piątek, 23 stycznia 2015

Humor na piątek

Pozostając w temacie kotów... Coś do pośmiania



********
Przychodzi facet z mówiącym kotem do łowcy talentów. Gość musi zademonstrować zdolności kota, więc zadaje mu pytanie:
- Jak się nazywa drobny węgiel? 
Kot odpowiada: 
- Miał!!! 
Potem facet pyta: 
- Jaka jest forma czasu przeszłego czasownika ,,mieć'' w trzeciej osobie rodzaju męskiego? 
Na co kot odpowiada: - Miał!!! 
Łowca talentów wyrzuca obu na ulice. Na ulicy kot wstaje, otrzepuje się i mówi: 
- O co mu chodzi, czy ja mówiłem niewyraźnie?


********
Mężczyzna postanowił pozbyć się kota. Zapakował go w koszyk i wytargał do innej dzielnicy. Zadowolony, że pozbył się problemu, wraca do domu - kot już tam jest. Nie zrażony, na drugi dzień wywozi kota za miasto i szybciutko leci do domu. W domu zastaje kota.... Myśli sobie: ,,Uparta zaraza''. Nazajutrz wywozi kota krętymi drogami 100 kilometrów od miasta. Po niedługim czasie dzwoni do domu: 
- Jest kot? - pyta żony. 
- Jest. 
- To dawaj go do telefonu, bo nie wiem jak do domu wrócić.....


********
- Wyobraź sobie, wczoraj na imprezie postanowiliśmy najarać kota. 
- I co on na to? 
- Nic, siedział z nami, palił, śmiał się, dyskutował...


********
Na lekcji biologii nauczycielka mówi:
- Pamiętajcie, że nie wolno całować kotków ani piesków, bo od tego można zachorować. A może ktoś z was poda przykład?
Zgłasza się Jasio:
- Ja mam, proszę pani. Moja ciocia całowała raz kotka.
- I co?
- No i zdechł.


********
Żyd ze sporym workiem na plecach przekracza granicę. 
- Co jest w tym worku? - pyta urzędnik celny. 
- Jedzenie dla kota - odpowiada Żyd. Celnik otwiera worek: 
- Przecież to kawa! Czy kot je kawę??!! 
- A czy to moje zmartwienie? Nie chce, niech nie je!



Wesołego weekendu!

czwartek, 22 stycznia 2015

Jak przewieźć kota

Tak się składa że wyjeżdżam co jakiś czas i kłopot mam z kotami. Fajnie było jak dzieci były w domu, to się opiekowały. Ale dzieci już nie ma za to koty są. No i teraz - co z nimi zrobić. Opcji jest kilka. Hotel odpada. Po prostu nie i koniec, to już ostateczna ostateczność. Sąsiadów nie chcę obarczać dwoma kotami i to w dodatku dość często. Nikt znajomy blisko nie mieszka. Wynajęcie kociego opiekuna trochę kosztuje, ale jest to jakaś opcja, chociaż trochę się obawiam, czy aby na pewno będzie przychodził dwa razy dziennie do kotów. No i kwestia obcej osoby w domu, ale zakładam że z opcji tej skorzystam nie raz, chciało się mieć zwierzątka to teraz trzeba im opiekę zapewnić.
Ostatnia opcja to wyjazd z kotami. Wydaje się łatwym rozwiązaniem, bo co to, zapakować koty do kontenerków, kuwetę, miski, jedzenie i parę zabawek. Ale koty wiadomo jakie są, Tiggy nie lubi jeździć i ze dwa razy się nawet porzygał, ale to bylo na początku, teraz trochę łatwiej mu idzie. Miałczą w samochodzie obydwoje, płaczą jakby im się krzywda wielka działa. Podróż samochodem z kotami trwałaby około dwóch godzin. I teraz nasuwają się pytania:
- Jak one zniosą jazdę samochodem?
- Czy wytrzymają dwie godziny w kontenerku? Słyszałam że przewozi się koty w klatce, ale gdzie, w bagażniku??
- Czy lepiej jest im zaserwować od razu tabletkę podróżną czy lepiej poczekać na wyniki podróży? Jakie są skutki uboczne takiej tabletki?
- Czy one mi jakoś nie uciekną? W podróży to mało prawdopodobne ale tam, na miejscu? Nie będą wychodzić, ale to wiadomo czy się jedno z drugim przez drzwi nie wyśliźnie?
- Jak taki kot wychodzący reaguje na pozostawienie go w zamknięciu? Mam na myśli swobodny dostęp do wszystkiego w domu, ale jednak bez wyjścia na zewnątrz.

Proszę Was o podzielenie się swoimi doświadczeniami, jak nie tu to piszcie na email (w prawym górnym rogu jest formularz). Przecież przewoziliście koty, Bułka to aż do Niemiec przecież jechała, a nie kojarzę żebym gdzieś czytała o szczegółach podróży... Gosia Wrocławianka swojego Hokusika na wieś wozi od czasu do czasu, przecież to też zmiana miejsca, przynajmniej za pierwszym razem, kiedy wszystko nowe. Jakiekolwiek wskazówki będą najmilej widziane, nie piszcie tylko że najlepiej to kota zostawić w domu bo tyle to wiem, chodzi mi o to że jak już trzeba z nimi wyjechać to jak to zrobić bez większych ubytków na zdrowiu, naszym i kocim.

Pozdrawiam serdecznie i liczę na odzew :-)

środa, 21 stycznia 2015

Na pocieszenie

Buty se kupiłam. W zasadzie na pocieszenie. Ale przede wszystkim na wesele. O takie:

Nie jestem jeszcze przekonana do tego paska na kostce, ale jakoś dam radę.

Popatrzcie na te łańcuchy, właśnie dla nich kupiłam te butki... 
Tylko jak ja w nich teraz chodzić będę?.... A zresztą, na wesele w sam raz, co nie? Na weselu się nie chodzi, dam radę :-)