnią akcję prewencyjną, czyli na oczojebnej żółtej kartce formatu A4 napisałam markerem wielkimi literami "PLEASE DO NOT BLOCK MY DRIVE WAY AGAIN!!!" i nakleiłam taśmą klejącą na przednią szybę zawalidrogi, przytwierdzając dodatkowo wycieraczką. Chciałam mieć czyste sumienie po prostu. I z pozornie czystym sumieniem poszłam do łóżka. Ale, takie spanie, pobudka co dwie godziny żeby sprawdzić... Ha ha, no aż tak to mi sufit na głowę nie upadł, niemniej jednak faktycznie się budziłam i miałam koszmary senne, na przykład że Migusia miała wypadek na płocie i cały pyszczek we krwi...
Budzę się rano, stoi. Myślę sobie, w doopie to mam, wyjechać do pracy wyjadę, nerwów sobie szarpać nie będę srana. Pomyślę jak wrócę a on jeszcze tu będzie. Już prawie kończyłam szorować zęby kiedy zauważyłam policyjny samochód przejeżdżający wolniutko obok i oglądający sytuację. Aha, pomyślałam, sprawdzają! W tempie zawrotnym jak na rano pozbierałam wszystkie manele, zarzuciłam kurtkę, wsunęłam buty i wybiegłam z domu. Samochód policji nadal stał, czekali na mnie chyba. Wrzuciłam graty do swojego auta i podeszłam, pan otworzył szybę i tak sobie porozmawialiśmy. Że on widzi że faktycznie blokuje mi wyjazd, że mają dwa numery telefonu i adres klienta, że postarają się ponownie z nim skontaktować, a jak nie będzie odbierał albo nie będzie chciał zabrać auta (a kto by nie chciał jak policja grzecznie prosi?) to będą musieli odholować pojazd na specjalny parking i właściciel będzie musiał za niego zapłacić. A to droga sprawa, znam z autopsji, kiedyś mój samochód też odholowali za nieprawidłowe parkowanie... Ale przynajmniej ja nikomu drogi nie blokowałam, po prostu przekroczyłam dopuszczalny limit czasu parkowania o jakieś pół godziny.
Pożegnałam się z policjantami i pojechałam do pracy. I idąc za ciosem, zadzwoniłam właśnie do lokalnego urzędu w tej sprawie, wyjaśniłam całą sytuację, że ja mam dosyć dzwonienia na policję itepe i że proszę żeby coś z tym zrobili, bo mogą namalować linię na drodze zakazującą parkowania w tym miejscu i ja proszę o taką właśnie linię. Uprzejmy pan po drugiej stronie linii zarejestrował zgłoszenie mówiąc że przekaże to do odpowiednich służb które mają się ze mną wkrótce skontaktować. Zobaczymy.
A nawiasem mówiąc, zobaczcie sami. Wyjechalibyście z takiej bramy w jakiś sposób albo w nią wjechali? Bo ja może rowerem lub motocyklem, ewentualnie jakby mój samochód umiał latać to by przeleciał...


Pozdrawiam nerwosolowo...

środa, 18 lutego 2015

Co robi kobieta żeby się pocieszyć... cd.

