niedziela, 25 stycznia 2015

Mały siczek i wielki siur

Jako że Wielka Podróż Kociurów już za kilka dni, postanowiłam w ramach przyzwyczajenia do samochodu i sprawdzenia jak będą reagować, przewieźć ich parę kilometrów po autostradzie. One samochodu się nie boją, ale zazwyczaj jeżdżą tylko do weterynarza więc nie mają za dobrych skojarzeń.
Zapakowałam ich bez trudu do transporterków, zaniosłam po kolei do samochodu, usadowiłam na tylnym siedzeniu, poprzypinałam pasami i pojechalim :-) Starałam sie wolno brać zakręty, a na autostradzie ustawiłam prędkościometr (chyba tak to się nazywa...) na maksymalną wymaganą (czytaj: dozwoloną) predkość, żeby było w miarę spokojnie i tak jak będziemy jechać w piątek. Ustaliłam trasę na 20 mil więc tam i z powrotem miało byc 40, czyli 40 procent tego co je czeka. Spoko. Pierwsza zaczęła Migusia, ale żeby ją usłyszeć musiałam wyłączyć radio bo ona cieniutko i cichutko miałczy, prawie jak myszka, oesu co ja tu wypisuję, myszka miałczy, ha ha ha! No dobra. Po jakichś 10 minutach nagle z tylu rozległo się wielkie i czyste "miauuuu" - to nerwy Tigusiowi puściły. I tak na zmianę, z różną na szczęście częstotliwością, z większymi lub mniejszymi przerwami, więc nie było to aż takie męczące jak sie spodziewałam. Za każdym miałknięciem przemawiałam do nich jak do niemowlaków tak że ciekawie było i się nie nudziłam.
W drodze powrotnej coś mi zaśmierdziało... ups, myślę, koopa czy co? Może któryś kazika puścił (kazik = bąk) i dlatego wali... Smrodek pomału zaczął zanikać, może się po prostu przyzwyczaiłam :-)
Po przyjeździe do domu wypakowałam towarzystwo z samochodu, wniosłam do domu i otworzyłam transporterki. Wyszły ostrożnie, powoli, popatrzyły na siebie i porozchodziły się po pokojach. Zaglądam do mniejszego transporterka, qpy nie ma, za to materacyk ma maleńką plamkę w miejscu Migusiowej doopki. Popuściło jej się troszkę siczków. Ok, to spoko. Zaglądam do większego transportera, qpala na szczęście też nie ma, za to w miejscu Tigusiowego siedziska mokra śmierdząca plama. Wielki siur. Tiguś nie miał materacyka, miał za to starą miękką zasłonę robiącą za kocyk. No i dobrze, wszystko natychmiast powędrowało do pralki a koty z tych nerwów i stresu wielkiego zeżarły całe jedzenie jakie im dałam. Nawet Migusia.
Trochę mniej się już obawiam tej całej podróży. Więcej prób już nie robię. Mam nadzieję że wszystko przebiegnie z jak najmniejszą ilością problemów :-)
Pozdrawiam :-)

piątek, 23 stycznia 2015

Humor na piątek

Pozostając w temacie kotów... Coś do pośmiania



********
Przychodzi facet z mówiącym kotem do łowcy talentów. Gość musi zademonstrować zdolności kota, więc zadaje mu pytanie:
- Jak się nazywa drobny węgiel? 
Kot odpowiada: 
- Miał!!! 
Potem facet pyta: 
- Jaka jest forma czasu przeszłego czasownika ,,mieć'' w trzeciej osobie rodzaju męskiego? 
Na co kot odpowiada: - Miał!!! 
Łowca talentów wyrzuca obu na ulice. Na ulicy kot wstaje, otrzepuje się i mówi: 
- O co mu chodzi, czy ja mówiłem niewyraźnie?


********
Mężczyzna postanowił pozbyć się kota. Zapakował go w koszyk i wytargał do innej dzielnicy. Zadowolony, że pozbył się problemu, wraca do domu - kot już tam jest. Nie zrażony, na drugi dzień wywozi kota za miasto i szybciutko leci do domu. W domu zastaje kota.... Myśli sobie: ,,Uparta zaraza''. Nazajutrz wywozi kota krętymi drogami 100 kilometrów od miasta. Po niedługim czasie dzwoni do domu: 
- Jest kot? - pyta żony. 
- Jest. 
- To dawaj go do telefonu, bo nie wiem jak do domu wrócić.....


