czwartek, 20 lutego 2014

21 LAT

Dzisiaj mija 21 lat odkąd powiedzieliśmy sobie "tak", najpierw w obecności urzędnika Stanu Cywilnego, potem w kościele. Tak, konkordatu wtedy nie było, ślub kościelny był nieważny, zresztą tak się wtedy robiło i koniec.
W tradycji polskiej (może nie tylko?) rocznice ślubu nazwane są symbolami. Ostatnia, dwudziesta, była porcelanowa. Dostaliśmy z mężem po porcelanowym kubku, jego stłukł się już następnego dnia, ja swój wyrzuciłam do śmietnika jakiś czas potem...
Zawsze uważałam że jak się przetrwa te dwadzieścia lat to potem już tylko całe życie... Cóż, nie na darmo dwudziesta rocznica nazwana została porcelanową, porcelana jest piękna, twarda ale niestety krucha.
I choć mija dziś 21 lat, nasze małżeństwo przetrwało jedynie 20 lat. Bo potem to już była niestety równia pochyła...

Dzisiaj chcę się z Wami podzielić dwoma utworami z płyty "White Stones" Secret Garden. Muzyka ta towarzyszyła mi w chwilach smutku i zwątpienia, w chwilach kiedy z tęsknoty gryzłam poduszkę zatapiając w nią  morze łez, kiedy leżałam w samotności czekając na sen który przynosił ukojenie... Utwór który wzbudza refleksje, przywołuje ukryte skrawki pamięci, który dotyka każdego kawałka duszy, "Appassionata"


A potem ten który podnosi na duchu, który przynosi ukojenie i nadzieję, po prostu "Hymn to hope"


Dziękuję że jesteście ze mną...

wtorek, 18 lutego 2014

Koniec świata

Wczoraj był Dzień Kota. Tiguś dostał dodatkową porcję ciasteczek, Migusia nie dostała bo jej nie było jak rozdawali :-) Wyjdzie jej dobrze na sylwetkę.
Stało się coś co sprawiło że wczorajszy dzień  był prawdziwym Dniem Kota,bo Migusia przemówiła! Do tej pory słyszałam jej cieniutkie myszkowate piski kilka razy, nie licząc tego razu w weta kiedy darła mordkę czym sprawiła moje niemalże osłupienie, że ona w ogóle ma głos...
Ale wczoraj normalnie przemówiła. Gdyby nie inny ton głosu, pomyślałabym że to Tiggy wraca ze szlajania się, bo zawsze jak wraca to się głośno melduje. Siedzę sobie zasłuchana w Secret Garden, a tu słyszę "Miiiiiiłłł", ale nie cichutko jak kiedyś, tylko całkiem wyraźnie i donośnie. Odzywam się, a ona jeszcze raz. Zameldowała się że wróciła z podwórka!
I tak było ze dwa razy. Znaczy że Migusia przekształca się w prawdziwego kota :-)

A dzisiaj to już nastąpił zupełny koniec świata. Przygotowałam się jak co rano do pracy, wyszłam, jadę. W połowie drogi patrzę w lusterko (nie że dopiero w połowie drogi zerknęłam, co to to nie, bo jestem dobrym kierowcą i zerkam często), patrzę uważniej, co jest? Coś mi nie pasuje... Zaglądam uważniej...
Cholera jasna, a gdzie maskara????
Jestem ostatnio trochę roztargniona, ale żeby zapomnieć maskary??? To mi się jeszcze nigdy nie zdarzyło -czuję się taka... naga... chyba spędzę dzień w dyżurnych okularach.