Nie miałam wczoraj za dobrego nastoju. Postanowiłam go sobie poprawić wybierając się do kina. Początkowo chciałam zobaczyć "Selma", ale grali go zbyt późno a ja przecież muszę rano wstać do pracy. No i to samopoczucie, przy którym nie chciałam mieć, po prostu nie chciałam mieć żadnych dodatkowych emocji. Tylko czysta niemącąca umysłu przyjemność patrzenia na ekran. Tak czasami mam i wtedy czekam na wtorek, bo we wtorek są w moim kinie o połowę tańsze bilety, a kupując online mam jeszcze zniżkę 10 procent. No i mi nie żal że oglądam badziewny film. No więc jaki film jest ostatnio na topie? Tadam - "Fifty shades of Grey"! O moich wrażeniach z książki można poczytać tutaj, z tym że zaznaczam że tamto spojrzenie miałam w innych okolicznościach.
Wracamy do kina.
Poszłam od razu po pracy żeby nie tracić czasu ani paliwa, zakupiłam sobie nachos z trzema sosami bom głodna była i udałam się do sali kinowej numer 7. Szybciutko przedarłam się na samiuśki tył gdzie znajdowało się wybrane preze mnie siedzenie, starając się zasłonić twarz tacką z nachos, ze wzrokiem utkwionym częściowo w podłodze a częściowo zerkającym na tłumy siedzące już na swoich miejscach. No dobra, tłumy to za dużo powiedziane, kino nie było pełne, ale tak ze dwie trzecie wypełnienia to jednak było. Takich osób jak ja, samotnych pań po czterdziestce, było kilka, ale głównie tłum reprezentowały młode panienki w parach lub grupach, gdzieniegdzie poprzeplatane parami pochodzenia azjatyckiego. Biały reprezentant płci odmiennej, jeżeli gdzieś był to się bardzo dobrze kamuflował bo nie zauważyłam. Wśród tych wszystkich dziewoj mogłam się poczuć jak jakiś podstarzały perwert, ale się nie poczułam bo mam to gdzieś. Chcę iść sama do kina to idę. Zresztą, nie miałabym sumienia ciągnąć za sobą męskie ramię...
No i się zaczęło. Tak jak przewidziałam, bez emocji, bez wrażeń, bez jakiegokolwiek wysiłku umysłu, za wyjątkiem cichego "o qrva" kiedy kawałek nacho z sosem salsa spadł mi na bluzkę. Obejrzałam ziewając od połowy, ale nie udało mi się zasnąć. Po filmie wstałam, zabrałam swoje śmieci i wyszłam. Kobiety rozmawiały, a ja... Jak wiecie, filmów raczej nie recenzjuję, jak chcecie poczytać sobie recenzje to wpiszcie w google i Wam wyskoczy. Moje wrażenia już Wam opisałam. Zerowe. Ale nie tak żebym się całkowicie nudziła, o nie. Podeszłam do tego bardziej metodycznie, porównywałam z książką, oceniałam grę aktorską, dobór obsady itepe. Z tym ostatnim to przyznam że producenci wykonali dobrą robotę, uczynili historię troszkę bardziej realną niż książkowy odpowiednik. Ktoś może powie że aktorzy do bani, że zagrali fatalnie, ale ja ujmę się za nimi i powiem - a jak mieli grać? Tak krawiec kraje jak mu materiału staje...
Czy można stworzyć dobre dzieło kinowe na podstawie miernej powieści? Można, jako przykład podam film "Kochanek" z 1992 roku na podstawie opowiadania Marguerite Duras. Można i odwrotnie - parz polski "Quo vadis". "Pięćdziesiąt twarzy Greya" jest naiwną bardzo prymitywną opowiastką, z cyklu bajek o Kopciuszku. Chociaż nie miałam tego typu skojarzeń czytając książkę, film już na początku skojarzył mi sie z "Twilight". Te same nudne schematy, tylko fabuła trochę inna.
Podsumowując - jak zawsze uważam że żeby mieć opinię na jakiś temat, trzeba się z tematem zapoznać. W tym przypadku obejrzeć film. Gdybym miała ze dwadzieścia lat, albo była czterdziestoletnią dziewicą (przepraszam czterdziestoletnie dziewice), albo pruderyjną katoliczką (przepraszam katoliczki), uznałabym ten film za ociekający seksem, wyuzdany i brudny. Ale nie jestem i dlatego jest on dla mnie ckliwą miłosną opowiastką. Nagość, choć pokazywana od czasu do czasu nie jest niczym zdrożnym a sceny są tak skonstruowane że raczej dzieją się w naszej głowie niż na ekranie. Widziałam znacznie bardziej eksponujące filmy, uwierzcie mi, i nie mówię tu o pornografii...
Czy polecam ten film? Tak, jak każdy inny. Może się Wam podobać a może i nie, dla mnie osobiście był to ciekawy eksperyment socjologiczny, nic ciekawego.
Ja mam swoje własne "50 shades", znacznie lepsze :-)

Pozdrawiam na szaro!

wtorek, 17 lutego 2015

Wiosennie już

W drodze do pracy, dzisiaj rano:





A w ogródku prymulka mi zakwitła fioletowa i przebiśniegi już wylazły. Żonkile pokazywałam wczoraj. Zimno dzisiaj i wietrznie, ale już z pewnością... Wiosna idzie, Panie i Panowie, wiosna...


Pozdrawiam wciąż jeszcze zimowo