********
- Wyobraź sobie, wczoraj na imprezie postanowiliśmy najarać kota. 
- I co on na to? 
- Nic, siedział z nami, palił, śmiał się, dyskutował...


********
Na lekcji biologii nauczycielka mówi:
- Pamiętajcie, że nie wolno całować kotków ani piesków, bo od tego można zachorować. A może ktoś z was poda przykład?
Zgłasza się Jasio:
- Ja mam, proszę pani. Moja ciocia całowała raz kotka.
- I co?
- No i zdechł.


********
Żyd ze sporym workiem na plecach przekracza granicę. 
- Co jest w tym worku? - pyta urzędnik celny. 
- Jedzenie dla kota - odpowiada Żyd. Celnik otwiera worek: 
- Przecież to kawa! Czy kot je kawę??!! 
- A czy to moje zmartwienie? Nie chce, niech nie je!



Wesołego weekendu!

czwartek, 22 stycznia 2015

Jak przewieźć kota

Tak się składa że wyjeżdżam co jakiś czas i kłopot mam z kotami. Fajnie było jak dzieci były w domu, to się opiekowały. Ale dzieci już nie ma za to koty są. No i teraz - co z nimi zrobić. Opcji jest kilka. Hotel odpada. Po prostu nie i koniec, to już ostateczna ostateczność. Sąsiadów nie chcę obarczać dwoma kotami i to w dodatku dość często. Nikt znajomy blisko nie mieszka. Wynajęcie kociego opiekuna trochę kosztuje, ale jest to jakaś opcja, chociaż trochę się obawiam, czy aby na pewno będzie przychodził dwa razy dziennie do kotów. No i kwestia obcej osoby w domu, ale zakładam że z opcji tej skorzystam nie raz, chciało się mieć zwierzątka to teraz trzeba im opiekę zapewnić.
Ostatnia opcja to wyjazd z kotami. Wydaje się łatwym rozwiązaniem, bo co to, zapakować koty do kontenerków, kuwetę, miski, jedzenie i parę zabawek. Ale koty wiadomo jakie są, Tiggy nie lubi jeździć i ze dwa razy się nawet porzygał, ale to bylo na początku, teraz trochę łatwiej mu idzie. Miałczą w samochodzie obydwoje, płaczą jakby im się krzywda wielka działa. Podróż samochodem z kotami trwałaby około dwóch godzin. I teraz nasuwają się pytania:
- Jak one zniosą jazdę samochodem?
- Czy wytrzymają dwie godziny w kontenerku? Słyszałam że przewozi się koty w klatce, ale gdzie, w bagażniku??
- Czy lepiej jest im zaserwować od razu tabletkę podróżną czy lepiej poczekać na wyniki podróży? Jakie są skutki uboczne takiej tabletki?
- Czy one mi jakoś nie uciekną? W podróży to mało prawdopodobne ale tam, na miejscu? Nie będą wychodzić, ale to wiadomo czy się jedno z drugim przez drzwi nie wyśliźnie?
- Jak taki kot wychodzący reaguje na pozostawienie go w zamknięciu? Mam na myśli swobodny dostęp do wszystkiego w domu, ale jednak bez wyjścia na zewnątrz.

Proszę Was o podzielenie się swoimi doświadczeniami, jak nie tu to piszcie na email (w prawym górnym rogu jest formularz). Przecież przewoziliście koty, Bułka to aż do Niemiec przecież jechała, a nie kojarzę żebym gdzieś czytała o szczegółach podróży... Gosia Wrocławianka swojego Hokusika na wieś wozi od czasu do czasu, przecież to też zmiana miejsca, przynajmniej za pierwszym razem, kiedy wszystko nowe. Jakiekolwiek wskazówki będą najmilej widziane, nie piszcie tylko że najlepiej to kota zostawić w domu bo tyle to wiem, chodzi mi o to że jak już trzeba z nimi wyjechać to jak to zrobić bez większych ubytków na zdrowiu, naszym i kocim.

Pozdrawiam serdecznie i liczę na odzew :-)